Spostrzegawczość jest matką
geniuszu.
Novalis
Kamose poprosił Qeba,
by dzisiejszy trening odbył się trochę później. Gdy mężczyzna usłyszał, że ma
to związek z odczytaniem pisma bogów, zgodził się bez problemu, uznając, że w
razie potrzeby może też całkiem odwołać ćwiczenia, które nadrobią innym razem.
Szczególnie że zdaniem Ur-Atuma słowa bogów były ważniejsze niż kolejny,
prawdopodobnie przeciętny wojownik w szeregach rebeliantów. A cierpliwość
przywódcy miała swoje granice. Bardzo łatwo z wybrańca mógł zmienić status na
wielką pomyłkę lub oszusta.
Kamose zabrał jeden z papirusów,
do końca nie tłumacząc Khepri swoich zamiarów, ale utrzymując ją w przekonaniu,
że to może pomóc w odczytaniu. Uznał, że najlepiej będzie, gdy słowa przepisze
we własnym domu, nie u widzącej. Kobieta zapewne zgodziłaby się na
udostępnienie ścian, ale książę czułby się, jakby dewastował czyjeś miejsce
zamieszkania.
Prowizoryczny pędzel
zrobił ze swoich włosów i kawałeczka drewna, które z trudem było mu nazwać
patyczkiem, ale uznano, że na więcej nie zasługiwał, bo to towar deficytowy. Musi wystarczyć, pomyślał Kamose,
sceptycznie przyglądając się przedmiotowi.
Usiadł przy ścianie, obok
swojego posłania. Trzymając sztylet w prawej ręce, trochę się wahał, ale w
końcu doszedł do wniosku, że nic innego nie wymyśli. Nigdy nie ciął się tak, by
nie zrobić sobie krzywdy, wszelkie skaleczenia i urazy były wynikiem
najróżniejszych wypadków. Woląc nie ryzykować, że za bardzo zagłębi ostrze w
ciele lub uszkodzi ważną żyłę i wykrwawi się na śmierć, postanowił naciąć
wierzch dłoni, co wydawało mu się bezpieczniejszą opcją.
Syknął, gdy ostrze
przecięło skórę, wywołując nieprzyjemne szczypanie. Dopiero gdy wyciskał krew
do miseczki, pomyślał o tym, że wcześniej powinien zdezynfekować sztylet.
Zakręciło mu się w głowie, kiedy przypomniał sobie, do czego wcześniej używał
broń. Miał nadzieję, że do rany nie wda się żadne zakażenie, bo skończy się to
bardzo źle, prawdopodobnie śmiercią w męczarniach lub amputacją dłoni.
Starając się nie myśleć o
nieprzyjemnych rzeczach, Kamose skupił się na postawionym sobie zadaniu. Powoli
zaczął przepisywać słowa, pomijając tylko te napisane innym alfabetem niż
łaciński. Uznał, że to strata czasu, a w efekcie i tak nie udałoby mu się
idealnie skopiować znaków. Ponadto nie znał żadnego z tych języków.
Gdy Kamose przepisał około
połowę tekstu, do domu wrócił Pepi. Chłopak usiadł przy nim, dokładnie
przyglądając się temu, co robił.
– Ojejku, piszesz słowa
bogów w naszym domu! – zawołał z entuzjazmem. – Tak wypada? – dodał po chwili
już z większym sceptyzmem. – Wiesz,
Ur-Atum raczej nie będzie z tego zadowolony, boskie znaki miały być trzymane w
ścisłej tajemnicy i tylko on i Khepri mieli do nich dostęp.
– Jeśli Ur-Atum chce, bym
to odczytał, to musi mi pozwolić robić swoje. Już i tak za bardzo się dla niego
poświęcam – oznajmił Kamose, postanawiając, że gdy przywódca dowie się o
wszystkim i będzie mieć coś przeciwko, złamie obietnicę daną Pepiemu i powie
mu, co o nim tak naprawdę myślał.
– Dlaczego przepisujesz to
krwią? – zapytał zszokowany chłopak, dopiero teraz zauważywszy, co służyło księciu
za atrament.
– Bo nie mam nic innego –
podpowiedział spokojnie Kamose. Nie myśl
o zakażeniu, nie myśl o zakażeniu, powtarzając przy tym w myślach. – Nie
martw się, nic mi nie będzie, nie upuszczę dużo krwi. Wiem, co robię. – Chyba. – Ale gdybym stracił przytomność,
to mocno przewiąż mi lewy nadgarstek kawałkiem materiału i unieś nogi, aż się
nie ocknę – profilaktycznie poinstruował chłopaka.
Wyraz twarzy Pepiego jasno
świadczył o tym, że te instrukcje wydawały mu się dziwne i nie do końca
wszystko rozumiał, lecz posłusznie skinął głową. Kamose przyjął to za dobry
znak, ufając, że w razie potrzeby chłopak go nie zawiedzie. Oczywiście
najbardziej liczył na to, że żadna pomoc nie będzie mu potrzebna.
Dłuższą chwilę siedzieli w
milczeniu, Kamose nadal przepisywał papirusy, za bardzo się przy tym nie
starając, bo i tak nikt inny tego nie rozumiał. Pepi przyglądał mu się z
nieskrywaną fascynacją. Początkowo książę sądził, że dotyczyła ona tylko
bliskości pisma bogów, później zorientował się, iż chłopaka najbardziej dziwiła
znajomość różnych języków oraz umiejętność szybkiego pisania.
Po pewnym czasie Kamose
miał już dość ciszy, chciał zapytać Pepiego o Esmillę, wątpiąc, by w
najbliższej przyszłości nadarzyła się lepsza okazja. Szczególnie gdy Qeb
wyznaczy dodatkowe godziny treningu. Chłopak jednak pierwszy zabrał głos:
– Nefretete dzisiaj
wyjechała – oznajmił, mimo iż Kamose losy kobiety w ogóle nie interesowały. –
Ur-Atum wysłał ją do Teb z jakąś tajną misją. Nie chciała zdradzić szczegółów,
ale za to nie omieszkała wspomnieć, że się wczoraj pokłóciliście.
– Świetnie – mruknął pod
nosem Kamose. – To ona się zezłościła, gdy zapytałem o dary.
Pepi tylko wzruszył
ramionami, jakby powód ich kłótni w ogóle ich nie obchodził.
– Przyszła tu rano się
pożegnać, ale ty byłeś wtedy u Khepri. Powiedziała, że pozdrowi Echnatona od
ciebie, o ile będzie mieć okazję.
Ostatnie słowa całkiem
wytrąciły Kamose z równowagi. Nie dość, że zamiast literki s narysował długą
kreskę biegnącą wzdłuż ściany, to wylał część krwi z miseczki. Zaśmiał się
krótko, nie będąc w stanie wyobrazić sobie Nefretete składającej takie
obietnice.
– Ona naprawdę chciałaby
poznać tę twoją drugą osobowość, która nie miała nic wspólnego ze śmiercią jej
brata. Tylko nie zawsze to wychodzi – nie dawał za wygraną Pepi.
– Jasne – mruknął Kamose.
Szanował sympatię, jaką
chłopak darzył Nefretete, dlatego postanowił uciąć ten temat. Nie chciał, by
przez jego uprzedzenia zmienił nastawienie do kobiety. Już miał zamiar zapytać
o Esmillę, gdy nagle odezwała się w nim archeologiczna ciekawość. Od dawna
postanowił nie mieszać się w wydarzenia historyczne i trzymać się z boku, ale
to nie oznaczało, że nie mógł poznać faktów, które nie przetrwały na
przestrzeni wieków. Mimowolnie uśmiechnął się szeroko. Na szczęście cały czas
patrzył na ścianę, więc Pepi nie zauważył nagłej zmiany, jaka w nim zaszła.
– Następnym razem będę
wobec niej bardziej wyrozumiały – skłamał Kamose, nie mając zamiaru zmieniać
swojego zachowania. Uważał, że winę za kłótnie i nieporozumienia ponosiła tylko
i wyłącznie Nefretete. – Zawsze mnie ciekawiło, kim ona jest i jak znalazła się
wśród rebeliantów – zagadnął jakby od niechcenia, jednak Pepi od razu połknął
haczyk.
– Kiedyś była księżniczką…
– urwał nagle i zawahał się, jakby zastanawiał się nad dalszą częścią
opowieści. Kamose czekał cierpliwie, wiedząc, że Pepi wcześniej czy później
zacznie mówić dalej. – Gdy Nefretete była jeszcze małą dziewczynką, razem z
bratem wybrali się na przejażdżkę… albo w odwiedziny do przyjaciół – dodał po
chwili namysłu. – W drodze zostali zaatakowani. Brat Nefretete był pewien, że
to wrogowie polityczni nasłali na nich kapłanów obdarzonych darem bogów. W
każdym razie z opresji uratowali ich rebelianci, wtedy też wyszło na jaw, że
oboje też władają darem, dlatego przyłączyli się do rebeliantów.
– Tak po prostu? – zdziwił
się Kamose. – Nigdy nie chcieli wrócić do domu? Nikt ich nie szukał?
– Rodzina uznała, że
zginęli razem z wszystkimi towarzyszącymi im wojownikami. Żaden z nich nie
przeżył, więc nie mógł powiedzieć prawdy. Podobno to brat Nefretete nalegał na
przystanie do rebeliantów, ona była za mała, by mieć własne zdanie i rozumieć,
na co tak naprawdę się zgodziła. Czasem chyba tęskni za tamtym życiem, tak mi
się przynajmniej wydaje.
– Może jeszcze nie
wszystko stracone – wyrwało się Kamose, zanim zdołał ugryźć się w język.
– Chcesz się ożenić z
Nefretete i uczynić z niej księżniczkę egipską! – zawołał z entuzjazmem Pepi,
uśmiechając się szeroko. – Weźmiecie mnie ze sobą do Teb, czy gdzie będziecie
mieszkać?
– Nie! – krzyknął
przerażony Kamose.
Zdawało mu się, jakby
serce przez chwilę stanęło w jego piersi. Życie z Nefretete jawiło mu się
niczym najgorszy koszmar. Zresztą ona była przeznaczona komuś innemu. Ukochana żona Echnatona, przypomniał
sobie słowa jednego z profesorów. Może jej wyjazd do Teb nakieruje ten związek
na właściwe tory. O ile brat kiedykolwiek wybaczy kobiecie zasadzkę i
uprowadzenie najmłodszego z synów Amenhotepa III.
– To znaczy nie chcę się z
nią żenić – wyjaśnił pospiesznie Kamose. Jego wcześniejszy wybuch sprawił
przykrość Pepiemu, który najwyraźniej uważał, że książę nie miał zamiaru zabrać
go do Teb. – Wydaje mi się, że to Echnaton wpadł jej w oko.
Zdradzanie faktów z
przyszłości było dość ryzykowne, jednak uważał, że w tym wypadku to nic
wielkiego. Nefretete wyjechała, więc przez dłuższy czas nie mogła się o niczym
dowiedzieć. A kto wie, czy podczas pobytu w Tebach w jakiś magiczny, zdaniem
Kamose, sposób nie zakocha się w Echantonie, a on w niej. Wtedy pozostanie
tylko czekać na przejęcie władzy przez drugiego z synów faraona i historia
wróci na normalne tory. Oczywiście o ile nagle nie pojawi się nie wiadomo skąd
Elleshar i wszystkiego nie zepsuje.
– Nie jestem pewien –
rzekł dość sceptycznie Pepi.
– Wiem, co mówię – nie dawał
za wygraną Kamose. – Znam się na tym.
– Pewnie korzystasz teraz
z tego twojego daru widzenia – oznajmił nagle chłopak.
Kamose nagle grunt zaczął
walić się pod stopami. Wpatrywał się w ścianę, w ogóle nie widząc słów, a
zarazem pragnąc, by przetłumaczyły się w instrukcję pt. Jak skutecznie trzymać
język za zębami, bo starożytni Egipcjanie potrafią wyciągać trafne wnioski, nie
opierając wszystkiego na bogach i wierze.
– Wyglądasz, jakbyś zaraz
miał paść tu trupem, Kamose – jakby z oddali usłyszał głos Pepiego. – Nie martw
się, zachowam to w tajemnicy, aż Nefretete sama nie ogłosi, że wychodzi za mąż
za księcia Egiptu. Zresztą nikt by ci nie uwierzył, pozostali wątpią w twoje
zdolności widzenia.
– I dobrze – wymamrotał
Kamose. – Zresztą nie jestem widzącym – dodał już pewniejszym głosem. – A tak w
ogóle, to chciałem cię zapytać, jak ty odkryłeś, że masz dar i nauczyłeś się go
hmm… wzywać – zmienił temat skoro nadarzyła się idealna okazja.
Pepi zmarkotniał i przez
chwilę wpatrywał się w ścianę, jakby tym razem on spodziewał się, że litery
ułożą się w potrzebne mu w tamtej chwili wskazówki.
– Nie chcesz, to nie mów –
dodał Kamose, mając jednak nadzieję, że chłopak się nie zniechęci. – Nie chcę
cię do niczego zmuszać. Uznałem tylko, że to mogłoby mi pomóc. Wydaje mi się,
że cierpliwość Qeba ma swoje granice, a Ur-Atuma już na pewno.
– Całe życie spędziłem
śród rebeliantów, znaleźli mnie, gdy byłem niemowlęciem. Prawdopodobnie
zostałem porzucony przez rodziców i tylko wielka dobroć Amona-Re sprawiła, że
przeżyłem. W każdym razie tak mówi Ur-Atum.
– Przykro mi – rzekł
Kamose.
Nigdy nie przypuszczał, że
wiecznie radosny Pepi miał tak smutną przeszłość. Nie wiedział, co powiedzieć,
bo w każdym ze swoich żyć miał dom i rodzinę, która o niego dbała i starała
się, by nic mu nie brakowało.
– Może ciężko ci w to
uwierzyć, bo wychowałeś się w wielkim pałacu, ale życie wśród rebeliantów nie
było złe. Już jako dziecko często podróżowałem i uczyłem się wielu pożytecznych
rzeczy – stwierdził z uśmiechem Pepi. – To się wydarzyło podczas jednej z
podróży. Nagle obudziłem się w środku nocy, wokół panowały nieprzeniknione
ciemności, nie było widać księżyca ani gwiazd. Wydawało mi się, że sam jeden
zostałem wchłonięty przez mrok i pozostanę już w nim na zawsze. Tak bardzo
chciałem ujrzeć chociaż promyczek światła… Ale w zamian za to wszędzie zrobiło
się przeraźliwie jasno… Moi towarzysze omal nie oślepli, uratowało ich tylko
to, że spali, gdy to się zaczęło. Ten, który stał na warcie, nie miał tyle
szczęścia…
– Wtedy Ur-Atum zaczął gadać
te bzd… zaczął mówić o błogosławieństwie Amona-Re – poprawił się szybko Kamose.
W myślach zobaczył
uśmiechniętego przebiegle przywódcę rebeliantów. Wyzwolenie tak wyjątkowej mocy
Pepiego musiał traktować jak wielki prezent od bogów. Kamose zastanawiał się,
czy Antef wiedział o istnieniu chłopaka, czy też jego zdolności trzymano w
wielkiej tajemnicy.
Pepi skinął głową, a
Kamose było go ogromnie żal. Może i odpowiadało mu życie w obozie rebeliantów,
ale Ur-Atum zapewne miał wobec chłopaka wielkie plany. Zamierzał go wykorzystać
w odpowiednim momencie, zapewne powołując się na wdzięczność, którą był winien
rebeliantom.
– Ale jeszcze do końca nie
opanowałeś przywoływania światła? – kontynuował temat Kamose. Tym razem nie
chciał wprost pytać o aktywowanie magicznych zdolności i towarzyszące przy tym
modlitwy, by nie obraziła się na niego kolejna osoba.
– To nie jest takie łatwe
– odpowiedział posępnie Pepi. – Ur-Atum uważa, że mam za małą wiarę, Qeb, że
powinienem nauczyć się opanowania, a Nefretete, że chcę udowodnić innym, jaki
jestem dobry i przez to przesadzam z ilością światła. Wiesz, wszyscy, których
znam, zaczynali od małych rzeczy, by stopniowo dochodzić do wielkich. Nie
rozumiem, dlaczego ze mną jest odwrotnie…
– Nie martw się, ja też
przesadziłem za pierwszym razem – próbował go pocieszyć Kamose. Słabo to
wyszło, gdyż ich sytuacje za bardzo się różniły, on walczył z wielkim potworem,
by uratować życie brata, nie bał się ciemności, by w efekcie oślepić jednego z
towarzyszy. – A teraz w ogóle nie potrafię przywołać daru. Chyba nie mam tak
wielkiej wiary, jak wszystkim się tu wydaje – zaryzykował, licząc, że Pepi
rozwinie temat. Nie pomylił się.
– Ja chyba też nie.
Zresztą tamtej nocy w ogóle nie myślałem o bogach – szepnął, jakby obawiał się,
że ktoś może podsłuchać. Kamose zamarł z prowizorycznym pędzlem oddalonym o
kilka centymetrów od ściany. Czyżby po raz pierwszy miał usłyszeć coś
pożytecznego? – Chciałem tylko, by nie było tak ciemno.
– Esmilla wspominała, że
istnieją różne dary, jedne wyjątkowe, inne pospolite, których każdy może się
nauczyć – zaczął ostrożnie Kamose, całkiem zapominając o dalszym przepisywaniu
papirusu. – Kto je selekcjonuje? Próbowano w ogóle kiedyś nauczyć się tych
wyjątkowych?
– Nie wiem, zadajesz
pytania, które mi nigdy nie przyszłyby do głowy.
Bo jestem z dwudziestego pierwszego wieku i na tę waszą
magię patrzę zupełnie inaczej,
powiedział w myślach.
– Naprawdę myślisz, że
mógłbym nauczyć się też tych wyjątkowych zdolności! – zawołał z entuzjazmem
Pepi, był zachwycony tą perspektywą. Kamose w duchu odetchnął z ulgą, gdyby
rozmawiał na ten temat z Qebem, pewnie zostałby skarcony za bluźnierstwo. –
Zawsze chciałem mieć tak dobry słuch jak Gahiji, mój nauczyciel. Potrafi
powtórzyć twoje słowa, nawet kiedy stoisz na drugim końcu obozu.
– Słuch, światło –
zamyślił się Kamose. – A ktoś potrafi latać, stać się niewidzialny albo wezwać
lód? – dociekał dalej.
– Nie, niebo to przestrzeń
bogów. Przynajmniej dopóki nie powstaną latające rydwany, o których mówiłeś.
Znaczenia drugiego nie rozumiem. Co to jest l-lód? Twoja umiejętność
przyzywania błyskawic zapewne też zostanie uznana za wyjątkową.
Tylko, że był jeszcze lód, pomyślał Kamose. Już otwierał usta, by zadać kolejne
pytanie, które mogłoby potwierdzić jego nową teorię na temat magicznych
umiejętności Egipcjan, lecz Pepi go uprzedził.
– Och! Ten znak oznacza
wojownika, prawda? – rzekł, wskazując palcem na jedno z ostatnich słów
napisanych na ścianie. – Chodzi o Elleshara? A tak w ogóle, od kiedy pismo
bogów jest takie… zwyczajne?
Kamose patrzył na Pepiego
z szeroko otwartymi oczami. Jak?!
Bardzo powoli obrócił głowę, by przyjrzeć się wyrazowi wskazywanemu przez
chłopaka. Spodziewał się ujrzeć hieroglify lub hieratykę. Wielkie było jego
zdziwienie, gdy okazało się, że wyraz przetłumaczył się na angielski.
– Wojownik – przeczytał
oszołomiony, po czym zerknął na papirus. – Cholera jasna! – zaklął, gdy okazało
się, że oryginalny tekst także się zmienił. – I po co ja się ciąłem, skoro to
nie ma najmniejszego sensu.
Mówisz jak Antef.
Nie myślałem o bogach. Chciałem tylko, by nie było tak
ciemno.
Wiara.
Opanowanie.
Zachowanie właściwego toru historii.
Lód na pustyni,
przypomniał sobie, co mówiono mu, odkąd dowiedział się o darach.
– Nadal widzisz ten sam
symbol? – zapytał Kamose, a gdy Pepi powoli pokiwał głową, kontynuował: –
Potrafisz przeczytać coś innego? Albo może inny wyraz wygląda znajomo, w sensie
nie jest napisany łac… językiem bogów?
– Trzeci znak –
odpowiedział Pepi. – Ale ja nie umiem czytać, nie wiem, co znaczy? Coś się
stało, Kamose?
– Muszę natychmiast
zobaczyć się z Esmillą. Wiesz, gdzie ona mieszka?
– Mogę cię zaprowadzić –
zaproponował Pepi. – Sam mówiłeś, że nie chce cię widzieć, więc nie miej potem
do mnie pretensji, jeśli cię nie wysłucha lub wyrzuci za drzwi.
– Zaryzykuję – oznajmił
Kamose, wstając i zbierając się do wyjścia. – Potem to posprzątam, gdyby Qeb
się pytał.
Byłem głupi,
pomyślał, idąc za Pepim przez obóz. Dawno
temu powinienem zorientować się, o co chodziło z tą magią. W końcu
zrozumiał, dlaczego Falan potrafiła odczytać słowa bogów.
~ * ~
Wiem, że jestem okropna,
bo to kolejna długa przerwa… Ale przede wszystkim musiałam zająć się napisaniem
pracy magisterskiej, późniejszymi drobnymi poprawkami przed oddaniem do
recenzji i składaniem papierów do obrony. Potem doszła jeszcze rozmowa
kwalifikacyjna na studia doktoranckie (swoją drogą mogę się pochwalić, że się dostałam ^^). No i niemal dwa miesiące zleciały… Z racji, że obronę mam dopiero w
poniedziałek, to zaległości będę nadrabiała powoli – jeden dzień, jeden blog.
Zastanawiam się też, co
dalej zrobić z pisaniem. Ten blog, oczywiście, nadal będę prowadziła, bo do
końca wiele nie pozostało. Zastanawiam się jednak, czy nie zacząć równolegle
czegoś nowego, by sobie trochę urozmaicić pisanie. Problemem jest tylko to, że
mam za dużo pomysłów. Myślałam o drugiej części Braci Duszy, o opowiadaniu we
własnym świecie, z wątkiem głównym bazującym na tym z drugiej części Braci, w
takich trochę pirackich klimatach, o thrillerze z dużą dawką elementów
fantastycznych i powrocie na Utracony tron. Może macie jakieś przemyślenia na
ten temat, które pomogłyby mi podjąć decyzję? Wszystkie sugestie mile widziane.
I dopiero teraz się zorientowałam, że pierwszego lipca minął rok od założenia tego bloga.
First. Jak mozna zapomniec o urodzinach opka? Ja proponuje sefcia
OdpowiedzUsuńA tak myślałam, że pewnie siedzisz nad pracą magisterską :) Siostra też pisała, bo jej pomagałam, więc znam sytuację :) W każdym razie życzę powodzenia na obronie (choć wiem, że to formalność), i gratuluje dostania się na studia doktoranckie! :)
OdpowiedzUsuńAle przejdźmy do rozdziału.
Kamos trochę zaryzykował, mówiąc Pepemu o wydarzeniach z przyszłości. Mam nadzieję, że dotrzyma słowa i nie zdradzi nikomu o Nefrederte i Echnatonie.
Historia Pepe bardzo smutna, zważywszy na to, jaki chłopak jest pogodny. W sumie nie pamięta rodziców, bo był niemowlęciem jak go porzucili, a dorastanie wśród rebeliantów bardzo mu się podobała.
Zaciekawiło mnie te nagłe oświecenie Kamosa, choć do końca nie wiem, co on odkrył... Myślałam, że coś przeoczyłam, więc przeczytałam fragment z malowaniem symbolów jeszcze raz... a ja nadal wiem tyle, co wiedziałam wcześniej... chyba następny rozdział nieco mnie bardziej oświeci na temat tego, co odkrył na temat o "niezwykłych zdolnościach Egipcjan".
W każdym razie czekam na nowy rozdział i gratuluję rocznicy! :)
A ja chyba Ci nie pomogę na temat wyboru, na czym być musiała się skupić, bo przeczytam wszystko, co wyjdzie spod Twojego pióra^^
Pozdrawiam serdecznie!
Dziękuję :)
UsuńW dwóch kolejnych rozdziałach powinno wyjaśnić się wszystko na temat zdolności Egipcjan. Jeżeli dobrze pamięta, to w następnym Kamose nie przedstawi jeszcze swojej teorii, bo skupi się na czymś innym i jeszcze trochę faktów do swoich przypuszczeń pozbiera.
I akurat oświecenie Kamose nie wzięło się z samego malowania symboli, bo w takim tempie do niczego, by nie doszedł. Coś innego naprowadziło go na trop.
Bardzo fajny rozdział, wyszło w nim na jaw parę rzeczy.
OdpowiedzUsuńŻal mi Pepiego, faktycznie miał dużo szczęścia.
No i historia Nefretete. Jestem ciekawa, czy pójdzie tą samą ścieżką, jaką znają historycy, czy coś się jednak zmieni.
Końcówka sprawiła, że trybiki w mózgu zaczęły mi się obracać. Kamose coś odkrył, coś wielkiego, ale ja niestety nie do końca rozumiem co xD ale chyba tak miało być. W każdym razie czekam na rozwiązanie z ciekawością ;)
Pozdrawiam.
Dziękuję :)
UsuńJak to się dalej potoczy z faktami historycznymi i czy obecność Kamose dużo namiesza, okaże się w końcówce opowiadania ;)
A w kolejnych rozdziałach Kamose wyjaśni, do jakich doszedł wniosków.
Byłam pewna, że komentowałam, ale najwyraźniej blogspot an telefonie zaszfankował xD Cieszę się, że z pismem bogów nareszcie są prawdziwe postępy. Ciekawe, dlaczego te słowa nagle zaczęły siuę zmieniać i czemu na różne języki.. Może w kilka osób faktycznie zdołają odczytać całość? Pepi wydaje się byc inteligentny, myslę ze jakby ktoś go przenióśł do XXI, to może by tak szybko nie zginął i nawet się rpzyzwyczaił ;p Mam nadzieję,że w najbliższych rozdziałch chociaż ra przedstawisz opis trenuingu Kamosego, chciałabym wiedziec, czego i w jaki sposób naucza go Qeb. Zapraszam do mnie na nowosć. jestem ciekawa Twojej opinii
OdpowiedzUsuńTeż mi się wydaje, że Pepi dobrze by sobie poradził w XXI wieku i nawet dużo bardziej by mu sie tam podobało.
UsuńA sprawa z pismem bogów niedługo się wyjaśni i za kilka rozdziałów zdołają przeczytać papirusy.
Historia Pepiego jest bardzo smutna. Niby nie zna innego życia, a to wśród rebeliantów mu się podoba, ale to przykre, że nie zna swoich rodziców. Kamose dużo zaryzykował mówiąc mu o Nefrete i Echnatonie.
OdpowiedzUsuńJestem ciekawa, co odkrył Kamose. Czekam na następny rozdział :D Pozdrawiam!
Pepi tak tego nie odbiera, bardzo cieszy się ze swojego życia, mimo że nie zawsze było lekko.
UsuńA odkrycie Kamose zostanie chyba dopiero dokładnie przedstawione w rozdziale 24.
Rozmowa Kamose z Pepim była całkiem ciekawa. Zastanawia mnie czy Nefretete będzie ostatecznie żoną Echnatona. Ciekawa jestem co by było, gdyby tak się nie stało. Kompletna zmiana historii.
OdpowiedzUsuńPisanie krwią? Już wcześniej sam pomysł wydał mi się odrobinę przerażający, ale co by nie mówić Kamose jest pomysłowy. Oby tylko nie wdało się żadne zakażenie.
Nagłe olśnienie chłopaka zupełnie mnie zaskoczyło. Chociaż cieszę się, że ruszył naprzód w sprawie tego pisma. Mimo że nie bardzo rozumiem na czym polega to odkrycie Kamose.
Czekam aż wszystko się wyjaśni i pozdrawiam :)
Już podjęłam decyzje odnośnie tego, jak opowiadanie się skończy, ale będę milczeć do samego końca ;)
UsuńKamose może i jest pomysłowy, ale ja miałam długą burzę mózgu, bo zupełnie nie wiedziałam, co miałby wykorzystać.
J., jak ja dawno nie czytałam nic twojego. <3 Aż zrobiło mi się ciepło na sercu, kiedy czytałam twój rozdział i poznawałam ten styl, znany mi ze Wspomnień Severusa i Braci Duszy. Co do tego opowiadania to póki co przeczytałam tylko ten rozdział, resztę szybko nadrobię, ale! Wypowiem się na temat tego, co póki co przeczytałam. :D
OdpowiedzUsuńNajpierw - jej, sam pomysł połączenia Egiptu (Nefretete, Echnaton, TAK! zawsze byli moimi ulubieńcami, zwłaszcza Amenhotep IV) i chłopaka z XXI wieku jest genialny i chyba tylko ty mogłaś na to wpaść i opisać to w ten sposób. Ogólnie głównego bohatera polubiłam, co jest u mnie rzadkością. Kamose wydaje mi się mieć nieco za duże ego czy jak to tam nazwać, ale jednak darzę go sympatią. Choć wydaje mi się, że moim ulubionym bohaterem zostanie Pepi, od jego pojawienia się w tym rozdziale nie mogłam przestać się uśmiechać. Widać, że chłopak jest zagubiony w swoim darze i wszystkim, co jest z tym związane.
Oczywiście czekam na kolejny rozdział i lecę nadrabiać poprzednie, żeby zrozumieć, o co chodzi z pismem bogów, lodem na pustyni i chłopakiem ze współczesności w starożytnym Egipcie. :D A co do twojej rozterki - najbardziej spodobały mi się pomysły odnośnie drugiej części Braci Duszy i tego thrillera z domieszką fantastyki.
Pozdrawiam cię serdecznie!
Dziękuję :)
UsuńNie powiedziałabym, że Kamose ma duże ego, ale skoro przeczytałaś tylko ten rozdział, to może faktycznie takie sprawia wrażenie.
Odnośnie nowego opowiadania, to podjęłam już decyzję i dzisiaj dałam pierwszy post na Utraconym tronie. Ale możliwe, że gdy skończę to opowiadanie i czas mi na to pozwoli, to zacznę pisać drugą część Braci. Nawet mam już prawie trzy rozdziały napisane.