Bogowie może istnieją, a może nie.
Dlaczego więc i tak w nich nie wierzyć? Jeśli to wszystko prawda, to po śmierci
trafisz w przyjemne miejsce, a jeśli nie, to przecież nic nie tracisz.
Terry Pratchett – Wiedźmikołaj
Najważniejsze dla
Ur-Atuma było odczytanie pisma bogów, dlatego w ciągu kolejnych dni Kamose
zajmował się tylko tym. Rano chodził do Khepri i przesiadywał u kobiety do
wieczora, bezsensownie wpatrując się w papirusy, zarazem coraz częściej błądząc
myślami wokół innych tematów.
Oczywiście najważniejsze
miejsce zajmowała Esmilla. Bardzo chciał z nią ponownie porozmawiać, wyjaśnić
nieporozumienie, do jakiego doszło między nimi i dowiedzieć się, dlaczego tak
nagle zmieniła zdanie odnośnie jego osoby. Kobieta jakby zapadła się pod ziemię.
Nie widział jej ani razu, a Pepi uparcie milczał, odmawiając udzielenia
jakichkolwiek informacji na temat miejsca zamieszkania lub pobytu Egipcjanki.
Kamose zastanawiał się
także, czy Ur-Atum dotrzyma słowa i przydzieli mu nauczyciela, który
wytłumaczy, jak korzystać z magii, a także powie coś więcej na temat darów, o
ile starożytni Egipcjanie w ogóle się tym interesowali. Obserwując rebeliantów,
książę coraz częściej dochodził do wniosku, że z góry założyli, że była to
zasługa bogów. Nie zadawali żadnych pytań o naturę tego zjawiska ani nie
dociekali mechanizmów jego działania.
Kamose ziewnął,
zastanawiając się, co by się stało, gdyby przez przypadek wzniecił pożar i
spalił wszystkie papirusy. Uśmiechnął się w duchu na myśl o wściekłości
Ur-Atuma, szybko jednak się opanował. Dla rebeliantów te teksty stanowiły coś w
rodzaju religii i książę wątpił, by darowano mu ten występek bez względu na
umiejętności, jakie posiadał.
Chcąc odgonić
nieprzyjemnie wizje tortur i powolnej śmierci, wziął do ręki kolejny papirus.
Zawsze układał je w tej samej kolejności, a ten lubił najmniej, ponieważ nie
potrafił przeczytać ani jednego słowa. Oparł głowę na dłoni, ciesząc się, że
Khepri gdzieś wyszła i nie mogła zwrócić mu uwagi, że w ogóle nie przykłada się
do powierzonego zadania. Ponownie chciał pozwolić umysłowi odpłynąć w krainę
marzeń, gdy wtem jeden z fragmentów tekstu przykuł jego uwagę. Zamrugał kilka
razy, by mieć pewność, że to zmęczone oczy nie płatają mu figli, ale nic się
nie zmieniło. Rozłożył przed sobą pozostałe papirusy i pospiesznie je
przejrzał. Nie pomylił kolejności.
Kamose ożywił się i usiadł
prosto, jeszcze raz dokładnie analizując tekst. Nie miał pojęcia, jak to się
stało, ale niektóre wyrazy same z siebie przetłumaczyły się na angielski. Co
prawda książę nadal nie rozumiał całości przesłania, ale uznał, że to dobry
pierwszy krok.
Zadowolony z odkrycia chciał
zawołać Khepri i podzielić się nim z widzącą oraz poprosić o coś do pisania, by
codziennie przepisywać pergaminy i analizować zmiany. Cały entuzjazm jednak
gwałtownie wyparował, gdy Kamose uświadomił sobie, że w starożytnym Egipcie nie
znano papieru ani przyborów piśmienniczych. Papirus był zbyt cenny, by
pozwolono mu go wykorzystać w takim celu. Alternatywa – kamienne tabliczki też
odpadały. Nie potrafił rzeźbić i wątpił, aby starczyło mu dnia, by wszystko
skopiować.
– Myśl, Kamose, myśl –
mamrotał pod nosem, krążąc po pomieszczeniu. – Musi istnieć jeszcze jakiś
sposób.
Próbę zapamiętania tekstów
odrzucił na samym początku. Już teraz nie pamiętał, pierwotnego zapisu i nie
wiedział, czy wyrazy z nieznanych mu języków także się nie zmieniły.
– Piasek się nie nada,
drewno też jest zbyt cenne i go nie dostanę – kontynuował, nie przypuszczając,
że kiedykolwiek zatęskni za czymś, zdawałoby się tak banalnym i wszechobecnym
jak papier. – Oddałbym wszystko, by odzyskać te wszystkie zapisane tylko z
jednej strony kartki, które wyrzuciłem. Wystarczyłby głupi cienki zeszycik.
Albo instrukcja działania magicznych papirusów – dodał po chwili.
– Coś się stało, książę
Kamose? – zapytała Khepri, wchodząc do pomieszczenia. – Udało ci się coś
odczytać? – zadała kolejne pytanie, nie czekając na odpowiedź.
Kamose przez chwilę
zastanawiał się, co powinien powiedzieć kobiecie. Mimo że nie zachowywała się
tak nieprzyjemnie jak Ur-Atum, wiedział, że od razu pobiegłaby do przywódcy, by
poinformować go o postępach. Książę postanowił jeszcze trochę zatrzymać swoje
odkrycie w sekrecie, przynajmniej dopóki nie będzie miał do powiedzenia więcej
niż tekst na papirusach magicznie się zmienia.
– Nie, ja… muszę się
trochę przewietrzyć – wymyślił, mając nadzieję, że Khepri uwierzy w tę
wyjątkowo głupią wymówkę.
Kobieta jedynie kiwnęła
głową. Nie spuszczała z niego badawczego spojrzenia, dlatego Kamose postanowił
jak najszybciej zniknąć jej z oczu. Wyszedł na zewnątrz, nie odzywając się już
ani słowem, by nie powiedzieć za dużo i nie zostać zmuszonym do dalszych
wyjaśnień.
Odetchnął głęboko parnym
powietrzem, zastanawiając się, kogo powinien poprosić o radę. Od razu,
oczywiście, pomyślał o Esmilli. Sądził, że kobieta najlepiej wiedziałaby, jak
mu pomóc. W drugiej kolejności przyszedł mu do głowy Pepi, dlatego skierował
się w stronę domu, który razem zajmowali, mając nadzieję, że chłopak nigdzie
nie wyszedł.
Zmartwienia Kamose, na
szczęście, okazały się bezpodstawne, bo zastał chłopaka, lecz nie był on sam.
Wesoło rozmawiał z Qebem, który niedawno musiał przybyć do obozu rebeliantów.
– Witaj, książę Kamose –
przywitał się uprzejmie, ale wyraz twarzy mężczyzny nadal pozostał poważny,
wręcz srogi. – Pepi mówił, że całe dnie spędzasz z Khepri, próbując odczytać
pismo bogów. Czyżby twój wcześniejszy powrót oznaczał wielki przełom?
Kamose milczał przez
chwilę, zastanawiając się nad odpowiedzią. Nie ufał w pełni rebeliantom i nigdy
nie mówił im wszystkiego. Wolał najpierw sam zorientować się w sytuacji, by
przez niepotrzebny pośpiech nie doprowadzić do poważnych zmian w historii.
Zresztą wątpił, by starożytni Egipcjanie go zrozumieli, szczególnie Ur-Atum,
któremu zależało jedynie na znalezieniu Elleshara i pokonaniu Antefa.
– Tak jakby – odpowiedział
wymijająco Kamose. Z chęcią zapytałby o Echnatona, ale skoro od teraz miał
mieszkać z Qebem w jednym domu, to mógł zachować nieco przyzwoitości i pozwolić
mu odpocząć po podróży. – Bo tak się zastanawiałem… – kontynuował, ostrożnie
dobierając słowa, by przez przypadek nie wspomnieć o długopisach, ołówkach czy
papierze. – Chodzi o to… – zaczął jeszcze raz. Że potrzebuję aparatu fotograficznego, dodał w myślach. –
Potrzebuję czegoś, na czym mógłbym pisać, ale nie może to być ani papirus, ani
kamienne tabliczki. Najlepiej, by szło to dość sprawnie.
– Po co? – zainteresował
się od razu Pepi.
– Możesz układać znaki z
kamieni, książę – zaproponował Qeb, ku zdziwieniu Kamose nie powtarzając
pytania chłopaka.
– Zbyt czasochłonne –
stwierdził, siadając na swoim posłaniu i ignorując pytanie Pepiego. Może
odpowiedziałby na nie, gdyby byli sami, ale przy Qebie nie chciał wdawać się w
szczegóły. – Musiałbym mieć tysiące małych kamyczków, by to miało sens. Jakby
tych głupich papirusów nie mogło być mniej – mruknął, po nie w czasie
orientując się, że nie miał zamiaru mówić tego na głos.
Qeb spojrzał na niego
dziwnie, ale tego nie skomentował, za co Kamose był mu wdzięczny.
– Pomyślę nad tym, książę.
Mógłbyś też porozmawiać z Esmillą, ona często potrafi znaleźć alternatywne
rozwiązania – zasugerował Qeb.
– Zapytam, gdy ją spotkam
– powiedział Kamose, woląc nie wdawać się w szczegóły dotyczące jego relacji z
kobietą.
– Przy okazji Ur-Atum
prosił, bym przekazał ci, książę, że od jutra rozpoczynasz naukę kontrolowania
swojego daru – rzekł Qeb.
Kamose z całych sił starał
się zachować kamienną twarz i się nie uśmiechnąć. Mógłby założyć się o
wszystko, że przywódca rebeliantów o nic nie prosił, a kazał jedynie przekazać
rozkaz, który miał być bez sprzeciwu spełniony.
– Cieszę się – przyznał
szczerze Kamose, zastanawiając się, czy uda mu się zapanować nad swoimi
magicznymi zdolnościami. Co więcej teraz będzie miał sensowną wymówkę, by
spędzać mniej czasu z Khepri. – Kto będzie moim nauczycielem?
– Ja, książę – powiedział
Qeb.
– To świetnie – stwierdził
Kamose, chociaż w duchu nie do końca się z tym zgadzał. Nie znał Qeba, przez co
obawiał się, że nie będzie mógł zapytać mężczyznę o wszystko. – Przynajmniej w
końcu ktoś mi wyjaśni, jak korzystać z daru. Może przyda mi się to też przy
odczytywaniu pisma bogów – zadumał, mimowolnie znów rozmyślając o marnowanym
przez lata papierze.
Westchnął w duchu,
uświadamiając sobie, że w pałacu faraona byłoby mu o wiele łatwiej znaleźć
alternatywę. Bez wyjaśnień otrzymałby chociażby farby, którymi malowano na
ścianach. Zawsze mógłbym użyć krwi, ale
nie wyszłoby mi to na zdrowie, zadumał. A
może codziennie prosić innego rebelianta o oddanie krwi? Nie, nie zgodziliby
się, a znając moje szczęście, któryś podciąłby sobie żyły i wykrwawił się na
śmierć.
– Nikt nie zrobił tego do
tej pory, książę? – wyrwał go z zadumy zdziwiony głos Qeba. – Wszystko opiera
się na wierze. Modlisz się do bogów, by zesłali dar w momencie, w którym chcesz
go użyć. Jeżeli twoja prośba jest szczera i gorliwa, zostaniesz wysłuchany. Gdy
się wahasz lub twoje myśli zajmuje coś innego, nic się nie wydarzy lub moc
wymknie się spod kontroli, przeważnie czyniąc szkody – zakończył, znacząco
spoglądając na Pepiego.
– To nie była moja wina! –
zaprotestował oburzony chłopak.
Kamose jęknął w duchu,
powstrzymując się przed przeklinaniem egipskich bogów na głos. Dlaczego
wszystko musiało się z nimi wiązać?! Oni nie istnieli i nie mogli zsyłać
ludziom magicznych umiejętności, bo wtedy posiadaliby je tylko kapłani, nie
przypadkowi Egipcjanie. Podczas walki z tangiem nawet na ułamek sekundy nie
pomyślał o modlitwie, przejmując się tylko i wyłącznie przedwczesną śmiercią
Echnatona i wynikającymi z tego konsekwencjami historycznymi.
– A gdyby okazało się, że
dar posiada ktoś niewierzący? – zaryzykował zapytać Kamose. Przecież w ciągu
wieków musiał istnieć ktoś taki!
– To niemożliwe, książę –
obstawiał dalej przy swoim Qeb. – Jak można nie wierzyć w bogów, którzy
obdarzają ten świat tyloma łaskami? Przecież sam faraon jest wcieleniem Horusa.
To co mówisz wręcz nie mieści mi się w głowie.
– Tak się tylko w teorii
zastanawiałem. Zresztą, nieważne – dodał pospiesznie Kamose, rozumiejąc, że
drążenie tego tematu donikąd go nie zaprowadzi. I tak powiedział już za dużo. –
Pójdę się przejść, może wymyślę, czym jeszcze można pisać.
Pospiesznie wstał i
wyszedł z domu, by nie wdawać się w dalsze dyskusje z Qebem. Wiele by dał, aby
porozmawiać z Esmillą, lecz nie wiedział, gdzie jej szukać. Być może wyjechała
już z obozu, by wykonać jakąś inną misję dla rebeliantów. Postanowił, że przy
najbliższej okazji zapyta o to Pepiego, a także dowie się od chłopaka, co on
tak naprawdę myślał o darach bogów.
~ * ~
Kolejnych dni Kamose nigdy
dobrze nie wspominał. Treningi wcale nie były tak przyjemne jak sobie to wyobrażał.
Qeb cały czas powtarzał, że powinien bardziej skupić się na modlitwie,
powierzyć swą duszę bogu, by dostąpić jego łaski. Książę słuchał cierpliwie,
ale nigdy nie stosował się do tych poleceń. Co prawda gorliwie zapewniał
nauczyciela, że to robi, ale na szczęście w głowie nikt mu nie siedział i nie
znał prawdy.
Kilka razy spróbował też
odtworzyć w myślach sytuację na pustyni. Całą siłą woli skupiał się na tym, że
chce, by Echnaton zasiadł na tronie faraona i by historia potoczyła się
normalnym torem. To też nic nie dało, co tylko zniechęciło Kamose.
Ur-Atumowi także nie
podobał się brak postępów w kontrolowaniu daru. Uważał, że człowiek, który
samodzielnie pokonał tanga, powinien bardo szybko się uczyć. Za każdym razem,
gdy Kamose widział przywódcę rebeliantów, miał ochotę uderzyć go w twarz, ale
powstrzymywał się, wiedząc, że to tylko pogorszyłoby jego sytuację.
Niestety, w odczytywaniu
pisma bogów też nie poczynił większych postępów. Nie potrafił znaleźć niczego,
co zastąpiłoby długopis i papier. Zdawał sobie sprawę, że niektóre słowa się
zmieniały, ale nadal nie na tyle, by odczytał chociaż jeden papirus.
Zmęczony po kolejnym dniu
spędzonym na bezsensownych, nie dających żadnych efektów czynnościach, Kamose
usiadł nad wodą. Robiło się coraz chłodniej, ale liczył, że dzięki temu uda mu
się na trzeźwo przeanalizować wszystkie fakty na temat darów i pisma bogów oraz
wyciągnąć sensowne wnioski, by w końcu ruszyć naprzód.
W myślach książę ciągle
powracał do pomysłu z krwią. Wydawało mu się, że nic by się nie stało, gdyby
użył jej jeden raz i przepisał tekst z jednego z papirusów. Odczytanie jednego
byłoby wielkim sukcesem. Może wtedy Ur-Atum postarałby się o jakąś farbę.
– Tęsknisz za pałacem i
niewolnikami? – usłyszał znajomy głos.
Po chwili usiadła obok
niego Nefretete. Kamose nie spodziewał się, że kobieta zechce z nim jeszcze
kiedykolwiek dobrowolnie porozmawiać. Przypuszczał, że ich drogi już na zawsze
się rozeszły.
– Myślałem o czymś innym.
Zresztą tutaj czuję się lepiej niż w pałacu – wyznał zgodnie z prawdą.
W obozie rebeliantów
przeważnie panował spokój, do którego Kamose bardzo szybko się przyzwyczaił.
Jego zdaniem w pałacu faraona czy nawet w całych Tebach mieszkało za dużo
dzieci, które tylko hałasowały i wbiegały pod nogi. Nawet liczba zwierząt
musiała zostać ograniczona przez wzgląd na miejsce ulokowania oazy.
– Niewiarygodne, nigdy nie
pomyślałaby, że usłyszę coś takiego od księcia, któremu usługiwano przez całe
życie. Szczególnie że teraz musisz koło siebie wszystko robić sam – stwierdziła,
ale po tonie głosu Nefretete zorientował się, że mu nie wierzyła. Kamose ani
trochę się tym nie przejął, co więcej nie miał zamiaru tłumaczyć kobiecie, że z
jego książęcej osobowości niemal nic już nie zostało, a to drugie ja przez całe
życie nie miało ani służących, ani tym bardziej niewolników.
– Brakuje mi tylko rozmów
z Echnatonem, czasem mimowolnie potrafił naprowadzić mnie na rozwiązania
niektórych problemów. I nie traktował jak dziwaka, gdy mówiłem o swoich
poglądach, których nie zaakceptowaliby inni.
– Myślisz, że pomógłby ci
odczytać pismo bogów? – zapytała sceptycznie Nefretete.
– Nie, sądzę, że pomógłby
mi w aktywowaniu mojego daru – powiedział Kamose, wierząc, że to prawda. – Jak
ty wyjaśniłabyś mi korzystanie z daru?
– Modlisz się i… Dlaczego
przewracasz oczami?! – przerwała oburzona. – Qeb powiedział mi o twoich
dziwnych pytaniach, kwestionujących istnienie bogów. Może tak naprawdę chcesz
zburzyć świątynie i zniszczyć Egipt! – zezłościła się, a Kamose miał wrażenie,
że wróciła ta dawna, nie znosząca go, nie ufająca mu i kwestionująca każde
słowo Nefretete.
– Ja?! Oczywiście, że nie.
– To Echnaton, dokończył w myślach. Jakimś cudem twój przyszły mąż.
– I tak ci do końca nie
wierzę.
– Jakoś mnie to wcale nie
dziwi. Mam jeszcze coś do zrobienia, więc nie będę cię dłużej zamęczał moim
towarzystwem.
Wstał i ruszył w stronę
domu. Był zły na Nefretete, że rozpoczęła tę bezsensowną rozmowę, która i tak
do niczego nie doprowadziła. Kamose powoli zaczynał wątpić, czy wśród rebeliantów
był ktoś, kto potrafiłby wytłumaczyć mu, jak działają dary, a to wcale dobrze
nie wróżyło jego przyszłości.
Dziś było już za ciemno,
dlatego postanowił, iż z samego rana przepisze krwią jeden z papirusów. A potem
porozmawia z Pepim na temat jego poglądów i jeśli będzie musiał, zmusi go do
pomocy w odnalezieniu Esmilli.
~ * ~
Już myślałam, że dzisiaj
mi się nie uda i będę musiała opublikować rozdział w piątek. Ale jest zgodnie z
planem, co mnie cieszy.
Niestety, nie wiem, kiedy
pojawi się kolejny. Za dwa albo trzy tygodnie, góra miesiąc, ale nie sądzę, bym
tak długo zwlekała. Przede wszystkim muszę zająć się napisaniem pracy
magisterskiej, więc blogowanie odchodzi na dalszy plan.
Kto by pomyślał, że taka drobna rzecz, jak papier, może sprawić w obecnie tyle problemu. Wcześniej Kamos o tym nie pomyślał, bo pewnie doszedł do wniosku, że raczej nie odczyta tych papirusów. A tu proszę! Jednak coś udało mu się odczytać. Moim zdaniem użycie krwi to troszkę przesada, ale... czy ma inne wyjście? Szkoda, że Esmilia nigdzie nie ma. Ona pewnie by mu pomogła.
OdpowiedzUsuńAch ta Nefretete... Myślałam, że w końcu jakoś dojdzie do porozumienia z Kamosem, ale jednak najwyraźniej nie ufa mężczyźnie. Przez jego nie wiarę w Bogów, może sprawić dość mocne zamieszanie.
Mam to nadzieję, że Kamos ujawni swoje moce. Może jednak wypadałoby się pomodlić? :)
Czekam na dalszy ciąg i oczywiście powodzenia w pisaniu pracy magisterskiej!
Pozdrawiam :*
Dziękuję :)
UsuńPrawdę powiedziawszy, to nawet do mnie brak dostępu do papieru doszedł dopiero wtedy, gdy pisałam ten rozdział, bo początkowo rozszyfrowanie papirusów chciałam rozwiązać w inny sposób.
Tak się składa, że Kamose ma swoje zasady i tak łatwo nie da się przekonać Egipcjanom, i nie uwierzy w ich bogów. Nie pomodli się nawet tylko po to, by sprawdzić, czy to zadziała.
Ciekawe, że słowa na tych papirusach się zmieniają. A może to Kamose jednak ma jakiś dar w tym względzie. W każdym razie jest nieźle zdesperowany, że rozmyśla o pisaniu krwią. Tylko na czym będzie pisał? Papirusy są cenne. To może Kamose poświęci swoje ubranie i będzie pisał na tkaninach ;)
OdpowiedzUsuńNie dziwię się, że Kamose zniechęcił się do ćwiczenia panowania nad swoim darem. Ja też myślałam, że to będzie bardziej interesujące. A dodatkowym problemem jest brak wiary w egipskich bogów. Oj, niełatwo mu to będzie szło.
Myślę, że już niebawem wyjaśni się, dlaczego litery na papirusach się zmieniały i jak to jest z tym darem Kamose. Wszystkie rozdziały wyjaśniające już prawie są napisane.
UsuńA pomysł z krwią Kamose wprowadzi w życie w następnym rozdziale i znajdzie nieco inne miejsce do pisania ;)
Ciekawe, dlaczego te słowa zamieniają się na angielski, to chyab musi byc jakaś wewnętrzna moc Kamosego, bo to dziwne, że akurat na ten język, prawda? ;p ale może coś z tegi wyniknie, choc faktycznie coś, na cyzm można zapisywać na trwałe, by się przydało. Mam również nadzieję że niedługo Kamose zacznie kontrolowaąć swoją magię. No i denerwuje mnie, że E go tak olewa, czemu właściwie? to frustrujące xD zapraszam na nowość do mnie na zapiski-condawiramurs.
OdpowiedzUsuńPrzepraszam, że tak długo mnie tu nie było, nie wiem, czemu tak zwlekałam. Fajnie jest znowu wrócić do tej historii i poczytać o perypetiach w Egipcie.
OdpowiedzUsuńKamose nadal nie czuje się do końca pewnie wśród rebeliantów. Myślę, że szczypta nieufności nikomu nie zaszkodzi. Nawet nie spodziewałam się, że brak papieru może być taką przeszkodą, ale fajnie, że pomyślałaś, jak bardzo realia starożytne różnią się od dzisiejszych. Mam nadzieję, że Kamose znajdzie jakiś sposób.
A zatem chodzi o modlitwę do bogów... Cóż, dla współczesnego mężczyzny musi brzmieć to nieco irracjonalnie.
Szkoda, że relacje Kamose'a i Esmili się pogorszyły. Widać, że nasz bohater trochę cierpi z tego powodu.
I jeszcze ta rozmowa z Nefretete... Ci dwoje jakoś nie mogą dojść do porozumienia xD
Pozdrawiam :)