środa, 13 maja 2015

Rozdział 20: Pismo bogów


Bądź wierny sobie, a nie będziesz wierny innym.
Francis Bacon
Ur-Atum nie interesował się więcej Kamose, uznając, że powiedział już wszystko i teraz rozkazy miały zostać wypełnione. Pepi zaproponował księciu, by ten zamieszkał razem z nim, co mężczyzna przyjął z wdzięcznością.
Dom, który chłopak dzielił z dwiema osobami, okazał się w rzeczywistości jednym pomieszczeniem. Wnętrze nie było jednak urządzone z takim przepychem jak w siedzibie przywódcy rebeliantów. Kamose przypominało miejsca, w jakich spali pałacowi niewolnicy, pozbawione indywidualności właścicieli, sprawiające jedynie ponure wrażenie. W środku znajdowały się trzy posłania, z najzwyklejszymi, prostymi podgłówkami, przeznaczonymi dla chłopów, oraz jedna toaletka, na niej każdy z domowników trzymał swoje drobiazgi.
– Zajmij to łóżko – rzekł Pepi, wskazując to znajdujące się najbliżej okna. – Qeb tu śpi, więc nikt nie będzie ci przeszkadzał, a nie wiem, czy Donkor już wrócił. Nie sądzę, ale i tak jest drażliwy, gdy ktoś rusza jego rzeczy – zakończył, naśladując gruby głos współlokatora.
Kamose skinął głową, dając znak, że rozumie, po czym bez słowa położył się na łóżku zajmowanym zwykle przez Qeba. Ku zdziwieniu Pepiego zignorował podgłówek. Takie zachowanie nie mieściło się w głowach Egipcjan, lecz książę już o to nie dbał.
Sądził, że zaśnie od razu, ale się pomylił. Nawet położenie się na prawdziwym łóżku, nie na twardej, nierównej ziemi, nie przyniosło ukojenia. Umysł w żaden sposób nie chciał się uspokoić i wyciszyć.
Kamose zazdrościł Pepiemu, który nie borykał się z takimi problemami. Sam nie miał pojęcia, co powinien zrobić, tak bardzo żałował, że nie posłuchał staruchy, a później zlekceważył polecenia Lucy. Może wtedy nic by się nie stało i po prostu zobaczyłby to, co szefowa miała mu do pokazania i wrócił do obozu archeologów. Może…
Najgorsze, że nie wiedział, co powinien zrobić. Rozsądek podpowiadał, by w żaden sposób nie mieszał się w wydarzenia historyczne i pozwolił, aby wszystko toczyło się swoim torem, bez niego. Z drugiej strony nie sądził, żeby teraz było to takie proste. Ur-Atum nie odpuści, dopóki nie wskaże mu drogi do Elleshara.
Najbardziej jednak kusiła Kamose perspektywa dowiedzenia się czegoś więcej o magicznych zdolnościach kapłanów i rebeliantów. Szczególnie że to wymykało się wszelkiemu zdrowemu rozsądkowi i żadne, nawet najmniejsze wzmianki na ten temat nie dotarły do dwudziestego pierwszego wieku. Co więcej, chciał zrozumieć, dlaczego wyzwolił moc w walce z tangiem, a nie udało się tego dokonać przy oploffingach.
Długo przewracał się z boku na bok, analizując wszystko raz za razem. Gdy w końcu zasnął, nie przyniosło mu to ukojenia. Śnił o współczesnym Egipcie, który zalała fala rebeliantów. Walczyli z Gamalem o twarzy Antefa, ostatecznie mężczyzna pokonał ich za pomocą berła Elleshara.
Wszystkiemu przyglądała się starucha, która później wskazała na Kamose, oskarżając go, że to on do wszystkiego dopuścił, nie słuchając jej ostrzeżeń. Wszedł do piramidy i zniknął, pozwalając archeologom zdobyć berło i wręczyć je Gamalowi.
Kamose usilnie chciał się bronić, ale nie potrafił wydobyć z siebie ani jednego słowa. Senna mara powoli się zamazywała, tracąc na ostrości. Zanim całkiem pogrążyła się w ciemnościach, mężczyzna dostrzegł, że u stóp staruchy wiją się wielkie węże. Ponownie spojrzał na jej twarz, by zorientować się, że była to zupełnie inna kobieta. Co więcej, znał ją.
Sen zniknął, a po przebudzeniu Kamose niemal w ogóle nie potrafił go sobie przypomnieć. Pamiętał jedynie triumf Gamala, do którego doprowadził swoim nieodpowiedzialnym zachowaniem.
~ * ~
Gdy Kamose otworzył oczy, stwierdził, że na dworze nadal było jasno. Zastanawiał się, jak długo spał. Czuł, że ciało odpoczęło po forsownym marszu przez jaskinię, jednak umysł nadal zaprzątały problemy związane z przybyciem do bazy rebeliantów.
Dopiero po chwili zorientował się, że Pepi był już na nogach i teraz siedział na środku pomieszczenia, zajadając się chlebem. Chłopak wyszczerzył zęby w uśmiechu i gestem zachęcił, by do niego dołączył. Księcia nie trzeba było dwa razy namawiać. Z apetytem zjadł pierwszy kawałek, popijając świeżą wodą i trochę żałując, że nie było to piwo, do którego przyzwyczaił się w pałacu.
– Dowiedziałem się, że Donkor szybko nie wróci, więc możesz tu zostać – powiedział Pepi. – Później oprowadzę cię po okolicy i wszystko pokażę, a jutro spotkasz się z Khepri.
Książę już chciał mu podziękować oraz przy okazji wypytać o Nefretete i Esmillę, a także dowiedzieć się czegoś więcej na temat nauki magii, jednakże Pepi nie dał mu dojść do głosu:
– Swoją drogą, Kamose, nie powinieneś tak jawnie sprzeciwiać się Ur-Atumowi. – Nerwowo wykręcał palce, nie patrząc w oczy mężczyźnie. – On nie lubi, gdy podważa się jego decyzje. Czasem… Czasem ludzie źle na tym wychodzą… – dodał, z trwogą zerkając w stronę okna, jakby obawiał się, że ktoś mógł ich podsłuchiwać.
Ostatnie słowa chłopaka nie zrobiły na Kamose większego wrażenia. W głębi ducha czuł, że przywódca rebeliantów był zdolny do wszystkiego, aby nikt nie podważał jego autorytetu i władzy. Chyba rzeczywiście uważa się za drugiego faraona, pomyślał.
– Więcej tego nie zrobię – zapewnił Pepiego, chcąc go uspokoić.
Nie był jednakże do końca przekonany, czy dotrzyma tego postanowienia, ponieważ nie miał zamiaru robić niczego, co mogłoby zmienić bieg historii. Spróbuje przeczytać pismo bogów, zacznie pobierać lekcje magii, lecz na tym koniec. Obawiał się tylko tego, że Ur-Atum na tym nie poprzestanie.
Kamose zastanawiał się, czy w ostateczności przywódca nie zagroziłby mu śmiercią, gdyby odmówił wykonania rozkazów. I czy wtedy nie zmieniłby zdania, by zachować życie? Już chciał zapytać Pepiego, czy w przeszłości zdarzały się takie przypadki, lecz szybko się rozmyślił. Nie chciał niepotrzebnie denerwować chłopaka, skoro już obiecał, że będzie grzeczny.
– Cieszę się – powiedział chłopak, uśmiechając się serdecznie. – Dzięki temu możemy już więcej nie mówić o takich poważnych i okropnych rzeczach, chociaż założę się, że Nefretete i tak postanowi osobiście sprać ci głowę. Wisz, trochę ci zazdroszczę.
– Tego że Nefretete mnie opierzy, to znaczy, że na mnie nakrzyczy – poprawił, orientując się, że Pepi nie zrozumiał ostatniego słowa.
Przez chwilę Kamose zastanawiał się, co takiego chłopak usłyszał, ale ostatecznie zaniechał dociekania dalszych wyjaśnień. Przynajmniej na razie, gdy miał więcej zmartwień i wątpliwości na głowie. Później poeksperymentuje sobie z językiem, może nawet nauczy kilku rebeliantów alfabetu łacińskiego.
– Za żadną cenę nie wziąłbym na siebie złości Nefretete – zaśmiał się Pepi. – Chodziło mi o to, że możesz zostać w głównej bazie i zarazem uczyć się wykorzystywać dar.
– To jak to normalnie wygląda? – zaciekawił się Kamose. W głowie pojawił mu się obraz wieży, w której uczono magii. Szybko jednak odrzucił ten pomysł, uznając, że to głupie. Cofnął się w czasie do starożytnego Egiptu, nie został wciągnięty do gry RPG.
– Mamy trzy miejsca szkoleniowe, do których wysyła się dzieci, jeżeli takie trafią w nasze ręce, czy byłych kapłanów służących w świątyniach, by poznać ich umiejętności i przekonać się, do czego najlepiej się nadają. Też tam trafiłem – wyznał Pepi. – Strasznie nudne i pełne dyscypliny miejsce, niemal nic nie można zrobić bez wiedzy nauczycieli. Ale gdy odkryli mój wyjątkowy dar, wysłali mnie tutaj – dodał z dumą. – Tu jest o wiele ciekawiej, no i znajdujesz się w najważniejszej bazie rebeliantów, czyli o wszystkich ważnych wiadomościach dowiadujesz się w pierwszej kolejności. I jesteś pod ręką, gdy trzeba przebyć pustynię, by coś zrobić.
– A jak wygląda takie miejsce szkoleniowe? – dociekał Kamose, którego nie zadowoliło stwierdzenie, że było tam nudno.
– Normalnie – odparł obojętnie Pepi. – Zwykła, mała wioska, jak ta, w której mieszka Bebti. Trzeba tylko uważać, by nikt jej nie odkrył, a w przeciwnym wypadku odejść i znaleźć inne miejsce. Ale coś takiego zdarzyło się tylko raz i to dawno, rebelianci wiedzą, jak najlepiej ukryć się przed kapłanami. No i mamy widzących, którzy w porę powinni nas ostrzec przed niebezpieczeństwem.
Kamose trochę się rozczarował, chociaż w głębi ducha właśnie takiego rozwiązania się spodziewał. Ciekaw był jednak, czy magia także pomagała ukryć kryjówki rebeliantów. Z chęcią i o to by zapytał, ale wątpił, aby Pepi potrafił odpowiedzieć. I czy ta wiedza w ogóle mi się do czegoś przyda?, pomyślał sceptycznie, postanawiając dać sobie z tym spokój. Wyciągnie wszystko od nauczyciela, którego przydzieli mu Ur-Atum. Może wtedy wreszcie dowie się, dlaczego starożytni Egipcjanie posiadali te dziwne zdolności.
~ * ~
Następnego dnia zaraz po śniadaniu Kamose wybrał się na spotkanie z Khepri. Do domu, w którym mieszkała widząca, trafił bez problemu, ponieważ wczoraj Pepi wskazał mu drogę. Zatrzymał się przed drzwiami i zapukał. Gdy usłyszał zaproszenie, wszedł do środka.
Znalazł się w pomieszczeniu bardzo podobnym do tego, które zajmował z Pepim. Z tym wyjątkiem, że tu znajdowało się tylko jedno posłanie, gdyż Khepri mieszkała sama. Nie umknęło uwadze Kamose, że toaletka była niemal pusta. Albo kobieta wolała żyć w ubóstwie, albo z jakiegoś innego powodu posiadała tak mało przedmiotów codziennego użytku i ozdób.
Na środku pomieszczenia stał niski stolik, na którym znajdował się chleb oraz dzban piwa. Najbardziej jednak zdziwił Kamose wazon pełen kwiatów. W pałacu faraona do każdego większego posiłku przynoszono kilka pęków, książę nie spodziewał się jednak, że skazani na życie na pustyni rebelianci będą aż tak dbali o wystrój. I skąd w ogóle Khepri wzięła te rośliny?
Kobieta siedziała na jednej z poduszek i czekała na niego. Uśmiechnęła się, gdy wszedł do pomieszczenia, a Kamose po raz kolejny musiał stwierdzić, że spodziewał się zobaczyć kogoś, kto wygląda zupełnie inaczej.
Khepri była całkiem łysa, nie nosiła nawet peruki, by to ukryć. Jej twarz pokrywały liczne zmarszczki i Kamose zastanawiał się, ile tak naprawdę miała lat i czy to aby troski, problemy i dar jej tak nie wyniszczyły. Wzrok kobiety był zamglony, jakby do końca nie zdawała sobie sprawy z tego, gdzie się znajdowała. Ciekawe, czy tak samo wygląda Falan, pomyślał książę.
– Witaj, książę Kamose, cieszę się, że w końcu możemy się spotkać – powiedziała na przywitanie. – Siadaj i częstuj się.
– Dziękuję.
Spełnił prośbę kobiety. Jedynie z grzeczności upił łyk wody. Zjadł już śniadanie, poza tym był zbyt zdenerwowany, by cokolwiek przełknąć. Chciał jak najszybciej poznać prawdę na temat pisma bogów.
– Nigdy nie słyszałam o mężczyźnie, który posiadałby dar widzenia – rzekła po chwili, uważnie przyglądając się Kamose. – A to, że jednocześnie posiadasz inne zdolności jeszcze bardziej wymyka się zdrowemu rozsądkowi. Ale może dzięki temu będzie ci łatwiej odnaleźć Elleshara, naszą jedyną i ostatnią nadzieję.
Książę milczał, nie wiedząc, co powiedzieć. Także liczył na to, że uda mu się znaleźć legendarnego wojownika i wrócić do domu.  Wolał jednak nie kontynuować tego tematu, aż nie zobaczy pisma bogów. Uważał, że w innym wypadku tylko by się skompromitował.
W odpowiedzi na myśli Kamose, Khepri sięgnęła po znajdujące się obok niej papirusy i ostrożnie położyła je na stole. Jakby z lekkim wahaniem, przysunęła je w stronę mężczyzny, by mógł je przejrzeć.
– Tylko ostrożnie, są bardzo cenne – przestrzegła.
– Mogliście wykuć to na tabliczkach – powiedział Kamose, zanim zdołał ugryźć się w język.
Khepri przez chwilę patrzyła na niego w milczeniu. Oczy kobiety rozszerzyły się kilkukrotnie ze zdumienia.
– To słowa bogów, zasługują na to, by zapisać je na papirusie. Specjalnie na takie potrzeby Ur-Atum stara się go trochę zdobyć, mimo że nie jest łatwo.
– Masz rację – stwierdził pokornie Kamose, mając zupełnie inne zdanie.
Pewnie dlatego nie przetrwały do moich czasów, pomyślał lekko zawiedziony. Szkoda, bo byłoby to doprawdy wielkie odkrycie. No i może wiedziałbym, co tam napisano i potrafił odnaleźć Elleshara znacznie wcześniej.
Wstrzymując oddech, wziął do rąk jeden z papirusów. Gdy spojrzał na zapisane na nim litery, jęknął zawiedziony. Rzeczywiście, litery pochodziły z alfabetu łacińskiego, ale nie potrafił ich przeczytać. Co więcej, nie miał pojęcia, w jakim języku zostało to napisane.
Pospiesznie zerknął na pozostałe papirusy, lecz nic się nie zmieniło. Analizując tekst, miał wrażenie, że ktoś z niego zadrwił, ponieważ poszczególnie słowa pochodziły z najróżniejszych języków, nie tylko nowożytnych. Potrafił przeczytać te, które napisano po angielsku i kilka francuskich, jednak było to za mało, by zrozumieć całe przesłanie.
– Nic z tego nie rozumiem – wyznał w końcu, dając za wygraną. Bez słownika czy znajomości poszczególnych języków nie dało się z sensem przetłumaczyć całości. – Falan potrafi to przeczytać? – zapytał po chwili, ponieważ nie mieściło mu się to w głowie.
– Tak, bogowie ofiarowali jej ten dar – rzekła Khepri. Spuściła głowę i westchnęła cicho. – Może potrzebujesz więcej czasu? – zasugerowała po chwili, gdy wstąpiła w nią nowa nadzieja. – Patrzyłeś tylko przez chwilę. Spróbuj jeszcze raz – zachęciła.
Zrezygnowany Kamose jeszcze raz wziął do ręki jeden z papirusów, jednak w głębi ducha zastanawiał się, w jaki sposób wykręcić się od spotkań z Khepri, skoro nie miały one żadnego sensu ani pożytku.
~ * ~
Z Khepri spędził kilka godzin i żałował każdej minuty, którą mógł spożytkować w inny sposób – chociażby dowiedzieć się więcej o używaniu magii. Na szczęście widząca wyręczyła go z obowiązku opowiedzenia o wszystkim Ur-Atumowi, za co był jej wdzięczny. Najgorsze, że poleciła Kamose, by codziennie do niej przychodził i starł się zrozumieć pismo bogów. Utrzymywała, że z czasem może doznać olśnienia. Dla księcia największą pomocą byłoby otrzymanie z przyszłości daru w postaci kilku słowników. O ile ten zlepek wyrazów w ogóle miał sens.
Najbardziej jednak intrygowała go Falan i coraz częściej zastanawiał się, czy widząca Antefa także nie przybyła z przyszłości. Zdaniem Kamose tylko ta teoria tłumaczyłaby wszystkie zdolności kobiety. Żałował, że nigdy nie miał okazji jej spotkać czy zamienić kilku słów. Od razu uwierzył Esmilli, a być może tak blisko pałacu mieszkał ktoś, kto potrafiłby wysłać go do dwudziestego pierwszego wieku.
Rozmyślając, szedł przed siebie, aż nagle dostrzegł kąpiącą się w wodzie Esmillę. Przystanął i przez chwilę przyglądał jej się z oddali, chociaż zarazem czuł się jak intruz i podglądacz. Może w starożytnym Egipcie publiczne kąpiele nie były niczym krępującym i w pewien sposób przyzwyczaił się do tego, mieszkając w Tebach, ale widok kobiety wprawił go w zakłopotanie.
Już chciał odejść, ale wtedy ona wyszła na brzeg i spojrzała wprost na niego. W tej sytuacji oddalenie się równałoby się dla niego z tchórzliwą ucieczką, dlatego poczekał, aż Esmilla narzuciła na siebie białą suknię, po czym podszedł bliżej. Jeden rzut oka na kobietę wystarczył, by Kamose zorientował się, że nie była zadowolona z tego spotkania, nawet się nie uśmiechnęła.
– Może spotkamy się wieczorem? – zasugerował. – Chciałbym z kimś szczerze porozmawiać.
– To wybrałeś sobie złą osobę – stwierdziła ponuro. – Nie powinieneś wtedy mówić mi tego wszystkiego.
– Dlaczego? Bo jesteś kapłanką jakiejś mrocznej bogini? Przecież wiesz, że w to nie wierzę – zapewnił ją gorliwie.
– Nie powinieneś wszystkich swoich poglądów wypowiadać tak głośno, szczególnie w tym miejscu – upomniała go Esmilla. – Nic o mnie nie wiesz, Kamose, i dla twojego dobra lepiej, abyś się nie dowiedział. Wszystko sobie przemyślałam i obrałam już swoją ścieżkę, a dla ciebie nie ma na niej miejsca – zakończyła ostro, tymi słowami wbijając mężczyźnie nóż w serce.
– Ale ja nie wiem, co mam robić. Nie potrafię zrozumieć papirusów Khepri, nie znajdę Elleshara. Sądziłem, że tutaj poznam odpowiedzi na wszystkie pytania, że w końcu w pełni zrozumiem, co się dzieje.
– Nikt nie wie wszystkiego – powiedziała Esmilla. – A niektóre rzeczy lepiej, by pozostały tajemnicą. Postaraj się o mnie zapomnieć, bo będziesz tylko niepotrzebnie cierpieć.
Otworzyła usta, by dodać coś jeszcze, lecz po chwili rozmyśliła się i je zamknęła. Jeszcze przez kilka sekund patrzyła na Kamose, po czym odwróciła się na pięcie i odeszła, pozostawiając go samego.
~ * ~
Ale ten czas szybko leci. Został mi już tylko miesiąc na dokończenie pomiarów i napisanie pracy magisterskiej, a jeszcze nie tak dawno miałam wrażenie, że czasu jest mnóstwo i nie ma co o tym myśleć. Pewnie zleci ani się nie obejrzę. Z tego względu nie wiem, czy teraz nie będę publikowała rozdziałów co dwa tygodnie, ale pewnie to dopiero się okaże.
Ten rozdział jest ostatnim w całości napisanym przed przerwą, czyli we wrześniu. Kolejny jest składanką z różnych miesięcy i mam nadzieję, że jak za tydzień zabiorę się za poprawianie, to nie chwycę się za głowę.

8 komentarzy:

  1. Hm, teochę zdziwiło mnie, ze ten dokument zawiera Zbitek roznych nowożytnych języków, to dosc podejrzane, jakby pochodził rowniez z przyszłości... Dlatego wydaje mi sie bardzo prawdopodobne, ze E tez moze pochodzić z przyszłości i jest poliglotką xD mimo to, myślę, ze tak łatwo nie dadzą Kamosiemu sie z tego wyprzeć i będą chcieli,żeby to tłumaczył. Ciekawe tez, czy poślą go dalej czy będą to uczyc magii na miejscu. Z niecieprliwoscia czekam na cd

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Niestety, Kamose ma przechlapane odkąd powiedział, że zna alfabet łaciński. I teraz od tłumaczenia już się nie wywinie, mimo że nic z tego nie rozumie.
      A co do samych papirusów, to początkowo chciałam to napisać trochę inaczej, potem zmieniłam na tę wersję, która wydaje mi się lepsza.

      Usuń
  2. Ur-Atum nie zrobił na mnie najlepszego wrażenia. Wydaje się rządny władzy i bezwzględny w dążeniu do celu. Kamose nie będzie łatwo mu się sprzeciwić, tym bardziej, że znajduje się w jego obozie i musi wykonywać jego rozkazy.
    Zaskoczyło mnie, że na papirusie był zlepek różnych języków. Spodziewałam się raczej łaciny.
    Esmilla wydaje mi się inna w tym rozdziale. Jakby nagle zmieniła się o 180 stopni po jego przyjściu do obozu rebeliantów, ale może mi się tylko wydaje. Ciekawe, co miała na myśli mówiąc, że Kamose będzie cierpieć jeśli o niej nie zapomni. I ten jej brak zaskoczenia, kiedy dowiedziała, kim on jest. Wydaje się wiedzieć o wiele więcej niż się wydaje.
    Czekam na następny rozdział i pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie, Kamose nie będzie miał lekko, szczególnie że rebelianci widzą w nim kogoś wyjątkowego, a on sam ma na ten temat zupełnie inne zdanie i z chęcią w ogóle by im nie pomagał, nie chcąc ingerować w historię, jednak nie ma już wyboru.
      Kwestię papirusów chciałam początkowo przedstawić trochę inaczej, ale o łacinie nigdy nie myślałam. Kamose jej nie zna i nigdy nie odczytałby ani jednego słowa.

      Usuń
  3. A tak się spodziewałam po ostatnim rozdziale, że Kamos nie da rady odczytać znaków, przez rebeliantów nazywany pismem Bogów. Khepi z pewnością nie tego się spodziewała, więc zmusza Kamosa, by bliżej się temu przyjrzał.
    I ten wątek z Esmillą. Trochę te zachowanie jest inne niż przedtem. Czemu tak się gniewa na niego, kiedy powiedział im prawdę o sobie? I jeszcze w dodatku chce, by zapomniał o niej? Hmmm... zdecydowanie ten fragment sprawia, by się temu głęboko zastanowić.
    Pozdrawiam serdecznie i czekam na ciąg dalszy :*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Początkowo chciałam napisać to trochę inaczej i jednak dać Kamose nieco satysfakcji z odczytania papirusów, ale potem mi to przeszło. Byłoby to trochę za mocno naciągane jak na początek.
      A zachowanie Esmilli za jakiś czas się wyjaśni. Ten rozdział mam już napisany, więc pewnie nie trzeba będzie zbyt długo czekać.

      Usuń
  4. Ostatnio miałam na głowie matury i brakowało mi czasu na czytanie, a tu się okazuje, że miałam do nadrobienia aż 3 rozdziały.
    Kamose wyjawił, że pochodzi z przyszłości, czego akurat się nie spodziewałam. No i w końcu dotarł do obozu rebeliantów. Ur-Atum powalającego wrażenia nie robi, chociaż jest w nim coś niepokojącego. Zaciekawiła mnie jego postać. Poza tym podoba mi się, że nie robisz z Kamose wielkiego bohatera. On nie czuje się zbyt dobrze w starożytności, wiele rzeczy go przerasta i wcale nie uważa się za kogoś wyjątkowego. Mimo wszystko jestem ciekawa co ten biedak teraz zrobi. Okazało się, że jednak nie jest w stanie przeczytać tych tekstów i jakoś będzie się musiał z tego wykręcić. Zaskakujące jest to, że pismo składa się ze zbitek słów w różnych językach. Ciekawe dlaczego tak się stało i co też zawierają te teksty. Niecierpliwie czekam też na szkolenie Kamose. Jestem ciekawa jak je przedstawisz. No i co się dzieje z Esmillą? Jej zachowanie jest zastanawiające.
    W każdym razie pozdrawiam i czekam na następny rozdział.

    OdpowiedzUsuń
  5. Oczywiście, z poślizgiem -,- matko boska, kiedy się to zmieni? xD

    Świetny Rozdział, brak słów tak pięknie i ciekawie piszesz!
    Kamose udało się dotrzeć do obozu. Widać jednak, że nie czuje się on swobodnie i pewnie w tych czasach.
    Ciekawi mnie to pismo, zaintrygowałaś mnie nim, tak samo jak szkoleniem naszego bohatera. :)

    pozdrawiam i życzę dużo weny <3

    OdpowiedzUsuń

Obserwatorzy