Bądź wierny sobie, a nie będziesz
wierny innym.
Francis Bacon
Ur-Atum nie
interesował się więcej Kamose, uznając, że powiedział już wszystko i teraz
rozkazy miały zostać wypełnione. Pepi zaproponował księciu, by ten zamieszkał
razem z nim, co mężczyzna przyjął z wdzięcznością.
Dom, który chłopak dzielił
z dwiema osobami, okazał się w rzeczywistości jednym pomieszczeniem. Wnętrze
nie było jednak urządzone z takim przepychem jak w siedzibie przywódcy
rebeliantów. Kamose przypominało miejsca, w jakich spali pałacowi niewolnicy,
pozbawione indywidualności właścicieli, sprawiające jedynie ponure wrażenie. W
środku znajdowały się trzy posłania, z najzwyklejszymi, prostymi podgłówkami,
przeznaczonymi dla chłopów, oraz jedna toaletka, na niej każdy z domowników
trzymał swoje drobiazgi.
– Zajmij to łóżko – rzekł
Pepi, wskazując to znajdujące się najbliżej okna. – Qeb tu śpi, więc nikt nie
będzie ci przeszkadzał, a nie wiem, czy Donkor już wrócił. Nie sądzę, ale i tak
jest drażliwy, gdy ktoś rusza jego rzeczy – zakończył, naśladując gruby głos
współlokatora.
Kamose skinął głową, dając
znak, że rozumie, po czym bez słowa położył się na łóżku zajmowanym zwykle
przez Qeba. Ku zdziwieniu Pepiego zignorował podgłówek. Takie zachowanie nie
mieściło się w głowach Egipcjan, lecz książę już o to nie dbał.
Sądził, że zaśnie od razu,
ale się pomylił. Nawet położenie się na prawdziwym łóżku, nie na twardej,
nierównej ziemi, nie przyniosło ukojenia. Umysł w żaden sposób nie chciał się
uspokoić i wyciszyć.
Kamose zazdrościł Pepiemu,
który nie borykał się z takimi problemami. Sam nie miał pojęcia, co powinien
zrobić, tak bardzo żałował, że nie posłuchał staruchy, a później zlekceważył
polecenia Lucy. Może wtedy nic by się nie stało i po prostu zobaczyłby to, co
szefowa miała mu do pokazania i wrócił do obozu archeologów. Może…
Najgorsze, że nie
wiedział, co powinien zrobić. Rozsądek podpowiadał, by w żaden sposób nie
mieszał się w wydarzenia historyczne i pozwolił, aby wszystko toczyło się swoim
torem, bez niego. Z drugiej strony nie sądził, żeby teraz było to takie proste.
Ur-Atum nie odpuści, dopóki nie wskaże mu drogi do Elleshara.
Najbardziej jednak kusiła
Kamose perspektywa dowiedzenia się czegoś więcej o magicznych zdolnościach
kapłanów i rebeliantów. Szczególnie że to wymykało się wszelkiemu zdrowemu
rozsądkowi i żadne, nawet najmniejsze wzmianki na ten temat nie dotarły do
dwudziestego pierwszego wieku. Co więcej, chciał zrozumieć, dlaczego wyzwolił
moc w walce z tangiem, a nie udało się tego dokonać przy oploffingach.
Długo przewracał się z
boku na bok, analizując wszystko raz za razem. Gdy w końcu zasnął, nie
przyniosło mu to ukojenia. Śnił o współczesnym Egipcie, który zalała fala
rebeliantów. Walczyli z Gamalem o twarzy Antefa, ostatecznie mężczyzna pokonał
ich za pomocą berła Elleshara.
Wszystkiemu przyglądała
się starucha, która później wskazała na Kamose, oskarżając go, że to on do
wszystkiego dopuścił, nie słuchając jej ostrzeżeń. Wszedł do piramidy i
zniknął, pozwalając archeologom zdobyć berło i wręczyć je Gamalowi.
Kamose usilnie chciał się
bronić, ale nie potrafił wydobyć z siebie ani jednego słowa. Senna mara powoli
się zamazywała, tracąc na ostrości. Zanim całkiem pogrążyła się w ciemnościach,
mężczyzna dostrzegł, że u stóp staruchy wiją się wielkie węże. Ponownie
spojrzał na jej twarz, by zorientować się, że była to zupełnie inna kobieta. Co
więcej, znał ją.
Sen zniknął, a po
przebudzeniu Kamose niemal w ogóle nie potrafił go sobie przypomnieć. Pamiętał
jedynie triumf Gamala, do którego doprowadził swoim nieodpowiedzialnym
zachowaniem.
~ * ~
Gdy Kamose otworzył oczy,
stwierdził, że na dworze nadal było jasno. Zastanawiał się, jak długo spał.
Czuł, że ciało odpoczęło po forsownym marszu przez jaskinię, jednak umysł nadal
zaprzątały problemy związane z przybyciem do bazy rebeliantów.
Dopiero po chwili
zorientował się, że Pepi był już na nogach i teraz siedział na środku
pomieszczenia, zajadając się chlebem. Chłopak wyszczerzył zęby w uśmiechu i
gestem zachęcił, by do niego dołączył. Księcia nie trzeba było dwa razy
namawiać. Z apetytem zjadł pierwszy kawałek, popijając świeżą wodą i trochę
żałując, że nie było to piwo, do którego przyzwyczaił się w pałacu.
– Dowiedziałem się, że Donkor
szybko nie wróci, więc możesz tu zostać – powiedział Pepi. – Później oprowadzę
cię po okolicy i wszystko pokażę, a jutro spotkasz się z Khepri.
Książę już chciał mu
podziękować oraz przy okazji wypytać o Nefretete i Esmillę, a także dowiedzieć
się czegoś więcej na temat nauki magii, jednakże Pepi nie dał mu dojść do
głosu:
– Swoją drogą, Kamose, nie
powinieneś tak jawnie sprzeciwiać się Ur-Atumowi. – Nerwowo wykręcał palce, nie
patrząc w oczy mężczyźnie. – On nie lubi, gdy podważa się jego decyzje. Czasem…
Czasem ludzie źle na tym wychodzą… – dodał, z trwogą zerkając w stronę okna, jakby
obawiał się, że ktoś mógł ich podsłuchiwać.
Ostatnie słowa chłopaka
nie zrobiły na Kamose większego wrażenia. W głębi ducha czuł, że przywódca
rebeliantów był zdolny do wszystkiego, aby nikt nie podważał jego autorytetu i
władzy. Chyba rzeczywiście uważa się za
drugiego faraona, pomyślał.
– Więcej tego nie zrobię –
zapewnił Pepiego, chcąc go uspokoić.
Nie był jednakże do końca
przekonany, czy dotrzyma tego postanowienia, ponieważ nie miał zamiaru robić
niczego, co mogłoby zmienić bieg historii. Spróbuje przeczytać pismo bogów,
zacznie pobierać lekcje magii, lecz na tym koniec. Obawiał się tylko tego, że
Ur-Atum na tym nie poprzestanie.
Kamose zastanawiał się,
czy w ostateczności przywódca nie zagroziłby mu śmiercią, gdyby odmówił
wykonania rozkazów. I czy wtedy nie zmieniłby zdania, by zachować życie? Już
chciał zapytać Pepiego, czy w przeszłości zdarzały się takie przypadki, lecz
szybko się rozmyślił. Nie chciał niepotrzebnie denerwować chłopaka, skoro już
obiecał, że będzie grzeczny.
– Cieszę się – powiedział
chłopak, uśmiechając się serdecznie. – Dzięki temu możemy już więcej nie mówić
o takich poważnych i okropnych rzeczach, chociaż założę się, że Nefretete i tak
postanowi osobiście sprać ci głowę. Wisz, trochę ci zazdroszczę.
– Tego że Nefretete mnie
opierzy, to znaczy, że na mnie nakrzyczy – poprawił, orientując się, że Pepi
nie zrozumiał ostatniego słowa.
Przez chwilę Kamose zastanawiał
się, co takiego chłopak usłyszał, ale ostatecznie zaniechał dociekania dalszych
wyjaśnień. Przynajmniej na razie, gdy miał więcej zmartwień i wątpliwości na
głowie. Później poeksperymentuje sobie z językiem, może nawet nauczy kilku
rebeliantów alfabetu łacińskiego.
– Za żadną cenę nie
wziąłbym na siebie złości Nefretete – zaśmiał się Pepi. – Chodziło mi o to, że
możesz zostać w głównej bazie i zarazem uczyć się wykorzystywać dar.
– To jak to normalnie
wygląda? – zaciekawił się Kamose. W głowie pojawił mu się obraz wieży, w której
uczono magii. Szybko jednak odrzucił ten pomysł, uznając, że to głupie. Cofnął
się w czasie do starożytnego Egiptu, nie został wciągnięty do gry RPG.
– Mamy trzy miejsca
szkoleniowe, do których wysyła się dzieci, jeżeli takie trafią w nasze ręce,
czy byłych kapłanów służących w świątyniach, by poznać ich umiejętności i
przekonać się, do czego najlepiej się nadają. Też tam trafiłem – wyznał Pepi. –
Strasznie nudne i pełne dyscypliny miejsce, niemal nic nie można zrobić bez
wiedzy nauczycieli. Ale gdy odkryli mój wyjątkowy dar, wysłali mnie tutaj –
dodał z dumą. – Tu jest o wiele ciekawiej, no i znajdujesz się w najważniejszej
bazie rebeliantów, czyli o wszystkich ważnych wiadomościach dowiadujesz się w
pierwszej kolejności. I jesteś pod ręką, gdy trzeba przebyć pustynię, by coś
zrobić.
– A jak wygląda takie
miejsce szkoleniowe? – dociekał Kamose, którego nie zadowoliło stwierdzenie, że
było tam nudno.
– Normalnie – odparł
obojętnie Pepi. – Zwykła, mała wioska, jak ta, w której mieszka Bebti. Trzeba
tylko uważać, by nikt jej nie odkrył, a w przeciwnym wypadku odejść i znaleźć
inne miejsce. Ale coś takiego zdarzyło się tylko raz i to dawno, rebelianci
wiedzą, jak najlepiej ukryć się przed kapłanami. No i mamy widzących, którzy w
porę powinni nas ostrzec przed niebezpieczeństwem.
Kamose trochę się
rozczarował, chociaż w głębi ducha właśnie takiego rozwiązania się spodziewał.
Ciekaw był jednak, czy magia także pomagała ukryć kryjówki rebeliantów. Z
chęcią i o to by zapytał, ale wątpił, aby Pepi potrafił odpowiedzieć. I czy ta wiedza w ogóle mi się do czegoś
przyda?, pomyślał sceptycznie, postanawiając dać sobie z tym spokój.
Wyciągnie wszystko od nauczyciela, którego przydzieli mu Ur-Atum. Może wtedy
wreszcie dowie się, dlaczego starożytni Egipcjanie posiadali te dziwne
zdolności.
~ * ~
Następnego dnia zaraz po
śniadaniu Kamose wybrał się na spotkanie z Khepri. Do domu, w którym mieszkała
widząca, trafił bez problemu, ponieważ wczoraj Pepi wskazał mu drogę. Zatrzymał
się przed drzwiami i zapukał. Gdy usłyszał zaproszenie, wszedł do środka.
Znalazł się w
pomieszczeniu bardzo podobnym do tego, które zajmował z Pepim. Z tym wyjątkiem,
że tu znajdowało się tylko jedno posłanie, gdyż Khepri mieszkała sama. Nie
umknęło uwadze Kamose, że toaletka była niemal pusta. Albo kobieta wolała żyć w
ubóstwie, albo z jakiegoś innego powodu posiadała tak mało przedmiotów
codziennego użytku i ozdób.
Na środku pomieszczenia
stał niski stolik, na którym znajdował się chleb oraz dzban piwa. Najbardziej jednak
zdziwił Kamose wazon pełen kwiatów. W pałacu faraona do każdego większego
posiłku przynoszono kilka pęków, książę nie spodziewał się jednak, że skazani
na życie na pustyni rebelianci będą aż tak dbali o wystrój. I skąd w ogóle
Khepri wzięła te rośliny?
Kobieta siedziała na
jednej z poduszek i czekała na niego. Uśmiechnęła się, gdy wszedł do
pomieszczenia, a Kamose po raz kolejny musiał stwierdzić, że spodziewał się
zobaczyć kogoś, kto wygląda zupełnie inaczej.
Khepri była całkiem łysa,
nie nosiła nawet peruki, by to ukryć. Jej twarz pokrywały liczne zmarszczki i
Kamose zastanawiał się, ile tak naprawdę miała lat i czy to aby troski,
problemy i dar jej tak nie wyniszczyły. Wzrok kobiety był zamglony, jakby do
końca nie zdawała sobie sprawy z tego, gdzie się znajdowała. Ciekawe, czy tak samo wygląda Falan,
pomyślał książę.
– Witaj, książę Kamose,
cieszę się, że w końcu możemy się spotkać – powiedziała na przywitanie. –
Siadaj i częstuj się.
– Dziękuję.
Spełnił prośbę kobiety.
Jedynie z grzeczności upił łyk wody. Zjadł już śniadanie, poza tym był zbyt
zdenerwowany, by cokolwiek przełknąć. Chciał jak najszybciej poznać prawdę na
temat pisma bogów.
– Nigdy nie słyszałam o
mężczyźnie, który posiadałby dar widzenia – rzekła po chwili, uważnie
przyglądając się Kamose. – A to, że jednocześnie posiadasz inne zdolności
jeszcze bardziej wymyka się zdrowemu rozsądkowi. Ale może dzięki temu będzie ci
łatwiej odnaleźć Elleshara, naszą jedyną i ostatnią nadzieję.
Książę milczał, nie
wiedząc, co powiedzieć. Także liczył na to, że uda mu się znaleźć legendarnego
wojownika i wrócić do domu. Wolał jednak
nie kontynuować tego tematu, aż nie zobaczy pisma bogów. Uważał, że w innym
wypadku tylko by się skompromitował.
W odpowiedzi na myśli
Kamose, Khepri sięgnęła po znajdujące się obok niej papirusy i ostrożnie
położyła je na stole. Jakby z lekkim wahaniem, przysunęła je w stronę
mężczyzny, by mógł je przejrzeć.
– Tylko ostrożnie, są
bardzo cenne – przestrzegła.
– Mogliście wykuć to na
tabliczkach – powiedział Kamose, zanim zdołał ugryźć się w język.
Khepri przez chwilę
patrzyła na niego w milczeniu. Oczy kobiety rozszerzyły się kilkukrotnie ze
zdumienia.
– To słowa bogów,
zasługują na to, by zapisać je na papirusie. Specjalnie na takie potrzeby
Ur-Atum stara się go trochę zdobyć, mimo że nie jest łatwo.
– Masz rację – stwierdził
pokornie Kamose, mając zupełnie inne zdanie.
Pewnie dlatego nie przetrwały do moich czasów, pomyślał lekko zawiedziony. Szkoda, bo byłoby to doprawdy wielkie odkrycie. No i może wiedziałbym,
co tam napisano i potrafił odnaleźć Elleshara znacznie wcześniej.
Wstrzymując oddech, wziął
do rąk jeden z papirusów. Gdy spojrzał na zapisane na nim litery, jęknął
zawiedziony. Rzeczywiście, litery pochodziły z alfabetu łacińskiego, ale nie
potrafił ich przeczytać. Co więcej, nie miał pojęcia, w jakim języku zostało to
napisane.
Pospiesznie zerknął na
pozostałe papirusy, lecz nic się nie zmieniło. Analizując tekst, miał wrażenie,
że ktoś z niego zadrwił, ponieważ poszczególnie słowa pochodziły z
najróżniejszych języków, nie tylko nowożytnych. Potrafił przeczytać te, które
napisano po angielsku i kilka francuskich, jednak było to za mało, by zrozumieć
całe przesłanie.
– Nic z tego nie rozumiem
– wyznał w końcu, dając za wygraną. Bez słownika czy znajomości poszczególnych
języków nie dało się z sensem przetłumaczyć całości. – Falan potrafi to
przeczytać? – zapytał po chwili, ponieważ nie mieściło mu się to w głowie.
– Tak, bogowie ofiarowali
jej ten dar – rzekła Khepri. Spuściła głowę i westchnęła cicho. – Może
potrzebujesz więcej czasu? – zasugerowała po chwili, gdy wstąpiła w nią nowa
nadzieja. – Patrzyłeś tylko przez chwilę. Spróbuj jeszcze raz – zachęciła.
Zrezygnowany Kamose
jeszcze raz wziął do ręki jeden z papirusów, jednak w głębi ducha zastanawiał
się, w jaki sposób wykręcić się od spotkań z Khepri, skoro nie miały one
żadnego sensu ani pożytku.
~ * ~
Z Khepri spędził kilka
godzin i żałował każdej minuty, którą mógł spożytkować w inny sposób –
chociażby dowiedzieć się więcej o używaniu magii. Na szczęście widząca
wyręczyła go z obowiązku opowiedzenia o wszystkim Ur-Atumowi, za co był jej
wdzięczny. Najgorsze, że poleciła Kamose, by codziennie do niej przychodził i
starł się zrozumieć pismo bogów. Utrzymywała, że z czasem może doznać
olśnienia. Dla księcia największą pomocą byłoby otrzymanie z przyszłości daru w
postaci kilku słowników. O ile ten zlepek wyrazów w ogóle miał sens.
Najbardziej jednak
intrygowała go Falan i coraz częściej zastanawiał się, czy widząca Antefa także
nie przybyła z przyszłości. Zdaniem Kamose tylko ta teoria tłumaczyłaby
wszystkie zdolności kobiety. Żałował, że nigdy nie miał okazji jej spotkać czy
zamienić kilku słów. Od razu uwierzył Esmilli, a być może tak blisko pałacu
mieszkał ktoś, kto potrafiłby wysłać go do dwudziestego pierwszego wieku.
Rozmyślając, szedł przed
siebie, aż nagle dostrzegł kąpiącą się w wodzie Esmillę. Przystanął i przez
chwilę przyglądał jej się z oddali, chociaż zarazem czuł się jak intruz i
podglądacz. Może w starożytnym Egipcie publiczne kąpiele nie były niczym
krępującym i w pewien sposób przyzwyczaił się do tego, mieszkając w Tebach, ale
widok kobiety wprawił go w zakłopotanie.
Już chciał odejść, ale
wtedy ona wyszła na brzeg i spojrzała wprost na niego. W tej sytuacji oddalenie
się równałoby się dla niego z tchórzliwą ucieczką, dlatego poczekał, aż Esmilla
narzuciła na siebie białą suknię, po czym podszedł bliżej. Jeden rzut oka na
kobietę wystarczył, by Kamose zorientował się, że nie była zadowolona z tego
spotkania, nawet się nie uśmiechnęła.
– Może spotkamy się
wieczorem? – zasugerował. – Chciałbym z kimś szczerze porozmawiać.
– To wybrałeś sobie złą
osobę – stwierdziła ponuro. – Nie powinieneś wtedy mówić mi tego wszystkiego.
– Dlaczego? Bo jesteś
kapłanką jakiejś mrocznej bogini? Przecież wiesz, że w to nie wierzę – zapewnił
ją gorliwie.
– Nie powinieneś
wszystkich swoich poglądów wypowiadać tak głośno, szczególnie w tym miejscu –
upomniała go Esmilla. – Nic o mnie nie wiesz, Kamose, i dla twojego dobra
lepiej, abyś się nie dowiedział. Wszystko sobie przemyślałam i obrałam już
swoją ścieżkę, a dla ciebie nie ma na niej miejsca – zakończyła ostro, tymi
słowami wbijając mężczyźnie nóż w serce.
– Ale ja nie wiem, co mam
robić. Nie potrafię zrozumieć papirusów Khepri, nie znajdę Elleshara. Sądziłem,
że tutaj poznam odpowiedzi na wszystkie pytania, że w końcu w pełni zrozumiem,
co się dzieje.
– Nikt nie wie wszystkiego
– powiedziała Esmilla. – A niektóre rzeczy lepiej, by pozostały tajemnicą.
Postaraj się o mnie zapomnieć, bo będziesz tylko niepotrzebnie cierpieć.
Otworzyła usta, by dodać
coś jeszcze, lecz po chwili rozmyśliła się i je zamknęła. Jeszcze przez kilka
sekund patrzyła na Kamose, po czym odwróciła się na pięcie i odeszła,
pozostawiając go samego.
~ * ~
Ale ten czas szybko leci.
Został mi już tylko miesiąc na dokończenie pomiarów i napisanie pracy
magisterskiej, a jeszcze nie tak dawno miałam wrażenie, że czasu jest mnóstwo i
nie ma co o tym myśleć. Pewnie zleci ani się nie obejrzę. Z tego względu nie wiem, czy teraz nie będę publikowała rozdziałów co dwa tygodnie, ale pewnie to dopiero się okaże.
Ten rozdział jest ostatnim
w całości napisanym przed przerwą, czyli we wrześniu. Kolejny jest składanką z
różnych miesięcy i mam nadzieję, że jak za tydzień zabiorę się za poprawianie,
to nie chwycę się za głowę.
Hm, teochę zdziwiło mnie, ze ten dokument zawiera Zbitek roznych nowożytnych języków, to dosc podejrzane, jakby pochodził rowniez z przyszłości... Dlatego wydaje mi sie bardzo prawdopodobne, ze E tez moze pochodzić z przyszłości i jest poliglotką xD mimo to, myślę, ze tak łatwo nie dadzą Kamosiemu sie z tego wyprzeć i będą chcieli,żeby to tłumaczył. Ciekawe tez, czy poślą go dalej czy będą to uczyc magii na miejscu. Z niecieprliwoscia czekam na cd
OdpowiedzUsuńNiestety, Kamose ma przechlapane odkąd powiedział, że zna alfabet łaciński. I teraz od tłumaczenia już się nie wywinie, mimo że nic z tego nie rozumie.
UsuńA co do samych papirusów, to początkowo chciałam to napisać trochę inaczej, potem zmieniłam na tę wersję, która wydaje mi się lepsza.
Ur-Atum nie zrobił na mnie najlepszego wrażenia. Wydaje się rządny władzy i bezwzględny w dążeniu do celu. Kamose nie będzie łatwo mu się sprzeciwić, tym bardziej, że znajduje się w jego obozie i musi wykonywać jego rozkazy.
OdpowiedzUsuńZaskoczyło mnie, że na papirusie był zlepek różnych języków. Spodziewałam się raczej łaciny.
Esmilla wydaje mi się inna w tym rozdziale. Jakby nagle zmieniła się o 180 stopni po jego przyjściu do obozu rebeliantów, ale może mi się tylko wydaje. Ciekawe, co miała na myśli mówiąc, że Kamose będzie cierpieć jeśli o niej nie zapomni. I ten jej brak zaskoczenia, kiedy dowiedziała, kim on jest. Wydaje się wiedzieć o wiele więcej niż się wydaje.
Czekam na następny rozdział i pozdrawiam :)
Nie, Kamose nie będzie miał lekko, szczególnie że rebelianci widzą w nim kogoś wyjątkowego, a on sam ma na ten temat zupełnie inne zdanie i z chęcią w ogóle by im nie pomagał, nie chcąc ingerować w historię, jednak nie ma już wyboru.
UsuńKwestię papirusów chciałam początkowo przedstawić trochę inaczej, ale o łacinie nigdy nie myślałam. Kamose jej nie zna i nigdy nie odczytałby ani jednego słowa.
A tak się spodziewałam po ostatnim rozdziale, że Kamos nie da rady odczytać znaków, przez rebeliantów nazywany pismem Bogów. Khepi z pewnością nie tego się spodziewała, więc zmusza Kamosa, by bliżej się temu przyjrzał.
OdpowiedzUsuńI ten wątek z Esmillą. Trochę te zachowanie jest inne niż przedtem. Czemu tak się gniewa na niego, kiedy powiedział im prawdę o sobie? I jeszcze w dodatku chce, by zapomniał o niej? Hmmm... zdecydowanie ten fragment sprawia, by się temu głęboko zastanowić.
Pozdrawiam serdecznie i czekam na ciąg dalszy :*
Początkowo chciałam napisać to trochę inaczej i jednak dać Kamose nieco satysfakcji z odczytania papirusów, ale potem mi to przeszło. Byłoby to trochę za mocno naciągane jak na początek.
UsuńA zachowanie Esmilli za jakiś czas się wyjaśni. Ten rozdział mam już napisany, więc pewnie nie trzeba będzie zbyt długo czekać.
Ostatnio miałam na głowie matury i brakowało mi czasu na czytanie, a tu się okazuje, że miałam do nadrobienia aż 3 rozdziały.
OdpowiedzUsuńKamose wyjawił, że pochodzi z przyszłości, czego akurat się nie spodziewałam. No i w końcu dotarł do obozu rebeliantów. Ur-Atum powalającego wrażenia nie robi, chociaż jest w nim coś niepokojącego. Zaciekawiła mnie jego postać. Poza tym podoba mi się, że nie robisz z Kamose wielkiego bohatera. On nie czuje się zbyt dobrze w starożytności, wiele rzeczy go przerasta i wcale nie uważa się za kogoś wyjątkowego. Mimo wszystko jestem ciekawa co ten biedak teraz zrobi. Okazało się, że jednak nie jest w stanie przeczytać tych tekstów i jakoś będzie się musiał z tego wykręcić. Zaskakujące jest to, że pismo składa się ze zbitek słów w różnych językach. Ciekawe dlaczego tak się stało i co też zawierają te teksty. Niecierpliwie czekam też na szkolenie Kamose. Jestem ciekawa jak je przedstawisz. No i co się dzieje z Esmillą? Jej zachowanie jest zastanawiające.
W każdym razie pozdrawiam i czekam na następny rozdział.
Oczywiście, z poślizgiem -,- matko boska, kiedy się to zmieni? xD
OdpowiedzUsuńŚwietny Rozdział, brak słów tak pięknie i ciekawie piszesz!
Kamose udało się dotrzeć do obozu. Widać jednak, że nie czuje się on swobodnie i pewnie w tych czasach.
Ciekawi mnie to pismo, zaintrygowałaś mnie nim, tak samo jak szkoleniem naszego bohatera. :)
pozdrawiam i życzę dużo weny <3