środa, 29 kwietnia 2015

Rozdział 19: Ur-Atum


Trzeba zawsze iść naprzód, powtarzając „Dam sobie radę”, nawet kiedy się wie na pewno, że tak nie będzie.
Stephen King – Ręka mistrza
Z racji wczesnej pory większość rebeliantów jeszcze nie wstała, przez co wędrówka wśród domków odbyła się bez przeszkód. Kamose bardzo się z tego cieszył, ponieważ nie miał ochoty na dodatkowe spotkania z osobami pokroju Chibale. Rozmowa z Ur-Atumem też mu się nie uśmiechała, ale wiedział, że w tym wypadku nie mógł nic powiedzieć. Przede wszystkim chciałby przez chwilę pobyć sam, przemyśleć sprawę berła oraz Elleshara.
Kamose był pogrążony w myślach i w ogóle nie zwracał uwagi na otoczenie. W ostatniej chwili zorientował się, że idąca przed nim Nefretete się zatrzymała i zrobił to samo, zanim by się z nią zderzył.
Stali przed budynkiem, który od pozostałych różnił się jedynie tym, że był prawie dwa razy większy. Na pierwszy rzut oka nic nie wskazywało na to, że mógł w nim rezydować przywódca rebeliantów. Szare, nierówne i brudne ściany bardziej odstraszały niż zachęcały do wejścia. Od frontu dom nie posiadał okien, jedynie niskie drzwi, by wejść do środka trzeba było się mocno pochylić.
Kamose przez chwilę zastanawiał się, czy Ur-Atum mógł być karłem. Chciał nawet o to zapytać, ale ostatecznie zrezygnował, bojąc się, że czekający na nich w środku przywódca usłyszałby jego pytanie. Co więcej, nie wiedział, czy w tych czasach w ogóle znano takie określenie jak karzeł. Trochę w to wątpił, a nie uśmiechało mu się teraz tego tłumaczyć.
Nefretete dwa razy zapukała do drzwi, po czym, nie czekając na odpowiedź, weszła do środka. Kamose zawahał się przez chwilę, nie wiedząc, co powinien zrobić, lecz w tym samym momencie Pepi pchnął go delikatnie w ramię, dając znak, by przekroczył próg jako drugi.
Książę wszedł do środka, dyskretnie rozglądając się wokół. Pokój, w którym się znalazł nie był duży, jednak robił olbrzymie wrażenie w porównaniu z tym, co widziało się na zewnątrz. Najwyraźniej Ur-Atum nie potrafił zrezygnować z pięknych przedmiotów lub starał się podkreślić swoją pozycję nawet wśród rebeliantów.
Okno znajdowało się po przeciwnej stronie drzwi, przez co do pomieszczenia docierało światło słoneczne i Kamose mógł wszystko dokładnie zobaczyć. Ściany w pokoju były szare jak te na zewnątrz, jednak pokrywało je mnóstwo przeróżnych malowideł. Po pobieżnych oględzinach książę zorientował się, że większość przedstawiała różne postacie, głównie mężczyzn, walczących z innymi ludźmi lub zwierzętami, a także wizerunki bogów. Jak w sali tronowej faraona, pomyślał. Może Ur-Atum uwiecznił swoje chwalebne zwycięstwa i dokonania? Ciekaw był jednak, czy przywódca rebeliantów jak władca Egiptu naginał prawdę lub przypisywał sobie zaszczyty innych.
Pomieszczenie umeblowano raczej skromnie, jednak dobór i wykonanie przedmiotów mocno temu przeczyły. Pod oknem umieszczono krzesło ze złotymi zdobieniami, mające pełnić funkcje tronu, mimo że Ur-Atum nie posiadał żadnych praw do władzy w państwie. Po lewej stronie stał stolik, na którym postawiono jedzenie i picie, na tyle blisko, by przywódca nie musiał wstawać. Pod pozostałymi ścianami znajdowały się przeróżne naczynia i posągi. Jeden rzut oka wystarczył, by stwierdzić, że musiały sporo kosztować. Kamose nie zwracał na nie jednak większej uwagi.
Książę skupił się przede wszystkim na mężczyźnie siedzącym na imitacji tronu. Nie potrafił wiele powiedzieć o jego wzroście, lecz jeden rzut oka wystarczył, by stwierdzić, że nie miał do czynienia z karłem. Wygląd Ur-Atuma jednak mocno go rozczarował. Spodziewał się kogoś, kto całym sobą aż krzyczał, że był wojownikiem i należało się z nim liczyć. Przywódcę rebeliantów wyobrażał sobie jak starszą wersję Totmesa, tyle że mądrzejszą. W rzeczywistości patrzył na zwyczajnego, niczym nie wyróżniającego się człowieka, starszego od Amenhotepa III, który cały czas się garbił.
Zdaniem Kamose strój Ur-Atuma także działał na jego niekorzyść. Miał na sobie białe, długie szaty charakterystyczne dla kapłanów oraz mnóstwo biżuterii. Złote łańcuchy, bransolety wysadzane kamieniami szlachetnymi, a także przepaskę na głowie. Aż dziw, że brakuje korony i berła, pomyślał książę, za wszelką cenę starając się nie skrzywić z niesmaku. Wtedy zobaczył buty mężczyzny i omal nie roześmiał się z sarkazmem. Te sandały świadczyły o zamożności i bardzo wysokiej pozycji w państwie, przeznaczone były dla członków rodziny faraona lub najwyższych kapłanów. Ktoś taki jak przywódca rebeliantów nie miał prawa ich zakładać.
U stóp mężczyzny leżały dwa psy, które nie spuszczały oczu z przybyszy. Może i nie były to lwy, tygrysy czy inne dzikie bestie, z jakimi ostatnimi czasy miał styczność Kamose, ale i tak zdawało mu się, że nikt ich tak do końca nie oswoił, jeden zły ruch, a rzuciłyby się delikwentowi do gardła.
– Więc to o nim mówiła Khepri? – zapytał Ur-Atum, nie okazując nawet najmniejszego zainteresowania, jakby rozmawiali o pogodzie, nie wydarzeniach wielkiej wagi.
Kamose starał się dostrzec w przywódcy jakieś pozytywne cechy, lecz jak dotąd starszy mężczyzna niczym go do siebie nie przekonał. I ja spodziewałem się, że on może mi pomóc wrócić do domu?, jęknął w duchu, za wszelką cenę starając się zachować neutralny wyraz twarzy.
– To on – odpowiedziała Esmilla. – Książę Kamose, trzeci syn Amenhotepa III i Teje. Ten, który doprowadzi do zmian w całym państwie Egipskim. Dwadzieścia trzy lata temu to o nim śnili wszyscy widzący, nie o Totmesie, jak powiedział Antef.
– Nie wyróżnia się niczym szczególnym – ocenił przywódca, chociaż przyglądał się młodemu mężczyźnie zaledwie przez chwilę. – Jesteś pewna, że dobrze wybrałaś, Esmillo? Spędziłaś w Tebach zaledwie dwa miesiące, sądziłem, że co najmniej rok zajmie ci dokładne przyjrzenie się wszystkim synom faraona, szczególnie że miałaś polegać na własnej intuicji, nie zdaniu Semenenre.
Ty też nie, chciał odpowiedzieć Kamose, ale w porę ugryzł się w język, gdyż byłoby to bardzo nieuprzejme. W oazie rządził Ur-Atum i książę musiał to zaakceptować bez względu na to, czy ten człowiek mu się podobał.
– Jego siłą jest nieograniczony umysł – rzekła Esmilla, wyraźnie akcentując ostatnie słowo. – Posiada dar, za pomocą którego udało mu się pokonać tanga. Co więcej, potrafi przeczytać pismo bogów.
– Także stosunki polityczne Egiptu z Amurrem zmusiły nas do szybszego działania – dodała Nefretete.
Kamose miał jednak wrażenie, że Ur-Atum nie usłyszał ostatniego zdania. Na wzmiankę o piśmie bogów oczy mężczyzny niemal wyszły z orbit. Zszokowany, z szeroko otwartymi ustami patrzył na księcia, przez chwilę nie będąc w stanie nic powiedzieć ani zrobić.
– To… przerasta moje wszelkie wyobrażenia – wyjąkał, robiąc dłuższą przerwę po każdym słowie. – W końcu dowiem się, co bogowie chcieli przekazać Khepri. Nie będę już dłużej musiał polegać na podsłuchanych przez Semenenre informacjach, które i tak przekręca lub przekazuje później niż powinien. Sam Amon-Re przychylnie na nas spojrzał! – zawołał Ur-Atum, wznosząc ręce.
Kamose już chciał powiedzieć, że z chęcią rozszyfruje pismo bogów. Zresztą był ciekaw, co takiego ukazało się mieszkańcom starożytnego Egiptu. Wszystkie słowa jednak utknęły mu w gardle. Dopiero teraz zrozumiał, że znajomość alfabetu łacińskiego to jedno. Nie miał pojęcia, o jaki język chodziło! Kolana niemal się pod nim ugięły, ponieważ wątpił, by była tu mowa o angielskim. I to na dodatek współczesnym.
Zapewne łacina, przemknęło mu przez myśl. Początkowa ekscytacja w jednej chwili całkiem z niego wyparowała. Dlaczego byłem tak głupi i nie potrafiłem zapanować nad emocjami i językiem, gdy Esmilla układała z winogron „E”? Bo myślałem o powrocie do domu, odpowiedział sam sobie. Gdybym mógł cofnąć czas i postąpić inaczej… bardzo szybko wyrzucił ten pomysł z głowy. Raz cofnął się w czasie, przez co wpakował się w mnóstwo kłopotów i sytuacji bez wyjścia. Jedno takie doświadczenie wystarczyło Kamose na całe życie.
– Czy mógłbym o coś zapytać? – odezwał się, otrząsnąwszy z ponurych rozważań. I tak już nic nie mógł zrobić, by cokolwiek naprawić. Ur-Atum kiwnął głową, więc książę kontynuował: – Skąd rebelianci wiedzieli, że jeden z synów faraona posiada dar, że coś zdarzy się w jego życiu i całkiem go odmieni? I dlaczego teraz?
– Dwadzieścia trzy lata temu każdemu z widzących ukazywała się ta sama wizja, mówiąca o tym, że niebawem wydarzy się coś wielkiego, co może doprowadzić do zmian. Niestety, w całym państwie Egipskim tylko jedna osoba potrafiła to odpowiednio zinterpretować – Falan. Antef jako pierwszy został o wszystkim poinformowany i całe zdarzenie obrócił na własną korzyść, przez lata nikt nie poznał prawdy.
– Nadal nic z tego nie rozumiem – rzekł nieśmiało Kamose, gdy zorientował się, że Ur-Atum nie miał zamiaru kontynuować tematu. – Co takiego zrobił Antef? – uściślił, bojąc się, że znów zostanie uraczony pokrętnym wyjaśnieniem, z którego nic nie wynikało.
Przywódca rebeliantów westchnął teatralnie, po czym spojrzał na księcia, jakby miał przed sobą karalucha, nie innego człowieka. Co więcej, inteligentniejszego, pomyślał, biorąc pod uwagę swoje wykształcenie i pochodzenie. Cierpliwie czekał, zaciskając mocno usta, by nie powiedzieć niczego nieodpowiedniego, co w efekcie uraziłoby mężczyznę. Po chwili Ur-Atum machnął ręką w kierunku Esmilli, dając znak kobiecie, by ona to wyjaśniła.
– Już po narodzinach można stwierdzić, czy dziecko otrzymało od bogów dar. Prawdopodobnie Antef za każdym razem sprawdzał, czy potomkowie faraona go posiadają. Nie było to trudne, gdy weźmie się pod uwagę, że kapłani są mile widziani w pałacu o dowolnej porze dnia i nocy – wytłumaczyła Esmilla. – Zaufani ludzie od razu poinformowali go, że trzeci syn Amenhotepa III jest jednym z nas, mimo że Antef nie piastował jeszcze funkcji najwyższego kapłana. Na szczęście lub nieszczęście, w zależności, z której strony na to patrzeć, obecny przy tej rozmowie był jeden z nowicjuszy, Semenenre.
– Semenenre jest rebeliantem? – wtrącił z niedowierzaniem Kamose.
– Co cię tak dziwi? – odezwał się Ur-Atum. – Semenenre to jedyny kapłan Amona-Re, który przejrzał na oczy i pojął słuszność naszej sprawy. Dzięki temu mamy szpiega w samej świątyni i bardzo szybko dowiadujemy się o planach Antefa.
Esmilla zrobiła taką minę, jakby nie do końca zgadzała się z przywódcą. Wszystkie wątpliwości pozostawiła jednak dla siebie.
– Wracając do wcześniejszego tematu – kontynuowała po chwili – nie wiemy, dlaczego Antef pozostawił cię przy życiu, pozorując wypadek. Sprzeciwił się woli bogów i zablokował twój dar. Nigdy nie miałeś się o nim dowiedzieć, nigdy nie powinieneś był uwolnić mocy, ale w jakiś sposób ci się to udało. Przezwyciężyłeś tę barierę, sądzę, że miało to związek z przełomem sprzed dwóch miesięcy – dodała, spoglądając Kamose prosto w oczy.
Książę spuścił głowę, woląc patrzeć na własne stopy. To wszystko zaczynało się wymykać zdrowemu rozsądkowi. Dlaczego jego ja z dwudziestego pierwszego wieku potrafiło używać mocy, skoro to starożytne ja urodziło się z tymi zdolnościami? Zdaniem Kamose jedno przeczyło drugiemu.
– Nikt inny nie zorientował się, co zrobił Antef? – zapytał, nie chcąc poruszać tematu swojej podwójnej osobowości przy Ur-Atumie.
– Antef ogłosił, że bogowie objawili mu, iż Totmes zostanie największym wojownikiem w historii Egiptu. Poszerzy granice państwa i dokona czynów, o jakich nie śniło się faraonowi. Widzący zaakceptowali tę interpretację wizji, nikt nie doszukiwał się podstępu. Aż kilka miesięcy temu sny powróciły, zdaniem Falan informowały o wielkiej zmianie, która wpłynie na cały kraj.
– Chyba nie sądzicie, że chodzi o mnie – powiedział Kamose, starając się opanować, by głos mu nie zadrżał, zdradzając, co tak naprawdę czuł.
Nie był bohaterem i nawet nie chciał nim być. Totmes mógł wziąć sobie tę rolę, mimo że zrodziła się z kłamstwa Antefa. Wiedział więcej od innych tylko dlatego, że cofnął się w czasie, ponieważ w jego świecie to wszystko teoretycznie już się zdarzyło. Gdyby rzeczywiście miał dokonać czegoś wielkiego, potrafiłby pomóc rebeliantom w walce z oploffingami, znalazłby sposób, by wyzwolić moc, jeżeli faktycznie wiązało się to z jego osobowością z dwudziestego pierwszego wieku.
– Nie! – krzyknął, cofając się o kilka kroków. Jeden z psów uniósł łeb, czekając, czy mężczyzna spróbuje wyjść z budynku. Prawdopodobnie wtedy rzuciłby się na niego, by udaremnić ten zamiar. – Nie mogę się w to mieszać!
Starał się nie patrzeć na Esmillę, Nefretete i Pipiego, nie chciał widzieć ich twarzy, wolał nie wiedzieć, co pomyśleli sobie o tym nagłym wybuchu. Ur-Atum pozostał jednak niewzruszony, splótł dłonie na kolanach i mierzył Kamose wzrokiem, czekając, czy nastąpi kolejny wybuch.
– Powinieneś być mi wdzięczny, gdyż uratowałem cię od Antefa. Najwyraźniej na dworze Amenhotepa III nie uczą, jak traktować wybawców – oznajmił z pogardą Ur-Atum.
– To nie ma nic wspólnego z wdzięcznością! Ja… – urwał, nie potrafiąc dobrać odpowiednich słów.
Nie mogę mieszać się w historię, dokończył w myślach. Nie wiedział, czy trafił do własnej przeszłości, czy alternatywnego świata, ale to przestało mieć jakiekolwiek znaczenie. Powinien pełnić rolę gościa, obserwatora, nie czynnego uczestnika najważniejszych wydarzeń. Każda, nawet najbardziej błaha decyzja mogła doprowadzić do przerażających skutków w przyszłości.
– Ja nie jestem waszym wybrańcem – spróbował jeszcze raz. Głos drżał mu z emocji. – Nie potrafię walczyć, daru użyłem tylko raz w krytycznym momencie, by ocalić życie mojemu bratu. Może i znam litery, które ukazują się widzącym, ale wątpię, bym potrafił je odczytać. Nie jestem wojownikiem, widzącym ani czarodziejem. Pozwól mi stąd odejść – zakończył błagalnie, mocno zaciskając pięści.
Ur-Atum bez wzruszenia słuchał słów Kamose. Zanim się odezwał, wziął ze stolika kilka daktyli i zjadł je powoli, rozkoszując się niepewnością, która malowała się na twarzy księcia.
– Nigdzie stąd nie odejdziesz – oznajmił w końcu przywódca. – Możesz się buntować i narzekać, ile chcesz, ale w końcu zaakceptujesz, że o tobie mówiły wszystkie wizje. Falan i Khepri nie miały co do tego żadnych wątpliwości, poza tym widząca Antefa przewidziała to w dniu twoich narodzin. Po drugie nie próbuj mnie więcej okłamywać, skoro znasz pismo bogów, jednocześnie oznacza to, że potrafisz je odczytać. I zrobisz to, by doprowadzić mnie do Elleshara, który stanie na czele armii rebeliantów i zabije najwyższego kapłana, przywracając dawny porządek w Egipcie.
Elleshar nic nie zmieni, przeczysz sam sobie, pomyślał Kamose, ale się nie odezwał. Może zabić Antefa i wszystkich jego zwolenników, ale wasze szczęście nie potrwa długo. Gdy Echnaton zasiądzie na tronie, zniszczy was wszystkich. Zburzy świątynie, zabije kapłanów i świat zapomni o magicznych zdolnościach, jakie posiadaliście. Historia potoczy się tak, jak powinna, a magia zachowa się tylko w legendach, w których prawdziwość nikt nie wierzy.
– A skoro posiadasz dar, zaczniesz się uczyć, jak z niego korzystać. W normalnych okolicznościach powinienem wysłać cię w miejsce, gdzie szkolą się wszyscy nowicjusze, ale jesteś zbyt cenny. I ostrzegam cię pierwszy i ostatni raz, nie próbuj sprzeciwiać się mojej woli, bo gorzko tego pożałujesz. Dzisiaj możesz odpocząć, a jutro spotkasz się z Khepri. Idźcie już – odprawił ich, machając ręką. – Nefretete, przyjdź do mnie w południe, by zdać raport.
Kobieta kiwnęła głową, po czym wszyscy opuścili budynek.
~ * ~
Białka się mierzą, więc znalazłam chwilę na dodanie rozdziału. Ostatnio tak sobie myślę, że powinnam zacząć pisać pracę magisterską, a nie zastanawiać się nad opowiadaniem, które chciałabym pisać, gdy zakończę to. Ech, i tak jest jeszcze na to czas…
A zmieniając temat, to nie wiem, czy w przyszłym tygodniu pojawi się nowy rozdział, ponieważ jadę na konferencję naukową i przed wyjazdem mogę nie znaleźć już czasu, by go przejrzeć i dodać.

6 komentarzy:

  1. Coz, moze i dowódca rebeliantów z wyglądu mało imponujący, no i nieco zbyt przypominający władców Egiptu na moj gust, ale jednak charakter i zdecydowanie niezbedne władcy z pewnością posiada. Mysle, ze nie uwierzył w ani jedno słowo Kamosego i trudno mu się dziwić. Mam wrażenie, ze musi miec cos wspólnego z fąraonami bądź kapłanami, miejsce, w którym mieszka, to,jak je urządził, dobitnie na to wskazuje...ciekawe. Kamose jestbwięc najwyraźniej ważniejszy , niz do tej pory sadziliśmy i zaczynam się zastanawiac, czy to nie xxi wiek był jakimś rodzajem iluzji, a moze nie iluzji, ale orźeniesieniem w czasie, tak, aby książę nie wiedział, kim do tej pory był. Choc z drugiej strony jak mogłby prowadzić dwa zycia naraz... Ech, trudno to ogarnąć. Jestem ciekawa, jak dokładniej wygladaja plany rebeliantów i czy Kamose bedzie potrafił im rozczytac te pisma xD

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Przez tą przerwę w pisaniu nie wiem, czy wzmianka o tym się już pojawiła, czy też nie. W każdym razie pojawiła (lub pojawi) się krótka wzmianka o tym, że większość rebeliantów kiedyś była kapłanami, stąd taka dekoracja wnętrza w przypadku Ur-Atuma.
      Tu masz rację, przywódca nie uwierzył w ani jedno słowo Kamose i wątpię, by kiedykolwiek się przekonał do jego racji. Dla większości Egipcjan to, co mówi Kamose jest abstrakcją, czymś nie do pojęcia.
      A o pismach będzie więcej w kolejnym rozdziale ;)

      Usuń
  2. Rozbawiło mnie to, że Kamose i przywódca rebeliantów spojrzeli sobie w oczy i obydwoje pomyśleli, że nie widzą przed sobą nikogo wyjątkowego ;) Ur-Atum na razie niespecjalnie wzbudził moją sympatię, aczkolwiek widać, że ma pewne cechy przywódcze i nie pozwoli sobie na niesubordynację.
    Współczuję Kamose, nagle na jego barki runęła cała mistyczna przepowiednia i oczekiwania wielu ludzi.
    Jestem ciekawa, co będzie dalej :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No tak, Kamose nie będzie miał teraz lekko. Rebelianci wyobrażają sobie, że będzie w stanie dokonać cudów, a on sam jest całkiem zagubiony w nowym otoczeniu, a także w świecie.
      A jak sobie będzie z tym radzić, niebawem się okaże ;)

      Usuń
  3. Mam nadzieje, że wybaczysz moją nieobecność pod ostatnim rozdziałem. Miałam ostatnio dość sporo na głowie.
    Rozdział 18:
    Myślę, że Kamose dobrze zrobił, mówiąc im prawdę o sobie. Ta ciągła tajemnica o prawdziwym pochodzeniu ino zżerałaby go od środka, a zresztą, już i tak z ledwością powstrzymuje się od tego, by nie palnąć coś głupiego. To wyznanie z pewnością sprawi, że Nefretete będzie inaczej go spostrzegała.
    Rozdział 19:
    Obecny rozdział, jak na razie taki spokojny. Jedynie to spotkanie z dowódcą rebeliantów. Ur-Atum wydaje się na chwilę obecną w porządku, nie wiem za bardzo, co o nim jeszcze napisać.
    Nie dziwię się, że Kamosa ta sprawa z "wybrańcem" go przerasta. Rozumiem decyzję mężczyzny, dlaczego nie chce się w to wplątywać. Zmiana historii może przynieść złe skutki. Pewnie Kamos będzie kombinował, jak wrócić z powrotem do domu, ale wiem, że łatwo nie będzie.

    Pozdrawiam serdecznie :*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wszystkie nieobecności jak najbardziej rozumiem, sama też mam ostatnio za dużo na głowie...
      Na pewno Kamose nieco ulżyło, gdy trójka rebeliantów poznała prawdę, jednak teraz będzie przebywał też z innymi ludźmi i znów będzie musiał uważać na to, co mówi, gdyż nie wszyscy go zrozumieją, a inni mogą domagać się dokładniejszych wyjaśnień.
      Niestety, mimo że Kamose nie chce się w to wszystko mieszać, to nie zawsze będzie mógł o tym sam zdecydować. Szczególnie, że dla rebeliantów jest kimś wyjątkowym.

      Usuń

Obserwatorzy