środa, 8 kwietnia 2015

Rozdział 16: Przez pustynię


Oto definicja wędrowca, pomyślał Eddie. To ktoś, kto zawsze patrzy na to, co jest dalej.
Stephen King – Mroczna Wieża: Wilki z Calla
Po dwóch godzinach jazdy dotarli do celu pierwszego etapu podróży, czyli oazy na obrzeżach pustyni, przy której zbudowano kilkanaście prostych domów. Na pierwszy rzut oka wszystkie wyglądały identycznie i wiele mówiły o ubóstwie mieszkańców.
Kamose rozumiał ulokowanie wioski w takim miejscu, lecz zarazem nie miał pojęcia, z czego żyli mieszkający tutaj ludzie. Ten teren nie mógł należeć do żadnego z właścicieli ziemskich, więc musieli troszczyć się sami o siebie. Chyba że pomagali im rebelianci.
Nefretete zaprowadziła ich do jednego z domów i stanowczo zapukała do drzwi. Po chwili na dwór wyszedł krzepki mężczyzna w średnim wieku. Na widok kobiety uśmiechnął się od ucha do ucha.
– Dobrze znów was widzieć – powiedział, spoglądając po kolei na pozostałych jeźdźców. Gdy zakończył wstępne oględziny, uśmiech zniknął z jego twarzy, a zastąpiła go wielka troska. – A Qeb?
– Nic mu nie jest – zapewniła Nefretete. – Ale pewien nieoczekiwany obrót zdarzeń sprawił, że dotrze tu za kilka, może kilkanaście dni.
Mężczyzna skinął głową, nic nie powiedziawszy. Wyraz jego twarzy jednak ani trochę się nie zmienił.
– Wszystko będzie dobrze. Sam zgłosił się na ochotnika do tego zadania. To nic strasznego, uwierz mi.
O ile nie okaże się, że Echnaton rzeczywiście posiada jakąś moc i postanowi zemścić się na rebeliancie albo wykorzystać go do własnych celów, pomyślał Kamose. Nie powiedział tego na głos, nie chcąc niepotrzebnie denerwować mężczyzny, któremu najwyraźniej bardzo zależało na bezpieczeństwie Qeba.
– Chcemy iść przez jaskinię, dlatego zostawimy tutaj konie – wyjaśniła Nefretete.
– Wiem, że mnie nie posłuchasz, ale odradzałbym ci tę drogę. Może i jest krótsza niż przeprawa przez pustynię, ale nie mniej zdradziecka. Słyszałem, że oploffingi znów wypełzły z nor, a Atenowi i Chavi nie udało się przejść.
– Będziemy ostrożni – nie dawała za wygraną kobieta. – W innych okolicznościach może i bym cię posłuchała, ale nie zaryzykuję przeprawy przez pustynię. Nie mamy ani czasu ani sił, by walczyć z tangiem.
– To tych potworów jest więcej? – zapytał zaskoczony Kamose.
– Niestety, gdy pojawia się jeden, dwa lub trzy inne znajdują się w pobliżu – wyjaśniła Esmilla. – Nie widziano ich od bardzo, bardzo dawna, myliliśmy, że ostatnie tangi zabito i już nigdy więcej nie ich nie spotkamy.
– Teraz to bez znaczenia. W tej chwili nasz najważniejszy problem to dostać się do bazy, o tangach możemy pomyśleć później, o ile Ur-Atum będzie chciał coś z tym zrobić – wtrąciła się Nefretete. – Trochę odpoczniemy i weźmiemy zapasy – zwróciła się do mężczyzny.
Od Kamose nikt nie oczekiwał pomocy, dlatego książę usiadł na trawie, ciesząc się chwilą odpoczynku. Dwa dni jazdy porządnie dały mu się we znaki, przez co tęsknił do beztroskich dni spędzanych w pałacu. A jeszcze bardziej do studenckiego życia, kiedy jego największym zmartwieniem była nauka do kolejnych egzaminów.
Po jakimś czasie kobiety udały się razem z mężczyzną do jego domu, natomiast Pepi przysiadł się do Kamose, wyciągając przed siebie nogi.
– Wykąpałbym się, ale nie mamy tyle czasu. Nefretete powiedziała, że za chwilę ruszamy, by dojść do jaskini przed zmrokiem – stwierdził, spoglądając tęsknie na czystą, chłodną, zachęcającą do zanurzenia się wodę.
– Kto tu mieszka? – zapytał Kamose.
Do tej pory nikt nie wyszedł z żadnego z domów, co bardzo go intrygowało. Czyżby ludzie bali się obcych? Kto wie, czy w przeszłości rebelianci im nie grozili i ostrzegali, by nie wtrącali się w ich sprawy dla własnego bezpieczeństwa.
– Nikt – sprowadził go na ziemię Pepi. – Ktoś kiedyś uznał, że kilka domów mniej rzuca się w oczy niż jedna chatka na skraju pustyni. Rebelianci czasem tu mieszkają lub nocują. Tylko Bebti przebywa tu na stałe. To ojciec Qeba, ale nie powtarzaj tego nikomu, nie chce, by ta informacja się rozeszła.
– On też posiada dar? – zaciekawił się Kamose.
– Nie. Gdy Qeb miał cztery lata, kapłani odkryli jego dar i zabrali do świątyni, bez zgody ojca. Bebti traktował to jako porwanie i w jakiś sposób zdołał ocalić syna, chociaż nigdy nikomu nie powiedział, jak to zrobił. Później znaleźli rebeliantów i Qeb uczył się u nich, a jego ojciec pomagał im jak tylko potrafił – zakończył opowieść Pepi.
Dłuższą chwilę siedzieli w milczeniu, zanim Nefretete i Esmilla wyszły na zewnątrz i zakomunikowały, że pora ruszać w dalszą drogę. Każdy dostał torbę z zapasami jedzenia i wody. Krótko pożegnali się z Bebtim, który życzył im bezpiecznej i szybkiej podróży.
– Nie mieliśmy omijać pustyni, by nie napotkać tangów? – zapytał Kamose, gdy zostawili już pustą wioskę za sobą.
– Nie oddalimy się na tyle, by mógł nas dopaść, o ile w ogóle znajduje się w tej części pustyni – wyjaśniła Esmilla.
Kamose skinął głową, przyjmując jej słowa do świadomości. Jednak ani trochę mu się to nie podobało. Odkąd usłyszał, że tangi nie polują samotnie, wolał trzymać się jak najdalej od pustyni. Nic więcej nie powiedział, wiedząc, że i tak nic by mu to nie dało. Nefretete nie zrezygnowałaby z raz obranej drogi, chyba że zdarzyłby się jakiś kataklizm lub coś równie potwornego.
O ile jazda konna przez pustynię ani trochę mu nie przeszkadzała, o tyle w przypadku marszu miał całkowicie odmienne zdanie. Bardzo ciężko chodziło się po nierównym gruncie, gdzie przy każdym kroku zapadało się o kilka centymetrów w piasek, a potem trzeba było dodatkowego nakładu siły, by wyciągnąć stopę, która znów się zagrzebała. I tak w kółko.
Do tego dochodziło grzejące z każdą minutą coraz mocniej słońce. Pot spływał po skórze Kamose, wydawało mu się, że z każdym krokiem było go coraz więcej, jakby cała woda postanowiła nagle wydostać się z jego organizmu i wyparować pod wpływem ciepła.
Książę otarł pot z czoła, starając się nie dyszeć. Skoro rebelianci potrafili znieść trud wędrówki, to on też. Żałował, że nie miał wielbłąda, który zaniósłby go do tej piekielnej jaskini. Doskonale jednak wiedział, że w tych czasach Egipcjanie nie udomowili tych zwierząt. Zresztą potem i tak nie miałby co z nim zrobić, skoro nawet konie musieli zostawić u Bebtiego.
– Oszczędzaj wodę, Pepi – skarciła chłopaka Nefretete. – Jesteśmy dopiero w połowie drogi.
Pepi niechętnie posłuchał kobiety i Kamose wcale mu się nie dziwił, sam oddałby wszystko za beczkę chłodnej wody. Zarazem doskonale rozumiał też Nefretete. Pustynia była zgubą dla każdego, kto nie potrafił racjonalnie wydzielać wody, szczególnie gdy miało się ograniczone zapasy.
Najbardziej książę podziwiał zmysł orientacji kobiety. On sam już dawno by się zgubił i znając własne szczęście, wpadł prosto w paszczę tanga, kończąc jako przekąska. Nefretete szła pewnie przed siebie, chociaż wokół znajdował się tylko i wyłącznie piasek. Żadnych charakterystycznych punktów, po których mogłaby się zorientować, czy obrała właściwą drogę.
Kamose z ulgą powitał moment, w którym rebeliantka zarządziła krótki odpoczynek. Pepi padł na piasek, dysząc ciężko i mrucząc coś cicho pod nosem. Zjedli kilka kęsów świeżego chleba, popijając go wodą.
– Dużo już przeszliśmy, ale musimy utrzymać stałe tempo, by dojść do jaskini przed zmrokiem, nie przewiduję nocowania pod gołym niebem, to zbyt niebezpieczne – powiedziała Nefretete, czujnie rozglądając się wokół. – Prawdopodobnie był to pierwszy i jedyny odpoczynek, na jaki mogliśmy sobie pozwolić na pustyni.
Pepi jęknął głośno, słysząc jej słowa, ale wstał posłusznie, gotowy do dalszej drogi.
– Sam chciałeś z nami jechać – przypomniała mu Esmilla. – Potraktuj to jako przygodę. – Zaśmiała się krótko, widząc grymas, który pojawił się na twarzy chłopaka.
Świadomość, że pokonał już połowę drogi ani trochę nie ułatwiała Kamose dalszego marszu. Wręcz go dołowała, bo z każdym kolejnym krokiem miał nadzieję ujrzeć upragniony cel. Niestety, wokół był tylko piasek, piasek i piasek. I tak przez kilka kolejnych godzin.
Księciu zbrzydł już ten krajobraz i miał serdecznie dość chodzenia przez pustynię do końca swojego życia. W duchu nie liczył jednak na to, by to postanowienie miało się spełnić. Nie spędzi przecież reszty życia wśród rebeliantów, będzie musiał jakoś wrócić, a szczerze wątpił, by istniała inna droga, skro Nefretete zdecydowała się na tę.
Nie zdołali dotrzeć do jaskini zgodnie z planem kobiety, ponieważ z czasem zwolnili kroku, nie utrzymując początkowego tempa. W pewnym momencie Nefretete zarządziła także drugi postój, by nabrali nieco sił, szczególnie Pepi, którego na nogach trzymała jedynie siła woli.
Słońce całkiem skryło się za horyzontem, gdy stanęli u celu podróży, który na pierwszy rzut oka ani trochę nie przypominał Kamose jaskini. Gdyby był sam, minąłby to miejsce bez zastanowienia, nie dostrzegając tu nic niezwykłego, jedynie kolejną zaspę piasku.
– Jesteś pewna, że tędy przejdziemy? – zapytał ze zwątpieniem Kamose, nachylając się nad wąską szczeliną. W ciemnościach nie potrafił ocenić jej głębokości ani powiedzieć nic poza tym, że otwór znajdował się w tym miejscu. – Piasek powinien już zasypać to, co znajduje się w dole.
– Ale nie zasypał – prychnęła niezadowolona Nefretete. – I jeszcze raz zadasz tak głupie pytanie, na które nie znam odpowiedzi, to zrzucę cię na dół siłą. A jak jesteś tak ciekawy, to zapytaj piasku, może odpowie.
Kamose nic więcej nie powiedział, nie chcąc niepotrzebnie denerwować kobiety. Nie mógł jednak nic na to poradzić, że był ciekaw wielu rzeczy, szczególnie takich, o których nigdy nie słyszał w dwudziestym pierwszym wieku. Jego umysł nie potrafił tak po prostu akceptować tych kwestii, pragnął dokładnych wyjaśnień.
Nefretete nachyliła się nad otworem, a po chwili przy jej dłoni pojawiła się kula ognia. Przeszła kawałek wzdłuż szczeliny, spoglądając w dół. Marszczyła brwi, jakby coś rozważała w myślach.
– Tu jest zejście – odezwała się w końcu. – Postaram się je oświetlić, ale i tak trzeba będzie bardzo uważać.
– Teraz?! W nocy?! – zawołał oszołomiony Pepi. Patrzył na Nefretete w taki sposób, jakby kobiecie nagle wyrosła z głowy para jelenich rogów. – Nie możemy tu poczekać do rana?
– Już mówiłam, że nie będę ryzykowała spania na pustyni – fuknęła. – Możesz zostać i tak prześpimy się na dole. Ale w razie problemów, nie licz na naszą pomoc.
Pepi z rezygnacją spuścił głowę i mruknął coś pod nosem. Po chwili posłusznie wstał, czekając na dalsze instrukcje Nefretete.
– Pójdę pierwsza, potem Kamose, Pepi i Esmilla. Gdyby coś niebezpiecznego znajdowało się na dole krzyknę, a wy od razu wrócicie na górę. Postaram się utrzymać światło na całej długości.
Nie czekała, aż inni potwierdzą, że zrozumieli polecenia. Ostrożnie zsunęła się w głąb szczeliny, a ślad jej przejścia znaczyła ognista linia.
Kamose przeklął pod nosem, mając nadzieję, że przez przypadek się nie oparzy. Po raz pierwszy zatęsknił za elektrycznym światłem, które nic złego nie mogło zrobić człowiekowi. Oczywiście, w krytycznym momencie zawsze mogła przepalić się żarówka, ale rozsądny poszukiwacz wrażeń zawsze nosił przy sobie zapasową latarkę.
Książę westchnął zrezygnowany, w duchu zgadzając się z Pepim, że wolałby poczekać do świtu. Odczekał jeszcze chwilę, po czym nachylił się nad szczeliną, by ocenić drogę. W dół prowadziło coś, co na pierwszy rzut oka wyglądało jak krzywe schody wykute w skale przez naturę. Mężczyzna wątpił, aby człowiek kiedykolwiek przyłożył do tego rękę.
Modląc się w duchu, by nie spaść i nie złamać karku, zaczął powoli schodzić w dół. Stąpał ostrożnie, wpierw badając grunt stopą. Nie miał zamiaru nikomu ufać na słowo, gdy chodziło o jego życie. W dwudziestym pierwszym wieku robienie czegoś takiego bez zabezpieczenia byłoby zabronione. Powinniśmy się wszyscy przewiązać liną, o ile rebelianci w ogóle mieli ją ze sobą, pomyślał.
Kamose zdawało się, że minęła już noc, gdy stanął na równym gruncie. Podczas schodzenia ogień oświetlał drogę, ale także sprawiał, że na trasie wzrosła temperatura. W połowie drogi mężczyzna cały ociekał potem. Na dodatek Pepi bardzo szybko go dogonił, ponieważ poruszał się sprawniej niż przesadnie ostrożny książę.
Gdy znalazł się na dole, odetchnął z ulgą i usiadł na najbliższym kamieniu. Rozejrzał się dookoła, ale nie zobaczył nic poza ginącym w ciemnościach tunelem prowadzącym w głąb jaskini oraz jasno oświetlonym szybem, którym dopiero co schodził.
Nie musieli długo czekać na Esmillę. Gdy wszyscy zeszli, Nefretete zgasiła linię płomieni i rozpaliła nieduże ognisko, przy którym zasiedli, jedząc skromną kolację.
– Prześpimy się kilka godzin i ruszamy dalej. Niedaleko znajduje się woda, więc będziemy mogli uzupełnić zapasy. Niestety, nie mam tyle sił, by cały czas podtrzymywać ogień, muszę odpocząć, by mieć siły na dalszy marsz. Ty nawet nie próbuj – zwróciła się do Pepiego. – Jeśli oploffingi powyłaziły z jam, możemy potrzebować wszystkich sił, by je przegonić. Oczywiście, nasz wspaniały książę nie ma pojęcia, jak używać swego daru.
– Nefretete, przestań – skarciła ją Esmilla. – Nie czas na to.
Bo ty na pewno wiedziałaś o nim wszystko, zanim ktoś nauczył cię z niego korzystać, chciał odpowiedzieć Kamose, ale postanowił zachować to dla siebie. Kłótnia nie była dobrym pomysłem w takiej sytuacji. Co więcej, pan Haviland wiele razy powtarzał, że czasem lepiej milczeć, niż wdawać się w bezsensowne spory, w których i tak ty masz rację.
Książę bez słowa ułożył się na ziemi, czując, jak w wielu miejscach uwierają go mniejsze i większe kamienie. Sądził, że przez niewygodę nie zmruży oka, jednak zasnął krótko po tym, jak Nefretete zgasiła ogień. Zmęczenie wzięło górę, a organizm potrzebował sił do dalszej wędrówki.
~ * ~
Cztery miesiące… Strasznie długo, biorąc pod uwagę, że kilka rozdziałów jeszcze w zapasie miałam. Macie prawo być na mnie źli, ale od teraz kolejne rozdziały będą publikowane już regularnie. Nie obiecuję, że zawsze co tydzień, bo w związku z realizacją pracy magisterskiej mam teraz trochę pracy, ale co dwa tygodnie na pewno.
Tłumaczyć nieobecności nie będę, bo wiele z tych powodów pewnie już nieraz słyszeliście. Zresztą, uważam, że to nie ma najmniejszego sensu.
Wrrr… Nigdy więcej cytatów przed rozdziałami, nieważnie jak fajnie to wygląda…

14 komentarzy:

  1. Jeeeeeeej :D
    Czekałam i opłaciło mi się XD
    Cieszę się bardzo, że powróciłaś :) Tęskniłam za tym opowiadaniem... strasznie mocno ;)
    Czekam na nn ;)

    Dużo weny i żelków życzę
    Żelcio

    Ps. Powodzenia przy magistracie :) Trzymam kciuki ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. Ostatnio tak sobie myślałam, że dawno nie dodawałaś rozdziału (nie to, że się skarżę, bo sama za często nie publikuje kolejnych fragmentów opowiadania), a tu wchodzę i czeka mnie miła niespodzianka.
    Hmm... Na razie spokój, Kamose wędruje sobie przez pustynie z rebeliantami. Choć pewnie zanim dotrą do celu podróży napotkają jakieś przeszkody, a przynajmniej mam taką nadzieję. Nie to, że źle im życzę ;)
    Chyba polubiłam Nefretete za tę jej siłę, stanowczość i twarde stąpanie po ziemi. Może i jest trochę chłodna i momentami zgryźliwa, ale z tego co pamiętam to Kamose (jeszcze nie wiem jak i kiedy) zabił jej brata, także można ją zrozumieć. No i w końcu przewodzi grupą, musi umieć postawić na swoim.
    Czekam na ciąg dalszy. Pozdrawiam i powodzenia w pisaniu pracy magisterskiej :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję :)
      Prawdę powiedziawszy, to wolałabym po tej przerwie wrócić z rozdziałem siedemnastym, w którym dzieje się o wiele więcej. No ale nigdy nie można mieć wszystkiego.
      W życiu Kamose wiele spokoju nie ma, ciągle coś mu się przytrafia, więc nawet u rebeliantów to się nie zmieni.
      Nefretete ogólnie w życiu nie miała lekko, w późniejszym rozdziale pojawi się jej historia, ale takie nastawienie w stosunku do Kamose właśnie głównie wzięło się z urazu spowodowanego śmiercią brata.

      Usuń
  3. Noo długo cię nie było, ale warto było czekać. Rozdział wspaniały, choć spokojny, ale wydaje mi się, że niedługo to się zmieni... tak czuję, że coś się wydarzy. Nefretete nawet nie jest taka zła... bardzo fajnie opisałaś jej siłę i ogólny charakter.

    czekam na dalsze losy Kamose.

    <3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję :)
      Cóż, niestety, w kolejności do publikacji był teraz spokojniejszy rozdział. Jednak w kolejnym na drodze Kamose i rebeliantów pojawią się następne przeszkody.

      Usuń
  4. Jaenelle, ale się cieszę że wróciłaś. Zawsze dawałaś tak regularnie notkil, że naprawdę zaczęłam się martwić. Wchodziłam co jajiś czas, ale nie pojawiała się nawet informacja. Ale w końcu, kiedy weszlam tutaj dzisiaj, ukazał się rozdział:) czułam, ze tak będzie! Bardzo się z tego cieszę:) I trzymam kciuki za pracę magisterską:)
    Rozdział był dość spokojnyu, ale myślę, ze to cisza przed burzą. nie sądzę, żeby mieli tak spokojnie przetrwać tę noc w tej dziwnej dziurze na pustyni, która kojarzy mi się z magią, bo naturalna to chyba nie może być. Ciekawe, jakie zagrożenie na nich czyha tym razem... Nie wiedziałam też, że Pepi będzie wyrażał wszystkie wątpliwości Kamosiego, kurde, ,ze też Nefretette w ogóle nie ma żadnych pretensji do niego;p ale cóż, z drugiej storny jest właściwie dość miła dla Kamosiego, skoro on w przeszłości zrobił to, co zrobił, nawet jeśłi teraz z jakiegoś powodu nie dość, że tgo zbytnio nie pamięta, to w ogóle się nie identyfikuje z tą osobą...w końcu... pochodzi z XXI...albo i nie... ciekawe, które tutaj jest iluzja, a które prawdą:P ale się cieszę, że będe mogła znów czytać to opowiadanie, taki prezent w ten piątkowy wieczór :) Zapraszam serdecznie na zapiski-condawiramurs, teraz akurat publikuję opowiadanie HP, dopiero prolog i I rozdział, mam nadzieję ,że wpadniesz:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję :)
      Myślę, że tym razem zagrożenie będzie dość ciekawe, no ale ostatecznie każdy będzie mógł to sam określić po przeczytaniu następnego rozdziału.
      W oczach Nefretete Kamose jest z góry skazany na gorszą pozycję. Nieważne, co powie lub zrobi przeważnie i tak będzie źle. A Pepiemu kobieta może wybaczyć, bo zna go od dawna.

      Usuń
  5. Strasznie długo Cię tu nie było! Cieszę się, że zdecydowałaś się wrócić, bo zdążyłam się wciągnąć w tą nietypową historię. Z niecierpliwością czekam na ciąg dalszy ;)

    Pozdrawiam gorąco,
    maximilienne

    OdpowiedzUsuń
  6. Oo, wróciłaś, cieszy mnie to, bo tyle cię nie było, aż bałam się, że odeszłaś na dobre od pisania. :) W sumie fajnie by było, gdyby napotkali tanga, haha, a najlepiej kilka, skoro polują w grupach, bo dość interesujące te potwory. Heh, ciekawe, co ich spotka, nim dotrą do celu, bo na razie podejrzanie gładko im to idzie xd Chociaż już sama wędrówka przez pustynię musi być ciężka.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie lubię się powtarzać, dlatego tym razem na drodze bohaterów stanie coś innego. Z takim tangiem to by teraz wiele problemów mieli, nie mówiąc już o kilku. No chyba że Kamose znów by zareagował i ocalił towarzystwo z opresji.

      Usuń
  7. Jak przeczytałam pierwsze zdanie, uśmiech pojawił mi się na ustach. Nie było Cie przez jakiś czas, więc jakoś te "dwie godziny" mnie ubawiły :P
    Rozdział był w porządku. Taki spokojny, lecz co się dziwić, skoro szli cały czas przez pustynię. Dobrze, że przynajmniej nie natrafili na tych tangów. Może i to dobrze, że Nefretete postanowiła zostawić konie i iść przez jaskinie. Te oploffingi chyba są łagodniejszym stworzeniem od tangów, skoro wybrała tę drogę :)
    Czekam na ciąg dalszy i fajnie, że wróciłaś ;)
    Aha, i trzymam kciuki za pracę magisterską! Wiem co teraz przeżywasz, bo i moja siostra nad nią siedzi ;) A jaki temat pracy wybrałaś?
    Pozdrawiam serdecznie :*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję :)
      Wolałabym, po przerwie opublikować ten następny rozdział, bo w nim więcej się dzieje, no ale na to nic nie mogłam poradzić. Jak wskazuje tytuł siedemnastego, oploffingi się pojawią. I chyba każdy będzie musiał sam sobie odpowiedzieć, czy Nefretete dobrze postąpiła.
      Temat mojej pracy magisterskiej to: Detekcja warstw białek zaadsorbowanych na powierzchni czujników impedancyjnych.

      Usuń

Obserwatorzy