Oto definicja wędrowca, pomyślał
Eddie. To ktoś, kto zawsze patrzy na to, co jest dalej.
Stephen King – Mroczna Wieża: Wilki
z Calla
Po dwóch godzinach
jazdy dotarli do celu pierwszego etapu podróży, czyli oazy na obrzeżach
pustyni, przy której zbudowano kilkanaście prostych domów. Na pierwszy rzut oka
wszystkie wyglądały identycznie i wiele mówiły o ubóstwie mieszkańców.
Kamose rozumiał ulokowanie
wioski w takim miejscu, lecz zarazem nie miał pojęcia, z czego żyli mieszkający
tutaj ludzie. Ten teren nie mógł należeć do żadnego z właścicieli ziemskich,
więc musieli troszczyć się sami o siebie. Chyba że pomagali im rebelianci.
Nefretete zaprowadziła ich
do jednego z domów i stanowczo zapukała do drzwi. Po chwili na dwór wyszedł
krzepki mężczyzna w średnim wieku. Na widok kobiety uśmiechnął się od ucha do
ucha.
– Dobrze znów was widzieć
– powiedział, spoglądając po kolei na pozostałych jeźdźców. Gdy zakończył
wstępne oględziny, uśmiech zniknął z jego twarzy, a zastąpiła go wielka troska.
– A Qeb?
– Nic mu nie jest –
zapewniła Nefretete. – Ale pewien nieoczekiwany obrót zdarzeń sprawił, że
dotrze tu za kilka, może kilkanaście dni.
Mężczyzna skinął głową,
nic nie powiedziawszy. Wyraz jego twarzy jednak ani trochę się nie zmienił.
– Wszystko będzie dobrze.
Sam zgłosił się na ochotnika do tego zadania. To nic strasznego, uwierz mi.
O ile nie okaże się, że Echnaton rzeczywiście posiada
jakąś moc i postanowi zemścić się na rebeliancie albo wykorzystać go do
własnych celów, pomyślał Kamose. Nie
powiedział tego na głos, nie chcąc niepotrzebnie denerwować mężczyzny, któremu
najwyraźniej bardzo zależało na bezpieczeństwie Qeba.
– Chcemy iść przez
jaskinię, dlatego zostawimy tutaj konie – wyjaśniła Nefretete.
– Wiem, że mnie nie
posłuchasz, ale odradzałbym ci tę drogę. Może i jest krótsza niż przeprawa
przez pustynię, ale nie mniej zdradziecka. Słyszałem, że oploffingi znów
wypełzły z nor, a Atenowi i Chavi nie udało się przejść.
– Będziemy ostrożni – nie
dawała za wygraną kobieta. – W innych okolicznościach może i bym cię
posłuchała, ale nie zaryzykuję przeprawy przez pustynię. Nie mamy ani czasu ani
sił, by walczyć z tangiem.
– To tych potworów jest
więcej? – zapytał zaskoczony Kamose.
– Niestety, gdy pojawia
się jeden, dwa lub trzy inne znajdują się w pobliżu – wyjaśniła Esmilla. – Nie
widziano ich od bardzo, bardzo dawna, myliliśmy, że ostatnie tangi zabito i już
nigdy więcej nie ich nie spotkamy.
– Teraz to bez znaczenia.
W tej chwili nasz najważniejszy problem to dostać się do bazy, o tangach możemy
pomyśleć później, o ile Ur-Atum będzie chciał coś z tym zrobić – wtrąciła się
Nefretete. – Trochę odpoczniemy i weźmiemy zapasy – zwróciła się do mężczyzny.
Od Kamose nikt nie
oczekiwał pomocy, dlatego książę usiadł na trawie, ciesząc się chwilą
odpoczynku. Dwa dni jazdy porządnie dały mu się we znaki, przez co tęsknił do
beztroskich dni spędzanych w pałacu. A jeszcze bardziej do studenckiego życia,
kiedy jego największym zmartwieniem była nauka do kolejnych egzaminów.
Po jakimś czasie kobiety
udały się razem z mężczyzną do jego domu, natomiast Pepi przysiadł się do
Kamose, wyciągając przed siebie nogi.
– Wykąpałbym się, ale nie
mamy tyle czasu. Nefretete powiedziała, że za chwilę ruszamy, by dojść do
jaskini przed zmrokiem – stwierdził, spoglądając tęsknie na czystą, chłodną,
zachęcającą do zanurzenia się wodę.
– Kto tu mieszka? –
zapytał Kamose.
Do tej pory nikt nie
wyszedł z żadnego z domów, co bardzo go intrygowało. Czyżby ludzie bali się
obcych? Kto wie, czy w przeszłości rebelianci im nie grozili i ostrzegali, by
nie wtrącali się w ich sprawy dla własnego bezpieczeństwa.
– Nikt – sprowadził go na
ziemię Pepi. – Ktoś kiedyś uznał, że kilka domów mniej rzuca się w oczy niż
jedna chatka na skraju pustyni. Rebelianci czasem tu mieszkają lub nocują.
Tylko Bebti przebywa tu na stałe. To ojciec Qeba, ale nie powtarzaj tego
nikomu, nie chce, by ta informacja się rozeszła.
– On też posiada dar? –
zaciekawił się Kamose.
– Nie. Gdy Qeb miał cztery
lata, kapłani odkryli jego dar i zabrali do świątyni, bez zgody ojca. Bebti
traktował to jako porwanie i w jakiś sposób zdołał ocalić syna, chociaż nigdy
nikomu nie powiedział, jak to zrobił. Później znaleźli rebeliantów i Qeb uczył
się u nich, a jego ojciec pomagał im jak tylko potrafił – zakończył opowieść
Pepi.
Dłuższą chwilę siedzieli w
milczeniu, zanim Nefretete i Esmilla wyszły na zewnątrz i zakomunikowały, że
pora ruszać w dalszą drogę. Każdy dostał torbę z zapasami jedzenia i wody.
Krótko pożegnali się z Bebtim, który życzył im bezpiecznej i szybkiej podróży.
– Nie mieliśmy omijać
pustyni, by nie napotkać tangów? – zapytał Kamose, gdy zostawili już pustą
wioskę za sobą.
– Nie oddalimy się na
tyle, by mógł nas dopaść, o ile w ogóle znajduje się w tej części pustyni –
wyjaśniła Esmilla.
Kamose skinął głową,
przyjmując jej słowa do świadomości. Jednak ani trochę mu się to nie podobało.
Odkąd usłyszał, że tangi nie polują samotnie, wolał trzymać się jak najdalej od
pustyni. Nic więcej nie powiedział, wiedząc, że i tak nic by mu to nie dało.
Nefretete nie zrezygnowałaby z raz obranej drogi, chyba że zdarzyłby się jakiś
kataklizm lub coś równie potwornego.
O ile jazda konna przez
pustynię ani trochę mu nie przeszkadzała, o tyle w przypadku marszu miał
całkowicie odmienne zdanie. Bardzo ciężko chodziło się po nierównym gruncie,
gdzie przy każdym kroku zapadało się o kilka centymetrów w piasek, a potem
trzeba było dodatkowego nakładu siły, by wyciągnąć stopę, która znów się
zagrzebała. I tak w kółko.
Do tego dochodziło
grzejące z każdą minutą coraz mocniej słońce. Pot spływał po skórze Kamose,
wydawało mu się, że z każdym krokiem było go coraz więcej, jakby cała woda
postanowiła nagle wydostać się z jego organizmu i wyparować pod wpływem ciepła.
Książę otarł pot z czoła,
starając się nie dyszeć. Skoro rebelianci potrafili znieść trud wędrówki, to on
też. Żałował, że nie miał wielbłąda, który zaniósłby go do tej piekielnej
jaskini. Doskonale jednak wiedział, że w tych czasach Egipcjanie nie udomowili tych zwierząt. Zresztą potem i
tak nie miałby co z nim zrobić, skoro nawet konie musieli zostawić u Bebtiego.
– Oszczędzaj wodę, Pepi –
skarciła chłopaka Nefretete. – Jesteśmy dopiero w połowie drogi.
Pepi niechętnie posłuchał
kobiety i Kamose wcale mu się nie dziwił, sam oddałby wszystko za beczkę
chłodnej wody. Zarazem doskonale rozumiał też Nefretete. Pustynia była zgubą
dla każdego, kto nie potrafił racjonalnie wydzielać wody, szczególnie gdy miało
się ograniczone zapasy.
Najbardziej książę
podziwiał zmysł orientacji kobiety. On sam już dawno by się zgubił i znając
własne szczęście, wpadł prosto w paszczę tanga, kończąc jako przekąska.
Nefretete szła pewnie przed siebie, chociaż wokół znajdował się tylko i
wyłącznie piasek. Żadnych charakterystycznych punktów, po których mogłaby się
zorientować, czy obrała właściwą drogę.
Kamose z ulgą powitał
moment, w którym rebeliantka zarządziła krótki odpoczynek. Pepi padł na piasek,
dysząc ciężko i mrucząc coś cicho pod nosem. Zjedli kilka kęsów świeżego
chleba, popijając go wodą.
– Dużo już przeszliśmy,
ale musimy utrzymać stałe tempo, by dojść do jaskini przed zmrokiem, nie
przewiduję nocowania pod gołym niebem, to zbyt niebezpieczne – powiedziała
Nefretete, czujnie rozglądając się wokół. – Prawdopodobnie był to pierwszy i
jedyny odpoczynek, na jaki mogliśmy sobie pozwolić na pustyni.
Pepi jęknął głośno,
słysząc jej słowa, ale wstał posłusznie, gotowy do dalszej drogi.
– Sam chciałeś z nami
jechać – przypomniała mu Esmilla. – Potraktuj to jako przygodę. – Zaśmiała się
krótko, widząc grymas, który pojawił się na twarzy chłopaka.
Świadomość, że pokonał już
połowę drogi ani trochę nie ułatwiała Kamose dalszego marszu. Wręcz go
dołowała, bo z każdym kolejnym krokiem miał nadzieję ujrzeć upragniony cel.
Niestety, wokół był tylko piasek, piasek i piasek. I tak przez kilka kolejnych
godzin.
Księciu zbrzydł już ten
krajobraz i miał serdecznie dość chodzenia przez pustynię do końca swojego
życia. W duchu nie liczył jednak na to, by to postanowienie miało się spełnić.
Nie spędzi przecież reszty życia wśród rebeliantów, będzie musiał jakoś wrócić,
a szczerze wątpił, by istniała inna droga, skro Nefretete zdecydowała się na
tę.
Nie zdołali dotrzeć do
jaskini zgodnie z planem kobiety, ponieważ z czasem zwolnili kroku, nie
utrzymując początkowego tempa. W pewnym momencie Nefretete zarządziła także
drugi postój, by nabrali nieco sił, szczególnie Pepi, którego na nogach
trzymała jedynie siła woli.
Słońce całkiem skryło się
za horyzontem, gdy stanęli u celu podróży, który na pierwszy rzut oka ani
trochę nie przypominał Kamose jaskini. Gdyby był sam, minąłby to miejsce bez
zastanowienia, nie dostrzegając tu nic niezwykłego, jedynie kolejną zaspę
piasku.
– Jesteś pewna, że tędy
przejdziemy? – zapytał ze zwątpieniem Kamose, nachylając się nad wąską
szczeliną. W ciemnościach nie potrafił ocenić jej głębokości ani powiedzieć nic
poza tym, że otwór znajdował się w tym miejscu. – Piasek powinien już zasypać
to, co znajduje się w dole.
– Ale nie zasypał –
prychnęła niezadowolona Nefretete. – I jeszcze raz zadasz tak głupie pytanie,
na które nie znam odpowiedzi, to zrzucę cię na dół siłą. A jak jesteś tak
ciekawy, to zapytaj piasku, może odpowie.
Kamose nic więcej nie
powiedział, nie chcąc niepotrzebnie denerwować kobiety. Nie mógł jednak nic na
to poradzić, że był ciekaw wielu rzeczy, szczególnie takich, o których nigdy
nie słyszał w dwudziestym pierwszym wieku. Jego umysł nie potrafił tak po prostu
akceptować tych kwestii, pragnął dokładnych wyjaśnień.
Nefretete nachyliła się
nad otworem, a po chwili przy jej dłoni pojawiła się kula ognia. Przeszła
kawałek wzdłuż szczeliny, spoglądając w dół. Marszczyła brwi, jakby coś rozważała
w myślach.
– Tu jest zejście –
odezwała się w końcu. – Postaram się je oświetlić, ale i tak trzeba będzie
bardzo uważać.
– Teraz?! W nocy?! –
zawołał oszołomiony Pepi. Patrzył na Nefretete w taki sposób, jakby kobiecie
nagle wyrosła z głowy para jelenich rogów. – Nie możemy tu poczekać do rana?
– Już mówiłam, że nie będę
ryzykowała spania na pustyni – fuknęła. – Możesz zostać i tak prześpimy się na
dole. Ale w razie problemów, nie licz na naszą pomoc.
Pepi z rezygnacją spuścił
głowę i mruknął coś pod nosem. Po chwili posłusznie wstał, czekając na dalsze
instrukcje Nefretete.
– Pójdę pierwsza, potem
Kamose, Pepi i Esmilla. Gdyby coś niebezpiecznego znajdowało się na dole
krzyknę, a wy od razu wrócicie na górę. Postaram się utrzymać światło na całej długości.
Nie czekała, aż inni
potwierdzą, że zrozumieli polecenia. Ostrożnie zsunęła się w głąb szczeliny, a
ślad jej przejścia znaczyła ognista linia.
Kamose przeklął pod nosem,
mając nadzieję, że przez przypadek się nie oparzy. Po raz pierwszy zatęsknił za
elektrycznym światłem, które nic złego nie mogło zrobić człowiekowi.
Oczywiście, w krytycznym momencie zawsze mogła przepalić się żarówka, ale
rozsądny poszukiwacz wrażeń zawsze nosił przy sobie zapasową latarkę.
Książę westchnął
zrezygnowany, w duchu zgadzając się z Pepim, że wolałby poczekać do świtu.
Odczekał jeszcze chwilę, po czym nachylił się nad szczeliną, by ocenić drogę. W
dół prowadziło coś, co na pierwszy rzut oka wyglądało jak krzywe schody wykute
w skale przez naturę. Mężczyzna wątpił, aby człowiek kiedykolwiek przyłożył do
tego rękę.
Modląc się w duchu, by nie
spaść i nie złamać karku, zaczął powoli schodzić w dół. Stąpał ostrożnie,
wpierw badając grunt stopą. Nie miał zamiaru nikomu ufać na słowo, gdy chodziło
o jego życie. W dwudziestym pierwszym wieku robienie czegoś takiego bez
zabezpieczenia byłoby zabronione. Powinniśmy
się wszyscy przewiązać liną, o ile rebelianci w ogóle mieli ją ze sobą,
pomyślał.
Kamose zdawało się, że
minęła już noc, gdy stanął na równym gruncie. Podczas schodzenia ogień
oświetlał drogę, ale także sprawiał, że na trasie wzrosła temperatura. W
połowie drogi mężczyzna cały ociekał potem. Na dodatek Pepi bardzo szybko go
dogonił, ponieważ poruszał się sprawniej niż przesadnie ostrożny książę.
Gdy znalazł się na dole,
odetchnął z ulgą i usiadł na najbliższym kamieniu. Rozejrzał się dookoła, ale
nie zobaczył nic poza ginącym w ciemnościach tunelem prowadzącym w głąb jaskini
oraz jasno oświetlonym szybem, którym dopiero co schodził.
Nie musieli długo czekać
na Esmillę. Gdy wszyscy zeszli, Nefretete zgasiła linię płomieni i rozpaliła
nieduże ognisko, przy którym zasiedli, jedząc skromną kolację.
– Prześpimy się kilka
godzin i ruszamy dalej. Niedaleko znajduje się woda, więc będziemy mogli
uzupełnić zapasy. Niestety, nie mam tyle sił, by cały czas podtrzymywać ogień,
muszę odpocząć, by mieć siły na dalszy marsz. Ty nawet nie próbuj – zwróciła
się do Pepiego. – Jeśli oploffingi powyłaziły z jam, możemy potrzebować
wszystkich sił, by je przegonić. Oczywiście, nasz wspaniały książę nie ma
pojęcia, jak używać swego daru.
– Nefretete, przestań –
skarciła ją Esmilla. – Nie czas na to.
Bo ty na pewno wiedziałaś o nim wszystko, zanim ktoś
nauczył cię z niego korzystać,
chciał odpowiedzieć Kamose, ale postanowił zachować to dla siebie. Kłótnia nie
była dobrym pomysłem w takiej sytuacji. Co więcej, pan Haviland wiele razy
powtarzał, że czasem lepiej milczeć, niż wdawać się w bezsensowne spory, w
których i tak ty masz rację.
Książę bez słowa ułożył się
na ziemi, czując, jak w wielu miejscach uwierają go mniejsze i większe
kamienie. Sądził, że przez niewygodę nie zmruży oka, jednak zasnął krótko po
tym, jak Nefretete zgasiła ogień. Zmęczenie wzięło górę, a organizm potrzebował
sił do dalszej wędrówki.
~ * ~
Cztery miesiące… Strasznie
długo, biorąc pod uwagę, że kilka rozdziałów jeszcze w zapasie miałam. Macie
prawo być na mnie źli, ale od teraz kolejne rozdziały będą publikowane już
regularnie. Nie obiecuję, że zawsze co tydzień, bo w związku z realizacją pracy
magisterskiej mam teraz trochę pracy, ale co dwa tygodnie na pewno.
Tłumaczyć nieobecności nie
będę, bo wiele z tych powodów pewnie już nieraz słyszeliście. Zresztą, uważam,
że to nie ma najmniejszego sensu.
Wrrr… Nigdy więcej cytatów
przed rozdziałami, nieważnie jak fajnie to wygląda…
Jeeeeeeej :D
OdpowiedzUsuńCzekałam i opłaciło mi się XD
Cieszę się bardzo, że powróciłaś :) Tęskniłam za tym opowiadaniem... strasznie mocno ;)
Czekam na nn ;)
Dużo weny i żelków życzę
Żelcio
Ps. Powodzenia przy magistracie :) Trzymam kciuki ;)
Dziękuję :)
UsuńOstatnio tak sobie myślałam, że dawno nie dodawałaś rozdziału (nie to, że się skarżę, bo sama za często nie publikuje kolejnych fragmentów opowiadania), a tu wchodzę i czeka mnie miła niespodzianka.
OdpowiedzUsuńHmm... Na razie spokój, Kamose wędruje sobie przez pustynie z rebeliantami. Choć pewnie zanim dotrą do celu podróży napotkają jakieś przeszkody, a przynajmniej mam taką nadzieję. Nie to, że źle im życzę ;)
Chyba polubiłam Nefretete za tę jej siłę, stanowczość i twarde stąpanie po ziemi. Może i jest trochę chłodna i momentami zgryźliwa, ale z tego co pamiętam to Kamose (jeszcze nie wiem jak i kiedy) zabił jej brata, także można ją zrozumieć. No i w końcu przewodzi grupą, musi umieć postawić na swoim.
Czekam na ciąg dalszy. Pozdrawiam i powodzenia w pisaniu pracy magisterskiej :)
Dziękuję :)
UsuńPrawdę powiedziawszy, to wolałabym po tej przerwie wrócić z rozdziałem siedemnastym, w którym dzieje się o wiele więcej. No ale nigdy nie można mieć wszystkiego.
W życiu Kamose wiele spokoju nie ma, ciągle coś mu się przytrafia, więc nawet u rebeliantów to się nie zmieni.
Nefretete ogólnie w życiu nie miała lekko, w późniejszym rozdziale pojawi się jej historia, ale takie nastawienie w stosunku do Kamose właśnie głównie wzięło się z urazu spowodowanego śmiercią brata.
Noo długo cię nie było, ale warto było czekać. Rozdział wspaniały, choć spokojny, ale wydaje mi się, że niedługo to się zmieni... tak czuję, że coś się wydarzy. Nefretete nawet nie jest taka zła... bardzo fajnie opisałaś jej siłę i ogólny charakter.
OdpowiedzUsuńczekam na dalsze losy Kamose.
<3
Dziękuję :)
UsuńCóż, niestety, w kolejności do publikacji był teraz spokojniejszy rozdział. Jednak w kolejnym na drodze Kamose i rebeliantów pojawią się następne przeszkody.
Jaenelle, ale się cieszę że wróciłaś. Zawsze dawałaś tak regularnie notkil, że naprawdę zaczęłam się martwić. Wchodziłam co jajiś czas, ale nie pojawiała się nawet informacja. Ale w końcu, kiedy weszlam tutaj dzisiaj, ukazał się rozdział:) czułam, ze tak będzie! Bardzo się z tego cieszę:) I trzymam kciuki za pracę magisterską:)
OdpowiedzUsuńRozdział był dość spokojnyu, ale myślę, ze to cisza przed burzą. nie sądzę, żeby mieli tak spokojnie przetrwać tę noc w tej dziwnej dziurze na pustyni, która kojarzy mi się z magią, bo naturalna to chyba nie może być. Ciekawe, jakie zagrożenie na nich czyha tym razem... Nie wiedziałam też, że Pepi będzie wyrażał wszystkie wątpliwości Kamosiego, kurde, ,ze też Nefretette w ogóle nie ma żadnych pretensji do niego;p ale cóż, z drugiej storny jest właściwie dość miła dla Kamosiego, skoro on w przeszłości zrobił to, co zrobił, nawet jeśłi teraz z jakiegoś powodu nie dość, że tgo zbytnio nie pamięta, to w ogóle się nie identyfikuje z tą osobą...w końcu... pochodzi z XXI...albo i nie... ciekawe, które tutaj jest iluzja, a które prawdą:P ale się cieszę, że będe mogła znów czytać to opowiadanie, taki prezent w ten piątkowy wieczór :) Zapraszam serdecznie na zapiski-condawiramurs, teraz akurat publikuję opowiadanie HP, dopiero prolog i I rozdział, mam nadzieję ,że wpadniesz:)
Dziękuję :)
UsuńMyślę, że tym razem zagrożenie będzie dość ciekawe, no ale ostatecznie każdy będzie mógł to sam określić po przeczytaniu następnego rozdziału.
W oczach Nefretete Kamose jest z góry skazany na gorszą pozycję. Nieważne, co powie lub zrobi przeważnie i tak będzie źle. A Pepiemu kobieta może wybaczyć, bo zna go od dawna.
Strasznie długo Cię tu nie było! Cieszę się, że zdecydowałaś się wrócić, bo zdążyłam się wciągnąć w tą nietypową historię. Z niecierpliwością czekam na ciąg dalszy ;)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam gorąco,
maximilienne
Dziękuję :)
UsuńOo, wróciłaś, cieszy mnie to, bo tyle cię nie było, aż bałam się, że odeszłaś na dobre od pisania. :) W sumie fajnie by było, gdyby napotkali tanga, haha, a najlepiej kilka, skoro polują w grupach, bo dość interesujące te potwory. Heh, ciekawe, co ich spotka, nim dotrą do celu, bo na razie podejrzanie gładko im to idzie xd Chociaż już sama wędrówka przez pustynię musi być ciężka.
OdpowiedzUsuńNie lubię się powtarzać, dlatego tym razem na drodze bohaterów stanie coś innego. Z takim tangiem to by teraz wiele problemów mieli, nie mówiąc już o kilku. No chyba że Kamose znów by zareagował i ocalił towarzystwo z opresji.
UsuńJak przeczytałam pierwsze zdanie, uśmiech pojawił mi się na ustach. Nie było Cie przez jakiś czas, więc jakoś te "dwie godziny" mnie ubawiły :P
OdpowiedzUsuńRozdział był w porządku. Taki spokojny, lecz co się dziwić, skoro szli cały czas przez pustynię. Dobrze, że przynajmniej nie natrafili na tych tangów. Może i to dobrze, że Nefretete postanowiła zostawić konie i iść przez jaskinie. Te oploffingi chyba są łagodniejszym stworzeniem od tangów, skoro wybrała tę drogę :)
Czekam na ciąg dalszy i fajnie, że wróciłaś ;)
Aha, i trzymam kciuki za pracę magisterską! Wiem co teraz przeżywasz, bo i moja siostra nad nią siedzi ;) A jaki temat pracy wybrałaś?
Pozdrawiam serdecznie :*
Dziękuję :)
UsuńWolałabym, po przerwie opublikować ten następny rozdział, bo w nim więcej się dzieje, no ale na to nic nie mogłam poradzić. Jak wskazuje tytuł siedemnastego, oploffingi się pojawią. I chyba każdy będzie musiał sam sobie odpowiedzieć, czy Nefretete dobrze postąpiła.
Temat mojej pracy magisterskiej to: Detekcja warstw białek zaadsorbowanych na powierzchni czujników impedancyjnych.