piątek, 14 listopada 2014

Rozdział 14: Nefretete


– Na pustyni jest się trochę samotnym.
– Równie samotnym jest się wśród ludzi.
Antonine de Saint-Exupery – Mały Książę
Kamose patrzył na Emillę, nie mogąc uwierzyć w to, co widział. Nie po to tak szybko uciekał z Teb, by ostatecznie i tak wpaść w ręce rebeliantów. Kobieta uśmiechała się do niego, ale książę nie potrafił odwzajemnić gestu. Bał się, nie o siebie, gdyż ona powiedziała mu, że każda osoba z darem była mile widziana wśród nich. Obawiał się tego, co mogą zrobić z Echnatonem. Niby zostawili go przy życiu w przeciwieństwie do wojowników, ale to nic nie znaczyło.
By zająć myśli czymś innym, spojrzał na pozostałą trójkę. Grupą dowodziła druga z kobiet. Była niesamowicie piękna, ta myśl pierwsza zawitała Kamose do głowy. W oczy rzucała się przede wszystkim jej długa szyja, ta cecha jednak tylko dodawała jej więcej uroku. Gdy zsiadła z konia, stała wyprostowana, z dumnie uniesioną głową. Wyglądała jak potężna królowa. Mężczyzna mógłby patrzeć na nią godzinami, kontemplując jej urok i nigdy by mu się to nie znudziło.
Przez chwilę zastanawiał się, jak to było możliwe, że po przeniesieniu się do starożytnego Egiptu spotykał na swej drodze jedynie piękne i wyróżniające się na tle innych kobiety. Esmilla, Sitamon, przywódczyni, nawet Teje. Czy któraś z nich nie mogła być zwyczajniejsza jak Lucy czy Sahirah? Wtedy zorientował się, że oczy wnuczki staruchy i rebeliantki były do siebie niezmiernie podobne – o kształcie migdałów, otoczone długimi, czarnymi rzęsami i niemal w tym samym kolorze.
Kamose z trudem oderwał wzrok od przywódczyni, by zerknąć na dwójkę mężczyzn. Jeden z nich był niezwykle wysoki jak na Egipcjanina oraz bardzo dobrze zbudowany. To on uspokajał konie i puszczał je wolno. Układaniem trupów w stos zajmował się młody chłopak. To zajęcie ani trochę mu się nie podobało, gdyż ciągle się krzywił i mamrotał coś pod nosem.
– Co chcecie z nami zrobić?! – zawołał Echnaton, patrząc prosto w oczy przywódczyni.
– Dlaczego go też ocaliłaś? – zwróciła się do Esmilli, ignorując księcia. – Zależy nam tylko na tym drugim. O ile to rzeczywiście on.
– Nie chcemy niepotrzebnego rozlewu krwi, Nefretete.
– Nefretete?! – zawołał Kamose, zanim zdołał ugryźć się w język.
Wszyscy spojrzeli na niego, nawet chłopak zignorował polecenie przywódczyni – teraz stał i przysłuchiwał się rozmowie. Kamose jednak w ogóle się tym nie przejął, będąc w stanie jedynie patrzeć na kobietę. Czy to możliwe, że miał przed sobą tę Nefretete? Przyszłą królową Egiptu i żonę Echnatona, którego chciała właśnie zabić, bo był jej obojętny? Chyba że to tylko zbieżność imion, pomyślał. Albo niczym Alicja trafiłem do jakiejś zwariowanej Krainy Czarów, w której Nefretete jest władającą magią rebeliantką, a nie mitannijską księżniczką. I nie jest łysa, stwierdził, przyglądając się krótkim, rozczochranym od wiatru i szybkiej jazdy włosom kobiety.
– Co cię tak dziwi? – zapytała przywódczyni, gniewnie marszcząc brwi.
– On też jest widzącym – odpowiedziała pospiesznie Esmilla. – Może duchy zdradziły mu twoją przyszłość – zasugerowała.
– Po pierwsze nie wierzę w żadne duchy – wszedł jej w słowo Kamose. – Po drugie nie mam zamiaru nic zdradzać na temat tego, co wiem o przyszłości. A po trzecie nie zgodziłem się do was dołączyć. Zostawcie mnie… nas – poprawił się szybko – w spokoju i pozwólcie wyjechać.
– Na to jest już za późno, Kamose – powiedział Echnaton. – Wpadliśmy w ich sidła i albo nas zabiją, albo zabiorą ze sobą.
– Nie jesteś tak głupi, jak początkowo sądziłam – prychnęła Nefretete. – Pepi, nie ociągaj się! – krzyknęła do chłopaka, który natychmiast ponownie zabrał się do pracy. – Nie wierzę, że to o nim mówiła Khepri.
– Można to łatwo udowodnić – powiedziała Esmilla. – Kamose, opowiedz nam cokolwiek, co zdarzyło się… hmm, powiedzmy w zeszłym roku.
– Ja… – zaczął zdezorientowany Kamose. Słowa Esmilli całkiem zbiły go z pantałyku. Co miał im powiedzieć? Starał się wygrzebać z pamięci jakieś wydarzenie, ale na nic się to nie zdało, wszystko skrywała mgła. Czego oni od niego chcieli? A może jakimś cudem dowiedzieli się, że przybył z przyszłość? Może potrafili mu pomóc wrócić do dwudziestego pierwszego wieku? – Nie pamiętam nic, co zdarzyło się wcześniej niż dwa miesiące temu – wyznał prawdę, uznając, że to najlepsze wyjście z tej sytuacji. Żałował tylko, że wszystko słyszał Echnaton.
– Widzisz, to przełom, na jaki czekaliśmy. Możliwe, że to on jest kluczem do odnalezienia Elleshara, o którym mówił Semenenre. A jeśli nie, to odczyta pismo bogów dla Khepri.
– Rozkazy były jasne, Nefretete. Wiedziałaś, że nie dokonasz zemsty – odezwał się Qeb, mężczyzna zajmujący się końmi. Gdy puścił wolno ostatniego, podszedł do kobiet. Skrzyżował ręce na piersi, cały czas zerkając w stronę uciekających zwierząt. – Przydałyby nam się, ale nie ma możliwości, byśmy zdołali wszystkie bezpiecznie doprowadzić do bazy – westchnął cicho, mówiąc bardziej do siebie.
– Zawsze mogę zabić tego drugiego. W końcu posłano nas tylko po jednego syna Amenhotepa III – powiedziała twardo Nefretete, zaciskając dłoń na rękojeści sztyletu przymocowanego do grubego, skórzanego pasa. – Życie za życie.
– NIE! – gwałtownie zaprotestował Kamose, a serce zabiło mu szybciej w piersi. Ona nie może zabić swojego przyszłego męża!
– Czy nie lepiej porozmawiać na spokojnie? – włączył się do rozmowy Echnaton. – W tej chwili jesteście na lepszej pozycji, ale przecież możemy dojść do porozumienia. Dobrze wiecie, że zabójstwo syna faraona sprowadzi na rebeliantów całkowitą zagładę. A prędzej czy później ojciec dowie się, co tu się wydarzyło.
Nefretete bez mrugnięcia okiem spoglądała na starszego z braci. Tak mocno zaciskała dłoń na rękojeści sztyletu, że drżała jej cała ręka. Nie wyjęła jednak broni, zastanawiając się nad słowami księcia.
– On ma rację – powiedział Qeb. – Nie chcemy wojny z rodziną królewską. Nie dość, że przekreśliłaby wszystkie nasze plany, to wielu niewinnych zostałoby skazanych na śmierć. Pamiętaj o naszym prawdziwym celu i zapomnij w końcu o zemście, bo to cię wcześniej czy później zniszczy.
– Łatwo ci mówić, skoro to nie ty straciłeś wszystko – rzekła przez zaciśnięte zęby.
Kamose z chęcią poznałby powody takiego zachowania Nefretete, ale wolał nie pytać i nie narażać się na jej wściekłość. Później zaciągnie języka u Esmilli, gdyż ona nie rzuci się na niego ze bronią, gdyby poruszył niewygodny temat.
– Dobrze, nie zabiję go – oznajmiła po chwili Nefretete, ale nadal mocno zaciskała palce na rękojeści sztyletu. – Lecz i tak zginie. Padnie ofiarą zwierząt lub zdechnie z głodu, bo nikt go nie znajdzie. Nie patrz tak na mnie, Qeb, takie są rozkazy, mamy zabrać do bazy tylko jednego księcia.
– Nie możesz! – krzyknął Kamose.
Był przerażony, serce waliło mu jak oszalałe. W głowie miał mętlik, ale za wszelką cenę musiał powstrzymać kobietę, by przez swoje głupie zachowanie nie dopuściła do zmian w historii.
– Bo… – przełknął głośno ślinę, tylko jeden pomysł przychodził mu do głowy. Nie chciał brnąć tak daleko, lecz nie miał wyjścia. – Rzeczywiście jestem jasnowidzem… to znaczy widzącym – poprawił się szybko. – Duchy powiedziały mi, że Echnaton nie może umrzeć, bo w przyszłości ma do wykonania bardzo ważne zadanie. Jechaliśmy razem do Armurru, bym mógł go chronić.
– Kamose… - zaczął starszy z braci, ale młodszy uciszył go syknięciem. Zbyt głośnym, gdyż rebelianci doskonale usłyszeli ten dźwięk.
Cała czwórka przyglądała mu się uważnie, starając się ocenić, czy mówił prawdę. Ani Nefretete, ani Qeb nie wyglądali na przekonanych. Na chłopaka przy ciałach starał się nie patrzeć, natomiast Esmilla uśmiechała się, unosząc jeden kącik ust do góry. Pomóż mi, jęknął w duchu Kamose. Wpakowałaś mnie w to, więc teraz zrób coś!
– To chyba przesądza sprawę, nie sądzisz, Nefretete? – odezwała się Esmilla, jakby czytała w myślach księcia.
– Przed chwilą nie wierzył w duchy – nie dawała za wygraną.
– Przestańcie – wtrącił się Qeb. – Ja bezpiecznie odstawię Echnatona do pałacu.
– Przy okazji wyjawiając mu wszystkie nasze plany?! – krzyknęła Nefretete, nie dopuszczając do głosu starszego z braci. – Piękny plan.
– Lepszy niż morderstwo! – zawołał mężczyzna.
Nagle krępujące braci niewidzialne liny zniknęły. Kamose już chciał odetchnąć z ulgą, gdy Echnaton padł bezwładnie na ziemię. Nie ruszał się i księcia nachodziły jak najgorsze scenariusze. Czy Nefretete znała zaklęcie śmierci, o ile takowe w ogóle istniało?
– Co mu zrobiliście?! – krzyknął, potrząsając ramieniem brata z nadzieją, że za chwilę się podniesie.
– Będzie nieprzytomny przez pół dnia – zwróciła się Esmilla do Qeba. – To da nam trochę czasu, a on nie wpadnie na żaden głupi pomysł, by nas gonić. I uważaj na niego, jeśli rzeczywiście odegra ważną rolę w przyszłości, włos nie może spaść mu z głowy. Powiedz Semenenre, by miał na niego oko.
Qeb skinął głową. Podszedł do Echnatona i bez wysiłku wziął go na ręce, jakby książę ważył nie więcej niż małe dziecko. Następnie z pomocą marszczącej groźnie brwi i strojącej miny Nefretete posadził go w siodle i sam dosiadł konia, uważając, by starszy z braci nie spadł.
Kamose patrzył na wszystko nieprzytomnie, ledwo rejestrując poszczególne czynności rebeliantów. Nie chciał w taki sposób żegnać się z Echnatonem, był mu winien wyjaśnienia, ponieważ to przez niego to wszystko się zdarzyło. Miał nadzieję, że Qeb dotrzyma słowa i zadba o bezpieczeństwo przyszłego faraona.
Kamose bez ruchu siedział i patrzył, jak Qeb i Echnaton oddalają się od niego, by później całkiem zniknąć z pola widzenia. Książę zacisnął mocno pięści, marząc, aby to wszystko wreszcie się skończyło. Chciał wrócić do domu i już do końca wakacji nie ruszać się z Wielkiej Brytanii, ciesząc się spokojnym, radosnym życiem.
W tym samym czasie Pepi i Esmilla zakończyli znoszenie ciał wojowników na stos. Nefretete przywołała ogień, zgasiła go dopiero wtedy, gdy z Egipcjan pozostały sczerniałe kości. Rebelianci jeszcze chwilę stali w milczeniu, spoglądając na swoje dzieło i modląc się w duchu.
– Nie zasłużyli na taki pochówek – jako pierwszy odezwał się Pepi. – Czy kiedykolwiek trafią do krainy zmarłych?
– Nie mamy czasu na odprawianie prawdziwych pogrzebów. I nie zostawimy tu naszych rzeczy, by mieli, co robić – odpowiedziała twardo Nefretete.
– I tak lepiej zachowają się kości pogrzebanych w piasku niż zawiniętych w bandaże – mruknął pod nosem Kamose, zanim dotarło do niego, co właśnie powiedział. Niestety, rebelianci doskonale usłyszeli każde słowo.
Pepi odwrócił się w stronę księcia i patrzył na niego z szeroko otwartymi oczami i ustami. Esmilla spojrzała na Kamose z zainteresowaniem, jakby spodziewała się, że będzie kontynuował temat. Tylko Nefretete go zignorowała.
– Powinniśmy go związać, by nie wpadł mu do głowy żaden głupi pomysł związany z ucieczką czy zamordowaniem nas we śnie – powiedziała, spoglądając na drugą kobietę.
– Nie jestem mordercą! – krzyknął Kamose, gwałtownie podnosząc się na nogi. Za kogo ona go miała? – Nie ucieknę. Nawet mi to do głowy nie przyszło, bo pewnie w jakiś sposób i tak byście mnie dogonili. Pojadę z wami, bo nie zostawiacie mi wyboru. Co więcej, nie miałbym gdzie się udać. Wyjechałem z Teb, by nie mieszać się w to wszystko. I nie wiem nic o Ellesharze, więc w tym też wam nie pomogę.
– Nie byłabym taka pewna, czy nam nie pomożesz. Wystarczy, że odczytasz pismo bogów, które widziała Khepri. Przysięgnij na Amona, to zostawię ci ręce wolne – powiedziała stanowczo Nefretete.
Kamose przez chwilę zastanawiał się, jak wysoką pozycję zajmowała kobieta wśród rebeliantów. Była twarda i bezwzględna, zapewne bardzo często osiągała swoje cele i niewielu jej się przeciwstawiało.
– Nie przysięgnę na boga, w którego nie wierzę – oznajmił zdecydowanie Kamose, co trochę wyprowadziło Nefretete z równowagi.
– Daj spokój, tracimy tylko czas – wtrąciła się Esmilla. – I tak bym go nie spętała, ale obiecuję ci, że będę mieć go na oku.
Nefretete mocno zacisnęła pięści, ale nie kontynuowała już tego tematu. Spoglądała wprost w oczy drugiej kobiety, nie kryjąc nienawiści.
– Ruszamy! Do zmierzchu musimy znaleźć się daleko od tego miejsca – zakomunikowała. – I niech ci się nie wydaje, że jesteś niewiadomo kim przez twój dar – syknęła, nie kryjąc jadu w głosie.
– Jesteś zazdrosna przez twój pospolity dar – mruknęła w odpowiedzi Esmilla, jednak Nefretete już jej nie usłyszała, gdyż wsiadała na swojego konia. – I mówiłam poważnie, Kamose, zrobisz coś głupiego, to zwiążę ci ręce, a jak to nie pomoże, przerzucimy cię przez siodło. Zrozum, że jesteś nam potrzebny.
– Ja też mówiłem poważnie, że nie mam gdzie uciec.
~ * ~
Jechali bardzo szybko, jakby goniło ich całe stado tangów. Trasa, którą obrała Nefretete, wiodła przez bezdroża, z daleka omijali mniejsze wioski oraz siedziby zamożnych Egipcjan. Kamose rozumiał ten pośpiech, lecz po jakimś czasie zmęczenie dało o sobie znać i w duchu modlił się, by rebelianci w końcu zatrzymali się na odpoczynek. Nadzieje okazały się płonne, gdyż przywódczyni grupy zarządziła postój, gdy słońce zniknęło za linią horyzontu i zrobiło się tak ciemno, że nie dało się kontynuować podróży.
Zjedli skromną kolację, składającą się z kawałka chleba, po czym Nefretete zarządziła, by wszyscy położyli się spać, aby mieć siły kolejnego dnia. Sama obrała pierwszą wartę, jednocześnie komunikując Kamose, że jego czuwanie nie dotyczyło, gdyż mu nie ufała.
Książę nie narzekał. Ciasno otulił się kocem i bez słowa położył na ziemi. Noc była zimna i żałował, że z powodu klasyfikacji drewna jako towar ekskluzywny nie palono ognisk. W pewnym momencie miał ochotę poprosić Nefretete, by wyczarowała ogień, ale ostatecznie zrezygnował. Nie chciał niepotrzebnie narażać się kobiecie i wątpił, by się zgodziła.
Ku swojemu zdziwieniu zasnął niemal od razu, lecz obudził się po kilku godzinach, gdy na dworze nadal królowała noc. Nie mogąc znaleźć wygodnej pozycji, wiercąc się przy tym dobrych kilka minut, położył się na wznak i przez chwilę spoglądał na czarny nieboskłon usiany milionem jasnych gwiazd. Na otwartym terenie wyglądały przepięknie, bez porównania z widokiem z miast.
Kamose chciał ponownie zasnąć, ale jak na złość sen nie nadchodził. Mężczyzna czuł się rozbudzony. Nie mogąc położyć się wygodnie na nierównej ziemi, usiadł i rozejrzał się wokół. Miał nadzieję, że Nefretete skończyła już swoją wartę i zastąpiła ją Esmilla, z którą bardzo chciał porozmawiać. Obie kobiety jednak spały, to Pepi siedział nieopodal, spoglądając na pusty i cichy nocny krajobraz.
Wstał i przysiadł się do chłopaka. Pepi na początku spojrzał na księcia ze zdziwieniem, ale potem na jego twarzy pojawił się szeroki uśmiech. W tamtym momencie przypominał Kamose przyjaciela z dzieciństwa, z którym uwielbiał się bawić. Często wracał do domu z potłuczonymi kolanami i łokciami oraz musiał wysłuchiwać narzekań matki. Za to ojciec uwielbiał słuchać opowieści o tym, jakie przygody przeżył jego syn.
– Naprawdę jesteś widzącym i potrafisz odczytać pismo bogów? – zapytał Pepi, z nieskrywanym podziwem spoglądając na Kamose. – Widzenie to bardzo rzadki dar i przeważnie posiadają go kobiety. No i obecnie tylko Falan potrafi odczytywać symbole bogów. Ojej, nie chciałem cię zasmucić. Nie chcesz, nie mów.
– To skomplikowane – powiedział Kamose, jednak to nie ciekawość chłopaka, a wspomnienia z tego drugiego życia spowodowały taki nastrój. – Wiem co nieco o przyszłości, ale wolałbym o tym nie rozmawiać. Lepiej nie wiedzieć, co nas czeka.
– Khepri mówi tak samo. Tyle że ona nie wie za wiele. Esmilla twierdzi, że w ten sposób stara się to ukryć. Ale… – zaczął niepewnie Pepi – może chociaż coś, co stanie się dużo, dużo później? O ile duchy zdradzają tak odległą przyszłość, bo Esmilla uważa, że pokazują tylko najbliższe wybory.
Kamose mimowolnie się uśmiechnął. Entuzjazm chłopaka poprawił mu nastrój. Chociaż ktoś w tym całym konflikcie zdawał się myśleć o czymś innym niż odczytanie łacińskiego alfabetu, poznanie najbliższej przyszłości i pokonanie Antefa.
– Ale w zamian ty odpowiesz mi na jedno pytanie – zaproponował książę. Gdy Pepi skinął głową, kontynuował: – W przyszłości człowiek wzbije się w powietrze. Powstaną wielkie, metalowe maszyny, będące w stanie unieść kilka tysięcy ludzi i pokonać w bardzo krótkim czasie wielkie odległości. Będą poruszały się same, bez pomocy zwierząt.
– Zmyślasz – powiedział chłopak, ale oczy błyszczały mu z podniecenia. – Niebo od zawsze było przestrzenią dla bogów i ptaków, aż nie do pomyślenia, że ludzie zostaną tam zaproszeni. Szkoda, że ja tego nie doczekam – zadumał, a Kamose zastanawiał się, jak Pepi wyobraża sobie samoloty. Kwestii bogów wolał nie podejmować. Dwumiesięczny pobyt w Egipcie nauczył go, że nic dobrego by z tego nie wyszło. Tylko Echnaton rozumiał jego wiarę w jednego, jedynego Boga. – O co chciałeś zapytać?
– O Nefretete – rzekł książę. – Dlaczego tak mnie nienawidzi, skoro widzimy się pierwszy raz? I czemu nazwała mnie mordercą, skoro to ona zabiła wojowników, zamiast uprowadzić mnie w jakiś bezkrwawy sposób?
– Naprawdę nie pamiętasz? – zdziwił się Pepi, a Kamose mógł jedynie pokręcić głową. – Razem z Totmesem często polowaliście na rebeliantów, uznając nas za zwykłych kryminalistów. – Chłopak odwrócił głowę, by przekonać się, czy Nefretete rzeczywiście spała. – Zabiłeś jej brata tylko dlatego, że ktoś nazwał go rebeliantem. Co prawda był nim, ale nic złego nie zrobił. Ona sama ledwo uszła z życiem.
Książę miał wrażenie, ż grunt zapada mu się pod nogami, że jeszcze chwila i spadnie w ciemność. Będzie spadał i spadał, przez wieczność. Był mordercą! Z trudem to pojmował, ponieważ nigdy nie zrobiłby czegoś podobnego. Jak to możliwe, że dwóch z zewnątrz identycznych Kamose tak bardzo różniło się w środku? W końcu rozumiał zachowanie Nefretete, ale przez to czuł się jeszcze gorzej.
– Nie pamiętam – szepnął. – Sądziłem, że widzę ją po raz pierwszy.

13 komentarzy:

  1. Wow...
    No to się porobiło... Biedny Kamoze... :( Ciekawe jak sobie poradzi z nowym wyzwaniem :D
    Mam nadzieję, że Echnatonowi nic nie jest :)
    Czekam na nn ;)

    Dużo weny i żelków życzę
    Żelcio

    Ps. Sorki za błędy, ale jestem w busie na telefonie - błędy muszą być :P

    OdpowiedzUsuń
  2. Po co Ci te odstępy w miejscach, gdzie są dialogi, po nich? W książkach, które czytasz, też tak jest? Przecież wcięcie wystarczy, naprawdę, nie trzeba udziwnień.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Chodzi ci o interlinie? Mam w Wordzie ustawiony odstęp 1,5 i zawsze tak piszę zarówno opowiadania jak i wszystkie prace do szkoły. I nie będę tego zmieniać.

      Usuń
    2. Nie o interlinię, bo odstępy są np. przed dialogiem i po, po całych akapitach. Interlinia to jeszcze co innego. Trzeba zaznaczyć tam, gdzie robisz interlinię, w tym okienku: usuń odstęp przed akapitem i usuń odstęp po akapicie, chyba że są to namnożone podwójne Entery. Zbędne. Interlinia za to jest potrzebna, tzn. odstęp między wierszami. Trzeba to rozróżnić.

      Usuń
  3. Oh Kamose :( ale wierzę w niego i da radę sobie ! <3
    aż mi się zrobiło żal Nefretete, no ale życie...
    Rozdział mega długi i wgl mega ! Bardzo mi się podobało, komentarz ostatni raz taki mało treściwy, ostatnio dużo się dzieje i za dużo myślę o wszystkim i o niczym

    wEnY <3

    OdpowiedzUsuń
  4. Nic dziwnego, że Nefretete go tak nienawidzi... Skoro zabił jej brata. Ech. Jestem ciekawa, jak to się stanie, że poślubi Echnatona, bo na razie nic nie wskazywało na to, że mogłoby coś między nimi być, tym bardziej, że chciała go zabić, hehe. Ale Kamose na szczęście zdołał temu zapobiec. I jak on niby ma im pomóc, skoro sam nic nie wie? Ma chłopak przesrane. Ale pewnie jakoś sobie poradzi. :))

    OdpowiedzUsuń
  5. Podoba mi się postać Nefrete. Nie dziwie się, że nie lubi Kamose. Jestem ciekawa, co się wydarzy, że wyjdzie za Echantona. Nie sądziłam, że Kamose ze starożytności różni się od tego z XXI wieku.
    Wątek mocy Kamose jest świetny. Ciekawy mnie to, czy tamto ja z tamtych czasów wie o swoich zdolnościach i to, czy w XXI wieku też ją posiada.
    Z każdym następnym rozdziałem robi się coraz ciekawiej. Bardzo mnie wciągnęła ta historia, nie mogę się doczekać następnego rozdziału! :D

    OdpowiedzUsuń
  6. Miałam wrażenie, że dość krótki jest ten rozdział, a może tylko mi się tak wydaje? I w sumie poza spotkaniem Nefretete i krótką rozmową z czwórką tajemniczych postaci niewiele tutaj było, ale niewątpliwie ten motyw był ważny, no i zaczęło mnie zastanawiać, czemu starożytne ja Kamose nie pamięta tamtych wydarzeń powiązanych z Nefretete. Mam jednak wrażenie, że kiedy uświadomiono mu, co zrobił, jeszcze długo będzie się tym gryzł, bo jego ja z XXI wieku pewnie nie umie sobie wyobrazić, że mógł zrobić coś takiego. Jeśli chodzi o jego zdolność, on pewnie nie jest tym widzącym, a po prostu korzysta ze swojej wiedzy z XXI wieku, a alfabet zna, bo się nim posługiwał w swoich czasach? Jestem w takim razie ciekawa, co naprawdę potrafi ^^.
    Zaciekawiła mnie postać Nefretete, zastanawiam się, jaką odegra tutaj rolę, i czy rzeczywiście zostanie żoną Echnatona. Na razie nic na to nie wskazuje, ale kto wie? Jestem też naprawdę ciekawa, co się stanie z Kamosem, bo na razie jego sytuacja rysuje się dość tajemniczo, i do końca nie wiadomo, co tamci chcą z nim zrobić, tylko się można domyślać, że ma to jakiś związek z jego zdolnościami.
    Czekam na kolejny odcinek ^^.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Rozdział miał właśnie całkiem przyzwoitą długość, zaliczyłabym go nawet do tych dłuższych, biorąc pod uwagę kilka następnych.
      Sprawa z darami i mocami wyjaśni się za jakiś czas, trochę zajmie Kamose, zanim uświadomi sobie, o co tak naprawdę w tym wszystkim chodzi. I mimo że pewne zdolności posiada, to z widzącymi nie ma absolutnie nic wspólnego, bazuje tylko i wyłącznie na swojej wiedzy historycznej, ale Egipcjanie nie mają zielonego pojęcia na ten temat ;)
      Co do Nefretete, to odegra nieco inną rolę niż planowałam dla niej na początku, ale od teraz będzie jedną z ważniejszych postaci.

      Usuń
  7. Okropnie się cieszę, że natrafiłam na tego bloga. Przez Twoje opowiadanie aż przypomniała mi się moja dawna pasja do tych czasów. :-)
    Jeżeli sądziłam, że niektóre opowiadania są świetne, to Twój twór jest jednak najlepszy z wszystkich, na które się napotkałam.
    Naprawdę wciągnęłam się w to opowiadanie i nie mogę uwierzyć, że kolejny rozdział pojawi się dopiero za dwa tygodnie.
    Jakim cudem w ogóle doszło do takiego cofnięcia się w czasie? Czyżby za tamtą tajemniczą ścianą w piramidzie kryło się jakieś przejście? Ogólnie podejrzewam, że Lucy i reszta archeologów chcieli pokazać, że były wzmianki o trzecim synu i zostało to uwiecznione na którejś ze ścian. Że chodziło o Kamose! Ale to tylko moje przypuszczenia, wcale tak nie musi być.
    Neferetete przypomina mi z lekka Lucy, trochę podobne cechy mają. Aczkolwiek wiele wypowiedzieć się nie mogę na jej temat. Hmm, na jej miejscu również nienawidziłabym Kamose, w końcu zabił jej brata.
    W ogóle chyba znalazłam jakąś nieprawidłowość... anomalię... Skoro Kamose bardziej zatrzymał przy sobie ja z XXI wieku, to gdzie wzmianka o języku? Bo na pewno nie rozmawiali tam po angielsku, więc jak mógł płynnie mówić w tamtych czasach? A może po prostu uznałaś to za oczywiste? Mnie jednak to ciekawi i może wytłumaczyłabyś mi, o co w tym chodzi?
    Raczej można było się spodziewać, że umieścisz w opowiadaniu elementy fantastyki. Nie wyobrażam sobie, że to mogłoby być tylko zwyczajną obyczajówką przygodową.
    Wszyscy bohaterowie wydają się być tacy żywi, zapełnieni charakterem, ale jakoś Esmilla mi nie pasuje, bo nie za bardzo tchnęłaś ją w życie. Trochę jak maszyna.
    Irytuje mnie za to obecny faraon, kapłani, najstarszy syn i córeczki. No w końcu nie zawsze wszyscy muszą być tymi dobrymi postaciami. :-D
    Życzę dużo weny i czasu! :-)
    Irre.

    OdpowiedzUsuń
  8. Pierwsza myśl, jaka przyszła mi do głowy, gdy tylko skończyłam czytać rozdział: "Biedny Kamose". Ach, te znikające wspomnienia starożytnego "ja" spowodowały, że nawet nie mógł sobie przypomnieć tak ważnego wydarzenia, jakim było zabicie brata Nefretete. Z pewnością ich początkowe relacje nie będę zbyt miłe, choć może się tak stać, że nigdy się nie poprawią...
    Dobrze, że oszczędzili Echatona... Szkoda, że zaprowadzili go z powrotem do zamku, Kamose pewnie nie tego chciał. Ciekawa jestem, co tam dalej się wydarzy :)

    Pozdrawiam serdecznie :*

    OdpowiedzUsuń
  9. O, Nefretette, tego sie nie spodziewałam... Juz ja lubie, ma kobieta charakterek, jest kompletnie nieprzewidywalna... Choc końcówka nieco rozjaśnia orzyczyńy jej zachowania. Z pewnością nie wierzy, ze Kamsoe nic nie pamieta, a nawet jesli, niewiele to zmienia w kwestii tego, co o nim mysli...nie dziwie sie,ze myślała o zemście... Tylko na Boha, jeszcze bardziej mnie ciekawi, co tez takiego wyprawiał w takim razie Kamose starożytny przed tym, jak jakimś sposobem znalazł sie w ciele Anglika w xXi wieku, a potem wrócił z powrotem...ewentualnie jakos podmienił sie z kimś dusza, ale mimo wszytsko... Ni nie wiem wlasnie jak to wyltumaczyc, trafisz mnie zaskoczyć w kazdym rozdziale i to chyba najbardziej lubie w Twoich opowiadaniach, ze nie jest sie w stanie przewidzieć, co bedzie dalej... Masz niesamowita wyobraźnie. Nie moge sie doczekać ciagu dalsźeggo, ciekawe, co mowi łacina w snach ;) no i hak zareaguje faraon i kapłan, gdy dowiedzą sie, co sie stało....no i co sie stanie z echantonem? Ach, nie moge doczekać sie cd, pisz szybko

    OdpowiedzUsuń
  10. Najbardziej w tym rozdziale spodobała mi się postać Nefretete, co zdecydowanie nie jest dziwne, bo naprawdę uważam, że dobrze ją wykreowałaś. Fakt, że pojawiła się tylko w jednej sytuacji, ale już wiem, że jest ciekawą osobą. Intryguje mnie co robi jako rebeliantka, ale przede wszystkim... jak zakocha się w Echnatonie i jak zostanie jego żoną! :D To jest wspaniały wątek i chciałabym, abyś go rozwinęła. Już im kibicuję :D
    Nie wyobrażam sobie, co poczuł bohater, kiedy dowiedział się, że kiedyś książę, którym on teraz jest, jest mordercą. Nie fajnie jest odpowiadać za czyjeś czyny.
    Aż jestem ciekawa co w następnym rozdziale. Co teraz rebelianci zrobią z Kamose? Na pewno będą chcieli jego pomocy, ale jak będzie ona wyglądała oprócz odczytania łaciny? I co zrobi Echnaton? Ach, Ty to potrafisz trzymać mnie w podekscytowaniu!
    PS. Zabrakło Ci kropki na końcu akapitu pierwszego ;)
    Pozdrawiam serdecznie i zyczę dużo weny <3
    I zapraszam do siebie, bo nowy rozdział już dodany!
    http://the-shadow-of-gritmore.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń

Obserwatorzy