sobota, 1 listopada 2014

Rozdział 13: Ucieczka

Wizja to nie wszystko; trzeba ją połączyć z działaniem. Nie wystarczy wpatrywać się w schody; musimy wspinać się po schodach.
Vaclav Havel
Po rozmowie z Esmillą Kamose nie potrafił znaleźć sobie miejsca. Ciągle rozmyślał nad tym, co powiedziała mu niewolnica, nie mogąc podjąć ostatecznej decyzji. Wiedział jedno, za nic w świecie nie chciał dołączyć do Antefa i narazić się na śmierć, o ile w tej kwestii kobieta nie kłamała. Z trudem przyznawał to nawet przed samym sobą, ale bał się wesprzeć rebeliantów, gdyż to oznaczało, że musiałby porzucić bezpieczny pałac i rodzinę. Wątpił, by to zrozumieli, szczególnie że dla faraona przeciwnicy najwyższego kapłana byli zwyczajnymi kryminalistami. Tylko czy zostanie nie oznaczałoby tym samym poparcia Antefa?
Najwięcej czasu Kamose spędzał samotnie w swoim pokoju lub wałęsając się bez celu po pałacowych ogrodach. Unikał przy tym towarzystwa barci i sióstr, nie chciał tłumaczyć im swojego zachowania, które w obecnej chwili odbiegało od normy. Wszyscy radowali się z powodu zabitego tanga oraz zbliżającego wielkimi krokami ślubu, tylko on był przygnębiony.
Żałował, że Esmilla już więcej go nie odwiedziła. Gdy spacerował po pałacowych korytarzach, w duchu liczył na to, że spotka niewolnicę, lecz tak się nie stało. Z chęcią ponownie by z nią porozmawiał, dowiedział się więcej o rebeliantach, bo być może to ułatwiłoby mu ostateczne podjęcie decyzji. Co więcej, tylko ona potrafiła wytłumaczyć, co się z nim działo.
Kilkanaście dni po nieszczęśliwym polowaniu postanowił, że w końcu porozmawia z Echnatonem. Brat zasługiwał na wyjaśnienia i Kamose dziwił się, że wcześniej sam do niego nie przyszedł. Dodatkowo chciał dowiedzieć się, czy ich wyjazd do Amurru nadal był aktualny.
Echnatona znalazł siedzącego w cieniu drzew rosnących w ogrodzie. Był sam, jeśli nie liczyć fikającej tu i tam małpki. Nie towarzyszył mu żaden niewolnik z wachlarzem czy dzbanem zimnego piwa, którego książę w każdej chwili mógłby sobie zażyczyć.
Andra zauważyła go pierwsza i pomknęła w stronę księcia, by zwinnie wdrapać się na jego ramię i tam rozsiąść wygodnie, oczekując jakiegoś przysmaku. Echnaton dopiero później zorientował się, że nie był sam, lecz na widok młodszego brata na jego twarzy pojawił się lekki uśmiech, co Kamose przyjął za dobry znak.
Usiadł obok Echnatona, opierając się plecami o pień drzewa. Małpka najwyraźniej zorientowała się, że nic nie dostanie, bo wspięła się na wyższe gałęzie i zaczęła wyrywać liście i zrzucać je na Kamose. Bracia milczeli przez dłuższą chwilę, jakby nie wiedzieli, jak rozpocząć rozmowę.
– Ty powinieneś zostać bohaterem, nie Totmes – odezwał się Kamose.
To była niesprawiedliwość, która najbardziej zabolała najmłodszego z braci. Nigdy by nie przypuszczał, że Totmes przypisze sobie wszystkie zasługi z pokonania tanga, szczególnie że początkowo trząsł się ze strachu niezdolny do walki, a potem jako pierwszy stracił przytomność i ocknął się, gdy było po wszystkim. Nie zrobił nic, a jednak faraon za męstwo odznaczył tylko jego, zapisując imię najstarszego syna w kronikach.
– Powiedział ten, który nas ocalił – rzekł Echnaton, uśmiechając się do Kamose. – Nie zależy mi na tytułach. Totmes został mianowany przez Amona największym wojownikiem egipskim i tak pozostanie już do końca. Nieważne, co zrobią inni, to jemu przypadną wszystkie zasługi. Tak samo jest przecież z ojcem, państwo trzyma się jeszcze tylko i wyłącznie, bo matka jest odpowiedzialna za politykę zagraniczną. Chociaż nie pogardziłbym jedną łuską tanga jako trofeum.
Kamose skrzywił się i zadrżał. On sam nie chciał nigdy więcej widzieć na oczy nawet fragmentu ciała bestii. Nie rozumiał, dlaczego Amenhotep III i Totmes uparli się, by przetransportować truchło potwora do Teb i odpowiednio je wykorzystać. Przez to ślub musiał zostać przesunięty o trzy tygodnie, by najpierw zająć się tangiem.
– Dlaczego nie powiedziałeś prawdy? – zapytał Kamose. To pytanie nurtowało go najbardziej, nawet wyjaśniania Esmilli go nie zadowoliły.
– Uznałem, że tak będzie najlepiej – wyjaśnił Echnaton. – I nie pomyliłem się w ocenie mojego młodszego brata, bo trzymasz się tej historii.
– Bo nie chcę być w centrum zainteresowania – mruknął Kamose. – Nie wiedziałem, że to potrafię i nigdy więcej nie mam zamiaru tego powtórzyć. Zresztą nie wiem jak.
– Ale nadal się tym zadręczasz – stwierdził po chwili straszy z braci. – Ofiarowano ci moc, jakiej nie znano dotąd w rodzinie faraona, dotychczas tylko kapłani posiadali takie umiejętności.
I rebelianci, pomyślał instynktownie Kamose, przez co na nowo zaatakowała go myśl o podjęciu decyzji. Wiedział, że w wieczność nie może tego odkładać, kiedyś przyjdzie mu wybrać jedną ze stron tego konfliktu. Strącił z głowy liście, które zrzuciła na niego Andra, żałując, że sam nie był małpką. Nie miałby takich problemów, praktycznie niczym nie musiałby się zamartwiać.
– A co z naszym wyjazdem do Amurru? – zapytał Kamose, zmieniając temat.
– Ojciec nie zmienił zdania, tyle że wyjazd nieco się opóźni, ponieważ ślub został przełożony. Nie rób takiej miny – rzekł Echnaton, widząc grymas malujący się na twarzy brata. – Dobrze ci to zrobi. Zapomnisz o nieprzyjemnościach. A gdy wrócimy, Totmes zdąży zrobić coś innego i to ten czyn ludzie zaczną wychwalać.
Kamose tylko kiwnął głową, nic nie powiedziawszy. Perspektywa oddalenia się od Antefa była kusząca, ale mimo wszystko wolałby nie jechać. Miał wrażenie, że w ten sposób jedynie ucieka, bojąc się ponieść konsekwencje. Przycisnął kolana do piersi i spoglądał w dal, zastanawiając się, czy ktokolwiek potrafił mu pomóc. Czy gdzieś w tym starożytnym świcie istniała osoba, której mógłby zwierzyć się z problemów i wyjawić, że przybył z dwudziestego pierwszego wieku i obawia się ingerować w historię, by nie zmienić jej na gorsze.
– Dobrze się czujesz? – usłyszał zatroskany głos Echnatona.
– Tak, nagle uświadomiłem sobie, że ostatnio za dużo mdleję – odpowiedział zgodnie z prawdą. A gdy się budzę, wszystko staje na głowie i muszę podejmować ważne decyzje, dodał w myślach. Już więcej zimnej krwi posiadają księżniczki przetrzymywane przez smoki i złe czarownice. – Zrobiłbyś coś dla mnie, Echantonie?
~ * ~
Ślub Amenhotepa III i Sitamon był wielkim wydarzeniem, o którym jeszcze długo mówiono w całym Egipcie i krajach podległych. Do pałacu przybyła, jak nazywał ich Kamose, starożytna arystokracja. Każdy chciał osobiście pogratulować władcy i wręczyć mu przyniesione dary, zapewniając, że część swego mienia oferował także w świątyni, modląc się, by bogowie obdarowali przyszłych małżonków licznym potomstwem. Oczywiście wszyscy zostali zaproszeni na wesele.
Wraz z arystokracją Egiptu przybyli także dygnitarze z innych państw. Ku zadowoleniu faraona również przywożąc wiele wspaniałych darów, ku niezadowoleniu Antefa, wszystko ofiarowując rodzinie królewskiej, a nic świątyniom. Oni także zostali, by uczestniczyć w tym podniosłym wydarzeniu.
Kamose jednak nie potrafił się cieszyć. Przy siostrze zawsze starał się grać i przywoływać na twarz uśmiech. Na szczęście Sitamon była tak zajęta, że rzadko ją widywał. W innych okolicznościach może i czułby podekscytowanie. Może… Coraz częściej nie odstępowały go czarne myśli. Bo co z tego, że jego umysł z dwudziestego pierwszego wieku mógł w tym uczestniczyć? Zakładając, że jakoś uda mu się wrócić, to kto przyjmie na poważnie jego historię o przeniesieniu w czasie? Tu nie mógł powiedzieć, że przybywa z przyszłości oddalonej o trzy i pół tysiąca lat. We współczesności nikt nie uwierzy, że był księciem w starożytnym Egipcie.
O poranku w świątyni Amona-Re odbyła się uroczystość zaślubin, którą prowadził Antef. Nie uszło uwadze Kamose, że najwyższy kapłan założył najlepsze szaty i biżuterię, wyglądał niemal tak dostojnie jak faraon, brakowało mu tylko berła i korony. Następnie wszyscy długą procesją ruszyli do pałacu, gdzie miało odbyć się starożytne wesele.
Duże ilości jedzenia i picia nie zmieniły się na przestrzeni wieków, jednak inne aspekty zabawy odbiegały od tych znanych Kamose. Podczas całej uroczystości Amenhotep III, Sitamon oraz Teje – najważniejsza żona faraona – siedzieli na honorowych miejscach. W przerwach między posiłkami każdy z zaproszonych gości musiał coś zagrać lub zaśpiewać, by zabawić nowożeńców. Opowiadano też najróżniejsze historie, lecz tą najczęściej powtarzaną był opis zgładzenia tanga.
Niewolnice i służący cały czas krążyli między gośćmi, wsmarowując w ich ciała wonne olejki oraz kładąc na głowach skondensowane do postaci niedużych prostopadłościanów kadzidła, z których bez palenia wydobywała się aromatyczna para.
Po kilku godzinach przebywania w dusznej, przesiąkniętej najróżniejszymi woniami komnacie Kamose zapragnął zaczerpnąć świeżego powietrza. W ogóle nie przejął się tym, że wstał w trakcie kolejnej ballady o męstwie Totmesa. Młody mężczyzna wyszedł na taras i odetchnął głęboko. Nie wypił dużo, ale i tak lekko kręciło mu się w głowie. To pewnie wina kadzideł, uznał.
Podszedł do balustrady i spojrzał na rozciągające się w dole miasto. Mieszkańcy Teb również świętowali, chociaż nie zostali zaproszeni do pałacu. Z ulic i placów rozchodziły się radosne okrzyki i śpiewy. W pewnej chwili Kamose zapragnął znaleźć się wśród nich, zobaczyć starożytny Egipt nie oczami księcia, a biedniejszych ludzi, ciężko pracujących na utrzymanie, niekiedy przypłacających to życiem. Anonimowe istnienia, o których w przyszłości nikt nie będzie pamiętać, bo najważniejsze stanie się zapełnianie życiorysów faraonów.
Nagle dostrzegł jakąś postać idącą szybko przez ogrody w stronę bramy. Po chwili rozpoznał Semenenre. Zastanawiał się, co takiego mógł robić tutaj kapłan. Czyżby znów rozmawiał z Esmillą?
– Dobrze się czujesz, książę?
Na dźwięk tego głosu serce w piersi Kamose zaczęło szybciej bić. Z duszą na ramieniu, bardzo powoli odwrócił się w stronę mężczyzny, który zadał pytanie, naiwnie licząc, że źle ocenił jego tożsamość, bo słyszał go tylko raz. Niestety, naprzeciwko niego stał Antef, uważnie obserwując księcia zimnym, wręcz przyprawiającym o dreszcze, mimo mocno grzejącego popołudniowego słońca, spojrzeniem.
– Nic mi nie jest – burknął w odpowiedzi, chcąc by najwyższy kapłan dał mu spokój.
Nie wiedział, czego mógłby chcieć od niego Antef, a ostrzeżenia Esmilli nakazywały wzmożoną ostrożność. Kamose nie wiedział jednak, czy był w stanie przekonująco kłamać, gdyby zaszła taka potrzeba.
– Nie wydajesz się być zadowolony z tego, że wszystkie zaszczyty przypadły księciu Totmesowi? – ciągnął dalej Antef.
– Wręcz przeciwnie – powiedział Kamose, starając się uśmiechnąć radośnie. – Totmes to przecież wielki wojownik i kto jak kto, ale ty musisz o tym doskonale wiedzieć. Przecież to tobie sam wielki i potężny Amon wyjawił przyszłość, ukazując w niej, że Totmes wybije się ponad wszystkich ludzi, a potem rozszerzy granice państwa Egipskiego, by zyskać nieśmiertelną chwałę.
Kamose w duchu przybił sobie piątkę, gdyż jego słowa wytrąciły Antefa z równowagi. Najwyższy kapłan zmarszczył brwi i otworzył usta, by coś powiedzieć, jednak po chwili je zamknął. Wahał się kilkanaście sekund, podczas których książę nie spuszczał go z oka, uśmiechając się wesoło.
– Tak, masz rację, książę – powiedział powoli Antef. – W takim razie coś innego musi cię martwić, gdyż nie wydajesz się dziś szczęśliwy, a to przecież tak radosny dzień w życiu twojego ojca.
Kamose myślał gorączkowo nad tym, co powinien odpowiedzieć najwyższemu kapłanowi. Wszystkie pomysły jakby w jednej chwili uciekły z jego głowy. Nie chciał wspominać o rebeliantach, gdyż Antef mógłby skierować rozmowę na takie tory, że książę w efekcie wyznałby o wiele za dużo.
– Nie chciałem o tym nikomu mówić – odezwał się w końcu, starając się, by jego głos brzmiał niepewnie. Wyraz twarzy Antefa nie zmienił się, ale w jego oczach zabłysły iskry ciekawości i nerwowego wyczekiwania. – Obawiam się podróży do Amurru. Wiem, że tego życzy sobie mój ojciec, a polecenia faraona to świętość, ale coś w środku podpowiada mi, że to nie jest dobry pomysł.
– Przykro mi to słyszeć, książę. Także starałem się odwieść twego ojca od tego zamiaru – powiedział Antef. Jego głos wyrażał troskę, lecz oczy płonęły z podekscytowania. – Jeśli to cię uspokoi, książę, przyjdź jutro lub pojutrze do świątyni, porozmawiamy i może będę w stanie rozwiać twe wątpliwości. Postaram się też jeszcze raz porozmawiać z faraonem, skoro władca Amurru wysłał prezenty ślubne, nie ma powodów do gwałtownego działania. Zgodzisz się ze mną, że w takim wypadku wystarczy wysłać jedynie księcia Echnatona, poradzi sobie.
– Dziękuję za słowa pociechy i wsparcie – rzekł Kamose.
Z lekkim ukłonem Antef wrócił do komnaty weselnej, a książę pogratulował sobie wystrychnięcia najwyższego kapłana na dudka. Doskonale wiedział, że mężczyzna chciał zatrzymać go w Tebach i pozbyć się jedynie Echnatona. A jutro już mnie tu nie będzie, pomyślał. Kamose żałował tylko, że nie zobaczy jego miny, gdy zorientuje się, że zwierzę uciekło z klatki.
~ * ~
Kamose leżał na wznak, spoglądając w niebo i żałując, że nie miał ani okularów przeciwsłonecznych, ani papierosów. Jednym uchem przysłuchiwał się gwałtownej wymianie zdań jednego z dygnitarzy z Amurru i Echnatona. Mijał trzeci dzień odkąd opuścili Teby. Młody książę nie był do końca pewien, czy jego podstęp wypali. Liczył nawet na to, że Antef będzie na niego czekać przy wyjeździe z miasta, by go powstrzymać, ewentualnie wyśle kapłanów, aby zatrzymali go i sprowadzili z powrotem. Do tej pory nic takiego się nie zdarzyło oraz nic nie zapowiadało nagłych zmian. Książę jednak wiedział, że nie zazna spokoju, aż nie przekroczą granic Egiptu.
Czasem zastanawiał się, jak Esmilla zareaguje, gdy dowie się, co zrobił. Nie potrafił zgadnąć, a wszelkie scenariusze, jakie układał w głowie, po kilku chwilach wydawały się pozbawione sensu. Żałował, że nie mógł spotkać się z nią przed wyjazdem, lecz nie potrafiłby powiedzieć kobiecie w twarz o swoich postanowieniach.
W głębi ducha Kamose trzymał stronę rebeliantów i liczył, że uda im się pokonać Antefa. Sam nie chciał brać udziału w tym konflikcie. To że władał jakimiś magicznymi zdolnościami nie czyniło z niego wojownika. Tak naprawdę był studentem lubiącym za dnia przesiadywać nad książkami, a wieczorami wychodzić zabawić się z przyjaciółmi. Dlatego zdecydował, że najlepszym rozwiązaniem będzie jak najszybszy wyjazd za granicę, by przeczekać ten spór i zarazem nie mieszać się wydarzenia historyczne. A skoro Echnaton jechał z nim, to dodatkowo miał na oku przyszłego faraona.
– Nie sądzę, aby to był dobry pomysł, książę – wyrwał go z zadumy wzburzony głos jednego z dygnitarzy. Kamose ledwo rozróżniał poszczególne słowa, ponieważ gdy mężczyzna się złościł, tak bardzo seplenił, że z trudem dało się go zrozumieć. – Zmarnowaliśmy już dość czasu. W ciągu trzech dni nie przebyliśmy nawet połowy drogi do granicy.
Kamose jęknął w duchu, żałując, że dygnitarze wraz ze strażą przyboczną opuścili Teby razem z synami faraona i towarzyszącymi im wojownikami. Zagraniczni goście uznali, że lepiej i bezpieczniej podróżuje się w większej grupie, ale jak do tej pory jedynie narzekali.
– Nie widzę powodu, byśmy musieli pół nocy spędzić w podróży – wyjaśnił Echnaton, jednak wcześniejszy spokój powoli przechodził w gniew i zniecierpliwienie. – Konie także potrzebują odpoczynku, a dwie godziny jazdy stąd znajduje się majątek, w którym dostaniemy jedzenie oraz miejsce do spania.
– I zmarnujemy cały wieczór, a potem wyjedziemy w okolicach południa. W takim tempie dotrzemy do Amurru za kilka miesięcy – nie dawał za wygraną dygnitarz. – I nie sil się na wymówki, książę, bo mam już dość słuchania o tym, że po trzech dniach Egipcjanie nadal czują zmęczenie po weselu.
Kamose wstał z zamiarem podejścia do brata i włączenia się do dyskusji. Z jednej strony zgadzał się z dygnitarzem, ponieważ sam także chciał jak najszybciej opuścić Egipt, z drugiej nie podobała mu się perspektywa spania na ziemi pod gołym niebem. Wolał korzystać z gościny oferowanej przez poddanych faraona póki miał okazję, gdy przekroczą granicę, skończą się wszelkie wygody.
Książę już otwierał usta, by wyrazić swoje zdanie, gdy coś z zawrotną prędkością świsnęło mu koło ucha. Była to strzała, która trafiła dygnitarza prosto w gardło. Zaskoczony mężczyzna otworzył szeroko oczy, chciał coś powiedzieć, ale z ust wypłynęła mu jedynie bulgocząca krew. Po chwili padł martwy twarzą do ziemi.
Wśród Egipcjan natychmiast podniósł się zgiełk. Wojownicy starali się jak najszybciej chwycić łuki i miecze, stanąć w obronie synów faraona lub zagranicznych gości. Kamose i Echnaton także zerwali się na nogi, dobywając noszone przy pasach sztylety. Inny oręż umocowali do siodeł koni i teraz nie mieli wystarczającej ilości czasu, by do niego dotrzeć.
Napastnicy okazali się jednak bardziej zorganizowani niż Egipcjanie. Zanim wojownicy chwycili broń, kolejne strzały powaliły trzech mężczyzn. Dopiero wtedy Kamose dostrzegł zbliżającą się w ich stronę czwórkę jeźdźców, dwoje trzymało łuki i szykowało się do kolejnego strzału. Ten widok początkowo zdezorientował księcia, ponieważ nie rozumiał, dlaczego tamci atakowali grupę składającą się z kilkudziesięciu wojowników. Przecież w bezpośredniej walce nie mieli żadnych szans!
Nagle zdarzyło się coś, co sprawiło, że serce w piersi Kamose zamarło, a on sam mógł jedynie stać jak sparaliżowany, przyglądając się kolejnym wydarzeniom następującym po sobie w błyskawicznym tempie. Sztylet wypadł mu z ręki, lecz nie miało to znaczenia. I tak nie potrafił zmusić ciała, by się poruszyło.
Jeden z jeźdźców wyciągnął przed siebie dłoń, z której wystrzeliły płomienie, trafiając wojowników, którzy zbliżyli się do koni, by stawić opór napastnikom. Przerażone zwierzęta zarżały i starały się uwolnić z przytrzymujących je więzów, do tego doszły wrzaski umierających powoli mężczyzn. Wokół unosił się smród palonego ciała.
Na rozkaz jeźdźca płomienie tańczyły wokół, powalając i paląc kolejnych wojowników. Inny z napastników cały czas strzelał z łuku, zabijał głównie tych mężczyzn, którzy niestrudzenie parli do przodu, ignorując koszmar rozgrywający się za ich plecami. Jednakże drugi opuścił broń. W tym samym momencie ziemia zadrżała, powalając uciekających od ognia Egipcjan. Grunt pękł gwałtownie. Stworzona szczelina stawała się coraz większa i większa, aż wpadło w nią kilku żołnierzy i ostatni żyjący dygnitarz Amurru. Krzyki i wołania ludzi mieszały się z wrzaskami ginących w płomieniach, lecz nagle ziemia znów się złączyła, grzebiąc ich żywcem.
Wszystko działo się tak szybko, że nawet Echanton nie zdołał nic zrobić. Po chwili jednak otrząsnął się z szoku i chciał dołączyć do walczących. Lecz w tym samym momencie czwarty jeździec spojrzał w ich stronę. Nagle jakaś olbrzymia siła sprawiła, że bracia złączyli się ze sobą plecami. Starali się uwolnić, ale nie potrafili przezwyciężyć niewidzialnej potęgi. Później poczuli, jak związuje ich razem niewidoczna lina. W ten sposób zostali skutecznie unieruchomieni.
Mogli jedynie patrzeć, jak napastnicy zabijają wszystkich towarzyszących im wojowników i straż przyboczną obcokrajowców. Siedzieli niezdolni do zrobienia czegokolwiek, słuchając wrzasków konających oraz rżenia wystraszonych koni. Gdy ostatni mężczyzna padł martwy, płomienie momentalnie zniknęły. Wokół braci leżało mnóstwo ciał, większość z nich została w całości lub częściowo spalona. Odór spalenizny przyprawiał ich o mdłości.
– Pepi, zajmij się ciałami, Qeb, uspokój konie, puść je wolno, bo i tak nic z nimi nie zrobimy. Zostaw tylko jednego dla naszego jeńca – wydał rozkazy jeździec znajdujący się na czele.
Gdy cała czwórka zbliżyła się do spętanych braci, Kamose zorientował się, że wśród nich były dwie kobiety i dwóch mężczyzn. Książę chciał przyjrzeć się dokładnie oprawcom, ale gdy uniósł głowę, w oczy rzucił mu się tylko jeden z jeźdźców. Esmilla zsiadała właśnie z konia, unosząc w górę jeden kącik ust. 
~ * ~
Cieszę się, że piszę rozdziały do przodu, bo w innym wypadku końcówka tego byłaby olbrzymią porażką. Jest to ostatni rozdział drugiej części opowiadania i chciałam zawrzeć w nim jeszcze jedną scenę, ale wyszłoby za dużo, więc uznałam, że takie zakończenie też jest dobre. I ostatecznie napaść nie trwa jeden akapit.
Wiem, że mam u was zaległości, ale w tym miesiącu za bardzo szastałam Internetem i w niedziele skończył mi się transfer (dlatego też nie mogłam dodać rozdziału wczoraj). Niemal wszystko już przeczytałam, więc przez te dwa dni u każdego się pojawię.

8 komentarzy:

  1. Pięknie, cudownie i... tajemniczo. Teraz na pewno będę czekać na część trzecią :D
    Coś mi ta Esmilla podpada... Coraz bardziej. No i o co chodzi z jeńcem? Dlaczego jeden? Przecież książąt jest dwóch... Czyżby Echnaton był jakimś szpiegiem???
    Czekam na nn :)

    Dużo weny i żelków życzę
    Żelcio

    OdpowiedzUsuń
  2. Fajnie, że pojawił się nowy rozdział ^^. I w sumie nawet się cieszę, że opuścili pałac, bo jak na razie akcja toczyła się tylko tam, a fajnie byłoby też poznać jakieś inne zakątki. Ale nie spodziewałam się, że już teraz wyruszą do tego Amurru, ale Kamose zgrabnie wykiwał Antefa. Swoją drogą, ciekawe, czy on się domyśla, że Kamose posiada jakieś zdolności.
    Coraz bardziej podoba mi się relacja Kamose z Echnatonem, szybko nawiązali taką braterską więź, mam wrażenie, że to on jest chłopakowi najbliższy w tym starożytnym świecie. Tym bardziej, że zapewne ciągle doskwiera mu tęsknota za jego prawdziwym światem i to, że nadal nie wie, jak tam wrócić, a teraz dodatkowo jest rozdarty, bo nie wie, po której stronie się opowiedzieć, tym bardziej, że nie chce się mieszać w historię.
    Fajnie pokazane to wesele, choć nadal wydaje mi się obrzydliwy motyw ślubu ojca i córki, ale cóż, najwyraźniej takie były zwyczaje w tamtych czasach i nikogo to nie bulwersowało.
    Swoją drogą... Naprawdę intrygująca ta końcówka, w której zostają napadnięci podczas podróży, i co jeszcze dziwniejsze, pojawiła się Esmilla. Dość... mocne to wyszło, z tym użyciem mocy i szybkim pokonaniem wszystkich przeciwników poza braćmi, którzy najwyraźniej byli celem przybyszów, i ci chcieli zabrać ich żywych. Ciekawi mnie, co się teraz z nimi stanie, i jakie tamci mają zamiary względem nich. Czyżby jednak postanowili mieć Kamose z tą jego zdolnością po swojej stronie?
    Naprawdę intrygujące zakończenie. Nie umiem się doczekać ciągu dalszego :).

    OdpowiedzUsuń
  3. Witaj. Niedawno wróciłam i proszę jaka niespodzianka! <3

    Nooo ciekawe, podróż do Amurru i jak ją opiszesz...
    Echnaton i Kamose widać są ku sobie... co mnie bardzo cieszy, ale czy na długo tak pozostanie? Bo coś mi się wydaje, że to nie potrwa długo ;(
    Wahałam się czy skomentować ślub córki z ojcem... no ale cóż... dla mnie to obrzydliwe i nie do pojęcia... no ale wiadomo jak to wtedy było... -,-
    Końcówka zaskoczyła mnie tak bardzo, że już chcę wiedzieć jak to się potoczy!
    Mam nadzieję, że w kolejnym rozdziale nie poleje się krew? :D
    Życzę weny ! <3

    OdpowiedzUsuń
  4. Fajnie, że bracia porozmawiali szczerze i mogą liczyć na swoje wsparcie. Jestem zła, że ich brat przywłaszczył sobie wszystkie zasługi, chociaż na polu walki zachował się jak tchórz, ale widać tak po prostu funkcjonuje świat. Lepsze to niż żeby wszyscy dowiedzieli się o mocy Kamose.
    Mocna była ta scena z kapłanem, gdzie usta mówią jedno, a oczy drugie.
    Końcówka zdecydowanie podobała mi się najbardziej, była akcja, krew i napięcie :) Tak coś czułam, że stoi za tym Esmilla ;)
    Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
  5. No to się porobiło! Nie spodziewałam się takiego zakończenia. Zaskoczyłaś mnie ogromnie i jestem bardzo podekscytowana tym, co przeczytałam i tym co przeczytam.
    Nie sądziłam, że Kamose zdecyduje się porozmawiać z bratem, ale dobrze że to zrobił. Zauważyłam wtedy jakąś taką mocniejszą więź między nimi, co mi się spodobało. Lubię relacje braterskie i przyjacielskie.
    W dalszym ciągu ślub powoduje u mnie obrzydzenie. Naprawdę, myślałam, że do tego przywyknę, ale dla mnie to jest jakiś koszmar. :D No bo serio, nie mogę znieść, że córka może wyjść za ojca i jeszcze, że jest to bardzo pożądane i chwalebne. W starożytności ludzie to mieli poprzewracane w głowach :D
    Podobała mi się scena Kamose z Anefem. Wreszcie główny bohater nie popełnił gafy podczas rozmowy, a nawet więcej - przeprowadził konwersację na swoją korzyść. A kapłan jest taki fałszywy! Wszyscy są chyba w niego tak zapatrzeni, że nie widzą jego dwulicowości.
    Myślałam, że skończy się na ucieczce, a tutaj takie zamieszanie! Było naprawdę krwawo, a akcja toczyła się w szybkim tempie. Ale sama końcówka... bomba! Esmilla? No tak, mogłam się domyślić. Ta kobieta jest naprawdę intrygująca.
    Już koniec drugie części? Ale jeszcze dwie przed nami, prawda? No, nie mogę się doczekać, co takiego tam nam jeszcze przygotowałaś. Ogromnie jestem zainteresowana rozwojem wydarzeń, całą tą sprawą rebeliantów, mechanizmem pojawienia się Kamose w starożytności no i sprawą Elleshara, jego berła oraz jego motywu u XXI wieku. Jeszcze tyle zagadek i tajemnic!
    Pozdrawiam serdecznie :*

    OdpowiedzUsuń
  6. Totmes żyje? Oo, a byłam pewna, że zginął. Coś mi się musiało pomieszać. Ale co czop głupi! Haha, wziął na siebie zasługi? A gówno zrobił.. Jego bracia walczyli, a on nic, zero. Pff. To niesprawiedliwe, że on zbiera gratulacje. :/ Mam nadzieję, że niedługo wszystko się wyda, nawet jeśli może to zaszkodzić Kamose. Ale ta końcówka to mnie całkiem zaskoczyła. Myślałam, że jednak uda im się dojechać, skoro Antef ich nie zatrzymał. A tu coś takiego... Ooo, ci napastnicy mieli też jakieś moce? Bo to, co zrobili z nimi, raczej normalne nie było. ;p I Esmilla wśród nich? Dlaczego? Ja już nie wiem,czy ona jest wrogiem, czy nie. Serio, pogubiłam się, jeśli chodzi o nią. ;d

    OdpowiedzUsuń
  7. Nie lubię Totmesa, pewnie nic sam nie robi, a takie zaśługi mu przypisują. Rebelianci mocno zabalowali, ale chyba wiedzieli, kogo zabijać, a kogo nie., podoba mi się, że Kamose wystrychnął Antefa na dudka, ale pewnie tak do końca mu się nie upiecze. z niecierpliwością czekam na cd, może jakies magiczne szkolenia w lesie czy coś? xD robi się coraz ciekawiej, no i mega dużo tych zagadek :D zaprasszam u mnie na nowość

    OdpowiedzUsuń
  8. Nie spodziewałam się takiego obrotu sytuacji. Dość szybko podjął się do opuszczenia Ted. Choć może mi się tylko tak zdawać, bo zauważyłam, że dałaś tutaj dość duży przeskok czasowy.
    Fajnie, że Kamose może liczyć na Echnatona i ma u niego wsparcie, że razem wyruszyli z Teb. Widać Totmes raczej patrzy na to, żeby jemu było wygodnie... skoro zbiera niezasłużone zasługi brata.
    Końcówka bardzo imponująca. Rebelianci pokazali swoją moc, likwidując całą straż. Robi się coraz to ciekawiej ;)


    Pozdrawiam serdecznie :*

    OdpowiedzUsuń

Obserwatorzy