Całe życie jest zagadką […]. Od początku
do końca. Nie ma sensu zastanawiać się, co to wszystko oznacza.
Graham Masterton - Śpiączka
Kamose cieszył się,
że Iset pełniła rolę przewodniczki, bo nie był pewien, czy sam zdołałby dotrzeć
do świątyni, nie gubiąc się po drodze co najmniej dziesięć razy. Już samo przejście
przez pałac zdawało mu się niemałym wyczynem. Nie spodziewał się jednak, że
prawdziwy problem napotka, gdy wyjdzie na zewnątrz.
Po wejściu na dziedziniec
rozglądał się wokół, chcąc zobaczyć jak najwięcej, skrycie licząc na to, że być
może dziewczynka obierze trasę przez te wspaniałe ogrody, które widział z okna
swojego pokoju. Ledwo zrobił kilka kroków, gdy dostrzegł coś, co zmroziło mu
krew w żyłach i sprawiło, że stanął jak wryty, niezdolny do wykonania
jakiegokolwiek ruchu.
W oddali przy jednej z
kolumn leżał najprawdziwszy tygrys. Wygrzewał się na słońcu, jednak oczy miał
szeroko otwarte i obserwował wszystko, co działo się na dziedzińcu. Ze strachu
serce coraz szybciej waliło Kamose w piersi. Mężczyzna nigdy nie uważał siebie
za tchórza, ale przejście obok dzikiej, mięsożernej bestii, gdy nie oddzielały
go od niej żadne solidne kraty, graniczyło z niemożliwym. Książę miał wrażenie,
że zwierzę patrzyło wprost na niego i wystarczy jeden krok w przód, by
rozszarpało go na oczach rodzeństwa.
– Ja… chyba podaruję sobie
ten deszcz. Jeszcze przeziębienia, grypy albo zapalenia płuc dostanę – mruczał
niewyraźnie pod nosem, starając się powoli wycofać.
Iset w porę wzięła sprawy
w swoje ręce. Mocno chwyciła dłoń Kamose, udaremniając bratu odwrót i
pociągnęła go przez dziedziniec. Mężczyzna ciągle z lękiem zerkał w stronę
tygrysa, ale zwierzę ani drgnęło. Może
już dostało obfite śniadanie i uznało, że nie warto, pomyślał.
– Na ostatnim polowaniu
sam zabiłeś sokona, a teraz boisz się głupiego tygrysa – szydził Echnaton.
Uśmiechał się przy tym ironicznie, najwyraźniej zadowolony z tego, co zobaczył.
Kamose postanowił się nim
nie przejmować, miał tylko nadzieję, że przed powrotem do dwudziestego pierwszego
wieku nie będzie musiał brać udział w żadnym polowaniu. Uznał, że ostatecznie
zasymuluje kolejną chorobę. Wolał starcie z kapłanami niż z sokanem,
czymkolwiek to było. Mógł założyć się o wszystko, że to tajemnicze coś
posiadało długie, ostre pazury, wielkie kły i jadowity ogon jak u skorpiona,
tyle że pięćdziesiąt razy większy. Nie rozumiał tylko, dlaczego jego starożytne
ja się z tym nie zgadzało i obawiało się sług bogów.
Dalszą drogę odbyli bez
problemów. Na szczęście przez cały czas Iset nie zamykała się buzia, przez to
sam nie wpakował się w kolejną kłopotliwą i nieprzyjemną sytuację. Po raz
kolejny uznał, że starożytny Egipt wcale mu się nie podoba. Echnaton milczał,
co Kamose przyjął za dobry znak. Najwyraźniej brat już zaczął dostrzegać, że
coś nie było w porządku.
Do świątyni dotarli dość
szybko, mimo że droga wcale nie była taka krótka. Na placu przy budynku zebrał
się już spory tłum mieszkańców, jednak wszyscy rozstąpili się, by zrobić
przejście dzieciom faraona. Dzięki temu znaleźli się na samym przedzie.
– Ktoś jeszcze przyjdzie?
– zapytał Kamose z ciekawością, w duchu licząc na to, że nie ujrzy faraona we
własnej osobie. Nie był przygotowany na takie spotkanie i wątpił, by
kiedykolwiek miało się to zmienić. Nie mógł go jednak unikać przez całe życie.
– Ojciec i matka zostali w
pałacu, stamtąd będą obserwować. W końcu deszczu nie przegapią, a najwyższy
kapłan nie nalegał na obecność faraona – odpowiedział zgryźliwie Echnaton. –
Dary zostały złożone, więc nic więcej się nie liczy.
– A co mieliby zrobić? –
kontynuował temat zaciekawiony Kamose.
– Być tutaj! – zawołał,
podnosząc głos. Po chwili jakby zorientował się, że niepotrzebnie się uniósł,
ponieważ kontynuował już spokojniej: – Cała rodzina powinna tu przyjść, skoro
ojciec przyczynił się do tego… przedstawienia. Totmes dopiero za kilka dni
wróci z Memfis.
– A Sitamon wolała spotkać
się z przyjaciółkami – dorzuciła Iset, zadowolona, że może pokazać, że w
kolejnej rzeczy była lepsza od siostry.
– Jest najwyższym kapłanem
Ptaha, ma też inne obowiązki – próbował bronić najstarszego brata Kamose,
chociaż sam nie wiedział, dlaczego to zrobił.
– Kim jest?! – zawołali
jednocześnie Iset i Echnaton.
– A nie jest? – szepnął
niewyraźnie Kamose. Mógł założyć się o wszystko, że dobrze zapamiętał
informacje przeczytane w książce. A może
przekręciłem imię tego boga? – Faraon jest najwyższym kapłanem w państwie,
więc…
– Na pewno dobrze się
czujesz? – zapytał z troską Echnaton. W tym czasie Iset rozglądała się wokół z
trwogą, bojąc się, że ktokolwiek mógł podsłuchać tę rozmowę. – Chyba nie
powinieneś tak szybko wychodzić z łóżka.
– Nie rozumiem… –
stwierdził Kamose, spoglądając to na brata, to na siostrę. Mógł pomylić imię
boga, ale o faraonach uczył się, lub będzie się uczył, już w szkole
podstawowej. Dlatego nie rozumiał, o co chodziło rodzeństwu.
Echanton i Iset wymienili
porozumiewawcze spojrzenia, a Kamose czuł, że wpakował się w kolejne bagno. Nie
wiedział tylko, kiedy to nastąpiło.
– Żaden faraon nigdy nie
pełnił funkcji najwyższego kapłana, jest absolutnym władcą Egiptu i ponoć
wcieleniem Horusa.
– Echantonie! – krzyknęła
wstrząśnięta Iset. – Stoisz pod świątynią i bluźnisz.
– Nie wierzę w Horusa,
przywyknij w końcu – skarcił siostrę. – To samo tyczy się dzieci faraona. Nikt
nigdy nie pełnił funkcji kapłana – zwrócił się ponownie do Kamose. – Oni sami
wybierają tych, którzy według nich – dodał, nie przejmując się szokiem
malującym się na twarzy Iset – są odpowiedni. Ale nikt nie wie, czym się
kierują, dokonując selekcji.
Kamose słuchał uważnie
słów brata, by nic nie umknęło jego uwadze, ale zarazem miał wrażenie, jakby to
wszystko ledwo do niego docierało. Przecież tak nie było! Doskonale pamiętał,
czego uczył się o starożytnym Egipcie w szkole i na studiach. A to w niczym nie
pokrywało się z tym, co właśnie powiedział mu Echnaton. Jeszcze kilka minut
temu uwierzyłby, że przez przypadek przeoczono lub na przestrzeni lat łupieżcy
grobowców zniszczyli informacje o trzecim synu Amenhotepa III, ale teraz
wszystko się zmieniło.
Nie dość, że jakimś cudem
znalazł się w przeszłości, to okazało się, że diametralnie różniła się od tego,
co o niej wiedział. Czyżby wynikało to z błędu historyków, którego nikt nie
wykrył i nie poprawił? A może jak w książkach science-fiction trafił do jakiejś
zwariowanej alternatywnej przeszłości? Tym bardziej chciał znaleźć drogę
powrotną do swoich czasów. O ile nie przeniesie się do przyszłości tego
dziwnego Egiptu i nie okaże się, że utknął na zawsze. Nigdy nie wróci do domu.
– Zaczynam się o ciebie
martwić, Kamose – powiedział Echnaton. – Możemy wracać do pałacu, nie przejmuj
się Iset, zrozumie. – Jakby na potwierdzenie jego słów dziewczynka złapała
brata za rękę i mocno ścisnęła. Nie zaprotestowała nawet, że mówił o niej,
jakby w ogóle jej z nimi nie było. – Położysz się, odpoczniesz.
Kamose kusiła ta
propozycja. Pod świątynię Amona-Re przyszedł tylko po to, by na własne oczy
ujrzeć klęskę kapłanów, ponieważ wiedział, że nie było szans, aby spadł deszcz.
Na pewno jeszcze nie teraz. Już chciał wrócić do pałacu, gdy coś go
powstrzymało. Nagle poczuł, że musi tu zostać i zobaczyć to, co się niebawem
wydarzy.
– Już mi lepiej – skłamał,
zdając sobie sprawę, że brat doskonale o tym wiedział. – Chyba niepotrzebnie
wziąłem rano drugą porcję napoju Semenenre. Mam wrażenie, że przez to poczułem
się gorzej – dodał ciekawy reakcji Echnatona.
Brat jedynie skinął głową,
nic nie powiedział. Albo mu nie uwierzył, albo wolał nie dzielić się swoimi
przypuszczeniami z rodzeństwem. Na twarzy mężczyzny zagościła powaga, przez co
Kamose zyskał pewność, że coś tu rzeczywiście się działo. Kapłani byli w coś
zamieszani. Ewentualnie Echnaton akceptował jedynie wyznawców Atona,
przedstawicieli pozostałych bogów traktując jak szarlatanów i bluźnierców.
Nie czekali długo, gdy na
dachu świątyni pojawił się mężczyzna w białych szatach. Z tej odległości Kamose
nie był w stanie dokładnie mu się przyjrzeć, jednak domyślał się, że to
najwyższy kapłan w świątyni Amona-Re. Antef,
podpowiedziało jego starożytne ja.
– Zaraz zacznie się
przedstawienie – prychnął z ironią Echnaton. Mówił tak cicho, żeby poza Kamose
nikt go nie usłyszał, szczególnie że zebrani wokół mieszkańcy Teb zamilkli, z
nabożną czcią wpatrując się w najwyższego kapłana.
– Cicho – skarciła brata
szeptem Iset, która doskonale słyszała, co rzekł wcześniej. – To wielkie
wydarzenie i ja w przeciwieństwie do ciebie nie chcę niczego przegapić.
– Deszcz i tak kiedyś by
spadł. Sam z siebie, bez wzbogacania świątyń kosztem mieszkańców i rodziny
królewskiej – nie dawał za wygraną Echnaton.
Kamose musiał przyznać, że
postawa brata bardzo mu imponowała. Podchodził do wszystkiego z wręcz
niespotykanym w tych czasach rozsądkiem. Żałował, że książę, gdy zostanie
faraonem, o ile to w ogóle nastąpi w tym dziwnym świecie, skupi się przede
wszystkim na reformie religijnej i obaleniu całego panteonu bogów. Może gdyby
poświęcił energię i rozum, próbując zmienić państwo na lepsze, historia
wyglądałaby zupełnie inaczej. Może Cesarstwo Rzymskie nigdy nie podbiłoby
Egiptu?
Kamose kusiło, by
porozmawiać na ten temat z Echnatonem i spróbować nakłonić go do zmiany
poglądów, oczywiście bez zdradzania, że wie, co wydarzy się w ciągu kolejnych
tysiącleci i jak zmieni się świat na przestrzeni dziejów. Tylko czy miał do
tego prawo? Czy mógł na nowo napisać historię? Może i były to dobre intencje,
jednak nie wiedział, czy konsekwencje takich działań nie przyniosłyby czegoś
gorszego.
– Jak możesz? Ofiary są
dla bogów – wyrwał go z zadumy głos Iset.
– Tak, przybierają ludzkie
postacie i schodzą po nie na ziemię – zadrwił Echnaton.
Dziewczynka nie chciała
pozostać dłużna, ale gdy otwierała usta, najwyższy kapłan podszedł na skraj
dachu i rozpostarł szeroko ramiona. Kamose musiał przyznać, że robił wrażenie,
szczególnie że Antef nie był garbiącym się i ledwo stojącym na nogach
staruszkiem, a mężczyzną w kwiecie wieku. Książę nie dziwił się, że Egipcjanie
patrzyli na niego z podziwem i trwogą. Nawet ci, którzy ukradkiem
zainteresowali się kłótnią między dziećmi faraona, teraz z podziwem spoglądali
w górę.
– Mieszkańcy Teb! –
zawołał donośnym głosem. – Bogowie wysłuchali prośby naszego wielkiego faraona,
Amenhotepa III. Sam Amon-Re udzielił mi mocy, abym w jego imieniu mógł
sprowadzić deszcz na trawiony suszą kraj.
Kamose spodziewał się wiwatów
i oklasków, jakimi w dwudziestym pierwszym wieku nagradzano mówcę, ale nic
takiego nie nastąpiło. Egipcjanie milczeli, czekając na to, co miało się
wydarzyć. Antefa musiało to zadowolić, gdyż lekko, niemal niezauważalnie skinął
głową.
– Za chwilę będziecie
świadkami cudu! – krzyknął najwyższy kapłan.
Kamose jeszcze raz
spojrzał w niebo, ale nic się nie zmieniło. Było błękitne, ani jednej, choćby
najmniejszej chmurki. O ile deszcz nie padał ze słońca, nie istniała szansa,
aby słowa Antefa miały się spełnić. Mężczyźnie wydawało się to dziwne, uczył
się, że takie cuda działy się jedynie wtedy, gdy kapłani upewnili się, że deszcz
rzeczywiście się pojawi. W końcu sekret tkwił w meteorologii, nie magii.
Antef uniósł ręce do góry.
Początkowo nic się nie działo. Kamose już chciał to skomentować, ale wtedy
poczuł, jak na nos spadła mu kropla wody. Za nią pojawiła się kolejna i
kolejna. Ostatecznie z błękitnego, bezchmurnego nieba zaczął padać
najprawdziwszy deszcz. Książę stał jak sparaliżowany, nie potrafiąc zrozumieć
wydarzenia, którego właśnie został świadkiem. To nie mieściło mu się w głowie.
Było niemożliwe.
Nagle nieboskłon przecięła
przeraźliwie jasna błyskawica, ale nie rozległ się zawsze towarzyszący światłu
huk. Kamose zdawało się, że znajdował się w transie, ewentualnie w jakimś
dziwnym śnie. Na wpół przytomnie rozejrzał się dookoła, stwierdzając, że część
mieszkańców Teb z przerażenia wpadła w panikę, inni padli na kolana i głośno
się modlili, wysławiając wielkość Amona-Re oraz czasem także innych bogów. Nieliczni
śmiali się i radowali, że trwająca tygodniami susza się skończyła, nie groził
im już głód.
Po chwili mężczyzna uniósł
głowę. Antef nie zmienił pozycji, nawet nie opuścił rąk. I wtedy Kamose
zorientował się, że woda jakby omijała najwyższego kapłana. Szaty oraz włosy
miał całkiem suche, podczas gdy zgromadzeni pod świątynią mieszkańcy Teb
zdążyli już przemoknąć od nasilającej się z każdą chwilą ulewy.
– Na kolana i módlcie się,
by bogowie nigdy więcej nie zesłali na nasz kraj kolejnej suszy czy innej klęski!
– zawołał kapłan, który nagle pojawił się obok Antefa. – Składajcie dzięki, że
Amon-Re zesłał życiodajną wodę i uratował Egipt!
Mieszkańcy od razu
posłuchali. Okrzyki strachu czy radości natychmiast zmieniły się w głośne modły
wysławiające wielkich i potężnych bogów. Iset natychmiast poszła w ślady
reszty, ale Kamose nie potrafił się na to zdobyć. Został wychowany w wierze
innego Kościoła i nawet zachowanie pozorów nie mogło zmusić go do tak gorliwego
oddawania czci fałszywym bożkom. Żałował, że dał się namówić na przyjście tutaj
i nie odszedł, gdy miał jeszcze czas.
– Już wystarczy ci tego
przedstawienia, Kamose? – odezwał się Echnaton.
Książę dopiero wtedy
zorientował się, że brat także stał, nie mając zamiaru spełnić żądań kapłanów. Kamose
skinął głową i pozwolił, by wyprowadził go z modlącego się tłumu. Na odchodnym
jeszcze raz spojrzał na dach, ale z tej odległości nie był w stanie dostrzec,
jak zareagowali mężczyźni stojący na świątyni. Coś jednak podpowiadało mu, że
przyjdzie mu jeszcze zapłacić za takie zachowanie.
Bracia szli w milczeniu,
aż nie dotarli z powrotem do pałacu, gdzie mogli schronić się pod dachem.
Przechodząc przez dziedziniec, Kamose z zadowoleniem stwierdził, że tygrys
zniknął. Zapewne nie spodobał mu się deszcz, który pomoczył mu futro, i także
poszukał schronienia.
– Mówiłem ci, abyś nie
szedł, ale jak zawsze nie potrafiłeś odmówić Iset – odezwał się Echnaton, nie
spuszczając uważnego wzroku z brata. Kamose się to nie spodobało; czuł się,
jakby ktoś go prześwietlał i za chwilę miał poznać jego największą tajemnicę.
– Wiem – odpowiedział. –
Nie wiem, co się ze mną dzieje.
Nie potrafił w pełni
zaufać Echnatonowi, ale musiał coś powiedzieć. W końcu brat już zorientował
się, że coś się zmieniło, a nikt nie dałby Kamose gwarancji, że w przyszłości
nie będzie gorzej. Tak bardzo pragnął porozmawiać z jakąś bratnią duszą, która
zrozumiałaby jego problem i pomogła znaleźć rozwiązanie.
Czekał, aż starszy brat
coś powie, ale tamten nadal milczał, wpatrując się w cały czas padający z błękitnego
nieba deszcz. Kamose zrobił to samo. Zastanawiał się, jak długo to potrwa, ale
wolał nie pytać. Pomyślał o tym, że z chęcią by zapalił, jak robił to zawsze ze
swoim bratem z dwudziestego pierwszego wieku, gdy rozmawiali o problemach.
Potem przypomniał sobie Lucy i ostrzeżenie, którego nie posłuchał, by w
konsekwencji znaleźć się w tym dziwnym świecie.
Nagle do głowy napłynęło
mu inne wspomnienie, wręcz nie mógł uwierzyć, że o tym zapomniał. Elleshar żył w czasach Amenhotepa III,
uratował dwór faraona i zapewnił ciągłość osiemnastej dynastii, kto wie, jak w
innym wypadku potoczyłaby się historia. Tak powiedziała mu starucha i
jeżeli się nie pomyliła, to miał szansę spotkać tego legendarnego wojownika. A
jeśli jego berło rzeczywiście posiadało jakieś magiczne właściwości, co w
obecnym położeniu nie wydawało się Kamose aż tak nieprawdopodobne jak
wcześniej, to może Egipcjanin byłby w stanie pomóc mu wrócić do domu.
Nie podda się. Znajdzie
Elleshara i dowie się, czy istniała jeszcze dla niego jakakolwiek nadzieja. Na
szczęście był księciem, co powinno ułatwić zdobycie informacji i zaaranżowanie
spotkania z wojownikiem.
– O czym myślisz? – zapytał po chwili Echnaton.
– O przyszłości, bo już
wiem, co muszę zrobić.
~ * ~
Dla zainteresowanych,
sokany to zwierzęta, które sama wymyśliłam, nic takiego nie istniało. Może się
jeszcze pojawią, może nie. W każdym razie w przyszłości będą jeszcze inne
będące jedynie wytworem mojej wyobraźni
Co do zaległości, które
nagle mi się zrobiły, bo kilka osób dodało rozdziały w tym samym czasie, to
postaram się to nadrobić jak najszybciej. Wszystkiego pewnie dzisiaj nie zdążę
i pojawię się jutro.
kap kap, kap deszczyk pada, szkoda że nie ćekolada.
OdpowiedzUsuńEduardzio zjadł ćekoladę zanim zdążyła spaść oraz wykupił na własność wszystkie ćekoladowe chmury :P
UsuńZasnatawia mnie,w jakisposób działa wybiórczość wspomnień, jakrównież znajomośći faktów przezKamose. Niby ma te swoje dwa "ja",co jest samo w sobie doość przerażające i niechybnie kojarzy sięze schozofrenią, ale coś jaklby blokuje to strażytne "ja"".w niekórych kwesgtiach nieźle się orietnuje, ale niektóre nie wiadomo dlaczego pamięta bardziej z XXI wieku niż ze swojego...wcześniejszego życia-np. tę kwestię z faraonami i kapłanami.czyżby to faktycznie była jakaś sapczona wersja Egiptu?no bo jak niby możliwe jest,żeby w taki sposób przywołać deszcz? co to było? tzn.ok,wiadomo,że to jest opowiadanie sf/fantasy,alemimo wszystko to wygladało podejrzanie, jakby jakieś czary tego kapłana,bo na neigo deszcz nie padał... jest to wszystko bardzo zagadkowe i intrygujące. CZekam z niecierpliwością na pojawienie się Elleshara,skoro już Kamose sobie przypomniał tak przecież nieistotną naprawę...zapraszam na nowość na odnalezcprzeznaczenie.blogspot.com
OdpowiedzUsuńMimo wszystko jego ja z dwudziestego pierwszego wieku jest ważniejsze i Kamose pamięta przede wszystkim to, co działo się we współczesnym świecie oraz Egipt, jaki pamiętał z książek. To drugie ja powoli odchodzi na bok.
UsuńSprawa deszczu wyjaśni się w końcowych rozdziałach tej części. A co do Elleshara to nie będzie to takie proste, jak niebawem przekona się Kamose.
Mam wrażenie, że Echnaton i Iset zaczynają zauważać, że Kamose zachowuje się inaczej. Na razie biorą to pewnie za oznakę choroby, ale ciekawe, co będzie później? Podoba mi się jednak to, jak pokazujesz relacje rodzeństwa, zachowują się nawet trochę jak we współczesnym świecie. Swoją drogą, rozbawiła mnie ta scena ze strachem przed tygrysem ^^.
OdpowiedzUsuńZastanawia mnie jednak, jak to jest z tą historią; Kamose uczył się o tych czasach i był pewien, że tak właśnie było, ale teraz okazuje się, że to wszystko wygląda trochę inaczej. I zastanawiam się, czy to też jakaś magia działa, czy może po prostu książki historyczne kłamały i nie pokazywały wszystkich faktów? Tak samo jak z tym, że nie zachowały się wzmianki o istnieniu Kamose ze starożytności. Zastanawia mnie, dlaczego tak jest, skąd te rozbieżności między jego wiedzą a tym, czego się dowiaduje, kiedy przeniósł się w czasie.
No i ten deszcz padający choć nie ma chmur. Pewnie to też jakaś magia, choć racjonalny Kamose nadal nie potrafi w to uwierzyć, mimo że widzi na własne oczy. Ta scena z deszczem wgl jest dziwna: deszcz pojawia się nagle i bez chmur, no i krople jakoś omijają kapłana.
Podoba mi się też racjonalność Echnatona i Kamose, ta ich sceptyczność w istnienie bogów, bardzo zaskakująca jak na takie czasy, kiedy ludzie wierzyli w różne dziwne rzeczy. Swoją drogą, ciekawe, czy gdyby zaczął udzielać bratu rad, to czy mógłby jakoś wpłynąć na historię?
Jestem ciekawa, co będzie dalej i czy Kamose odnajdzie Elleshara :).
Sprawa takiego Egiptu zostanie wyjaśniona, ale dopiero pod sam koniec opowiadania. Na razie Kamose będzie świadkiem kolejnych dziwnych zdarzeń oraz pozna osoby, o których wiedział coś zupełnie innego.
UsuńSprawa deszczu wyjaśni się w końcowych rozdziałach tej części.
W wypadku Kamose, to nie wierzy w to wszystko, gdyż ma obraz na całą historię i jest chrześcijaninem.
Dziwna może wydawać się wiara Echnatona, ale prawdziwy starożytny Echnaton naprawdę wierzył tylko w jednego boga, a gdy został faraonem niszczył świątynie i same wzmianki na temat bogów.
Wow, to zesłanie deszczu było ciekawsze niż się spodziewałam... Moją pierwszą myślą była jakaś sztuczka, że niby jakieś błyski, że woda z bezchmurnego nieba... z drugiej strony pojawia się pytanie:jak? Ciężko powiedzieć, co się naprawdę stało ;) Ale zachowanie tłumu było w sumie logiczne jak na tamte czasy :P A ci kapłani budzą we mnie niepokój.
OdpowiedzUsuńLubię Echantona - ma takie sceptyczne podejście, podejście współczesnego człowieka. To mnie trochę zaczęło zastanawiać, ale z drugiej strony może po prostu taki miał charakter, cenił tylko to, co namacalne. Niemniej mam wrażenie, że między Kamose a nim pojawia się jakiś zalążek więzi... :)
Końcówka bardzo obiecująca ^^
Dziękuję :)
UsuńSprawa deszczu wyjaśni się w końcowych rozdziałach tej części. I trzecia bardzo mocno będzie się na tym opierać.
Echnaton nie tyle ceni to, co namacalne, a wierzy tylko w jednego boga. Cały panteon to dla niego bzdury i dlatego takie podejście do kapłanów wyznających w wiarę w innych bogów. Dla mnie już sam monoteizm jest bardzo współczesny i dziwny dla starożytności. Ale skoro tak było, to postanowiłam to wykorzystać ;)
Pierwsze co chcę napisać to: NOWY SZABLON! Kamose w nagłówku to przystojniak! Niech się zakręci koło niego jakaś kobieta, bo taki samotny XD Żartuję :D
OdpowiedzUsuńZastanawia mnie jakim cudem spadł ten deszcz. Przypadek? No, w sumie nie sądzę, skoro niebo było piękne. Spadł w jakiś tajemniczy sposób? Czy ktoś lał z dachu wodę na ludność? :D
Też bym się bała przejść koło tygrysa. W klatce w zoo to co innego, każdy chce spojrzeć, ale tak na wolności to strach. Więc nie dziwię się Kamose. W ogóle to jak przeczytałam o tych sokanach, to od razu wpisałam w Google ten wyraz i mi wyskoczyło, że to jakieś drzewo jest i coś sobie pomyślałam, że to chyba nie o to chodziło :D Ale skoro Ty wymyśliłaś tę nazwę, to wszystko jest ok ;D
Wydaje mi się, że kapłani coś knują, Jakaś grubsza sprawa na moje oko. Jeszcze ten Echanton jest jakiś podejrzany. Może jestem aż nadto nieufna, ale on na pewno wie coś więcej. Zastanawiają mnie niektóre jego reakcje, na przykład ta, gdy Kamose wspomniał o napoju od kapłana. I dalej czekam na tę tajemniczą niewolnicę. Chyba niedługo będzie, co?
Z tych wszystkich emocji, jakie mi towarzyszyły czytając o przeniesieniu się Kamose do starożytnego Egiptu, zapomniałam o tytułowym bohaterze! Właśnie! Jestem pewna, że Kamose dowie się więcej o tym wojowniku, o jego berle, no i pewnie nawet go pozna. Ach, aż się nie mogę doczekać! Twoje opowiadanie coraz bardzie mnie ciekawi! Czekam na następny rozdział! Dużo weny! Pozdrawiam serdecznie :)
Dziękuję :)
UsuńSprawa deszczu wyjaśni się w końcowych rozdziałach tej części. Mogę powiedzieć, że nie był to przypadek i wszystko zostało dokładnie zaplanowane przez kapłanów.
Nawet nie wiedziałam, że to drzewo :P Przy wymyślaniu nazw zwykle bawię się translatorem i szukam fajnie brzmiących wyrazów w dziwnych językach.
Niewolnica niedługo znów się pojawi. Co więcej, mogę powiedzieć, że za jakiś czas na dłużej zagości w opowiadaniu.
Nooooo nowy szablon jest na prawdę extra! <3
OdpowiedzUsuńA ja się doprosić nie mogę, żeby moje zamówienie przyjął ktoś :(
Kurcze, deszcz? Nie mogłam uwierzyć jak przeczytałam...
Bardzo spodobała mi się wymyślona przez ciebie nazwa Sokany :) Ciekawe.
Co z tą niewolnicą? No coooo!? :P
Co z tym berłem, jaką to tajemnicę skrywa? Mam nadzieję, że niedługo nam zdradzisz? :P
Dalej mnie trapi, czy Kamose odnajdzie Elleshara? SZYBCIUTKO rozdzialik <3 ;P ;*
Dziękuję :)
UsuńMi siostra robi szablony więc akurat tym nigdy nie muszę się martwić :)
Sprawa deszczu wyjaśni się w końcowych rozdziałach tej części.
Niewolnica niedługo znów się pojawi. Co więcej, mogę powiedzieć, że za jakiś czas na dłużej zagości w opowiadaniu.
Natomiast na wyjaśnienie sprawy z berłem trzeba będzie poczekać znacznie dłużej. Chwilowo Kamose w ogóle nie będą w głowie myśli o nim.
Ciekawi mnie, dlaczego w książkach Kamose nie znalazł żadnej wzmianki o synu faraona o tym samym imieniu co jego. Być może przenosząc się do czasów starożytności burzy historię, bo nigdy nie było księcia Kamose. Ciekawe, jak jego obecność wpłynie na przyszłość.
OdpowiedzUsuńIset i Echanton wyraźnie zauważyli dziwnie zachowanie Kamose. Być może na razie nic nie podejrzewają, myślą, że to przez jakąś chorobę, ale Kamose musi się plinować.
Dziwne, że deszcz padał, chociaż nie było ani jednej chmury i omijał kapłana. Podoba mi się ta sceptyczność Kamose i Echantona.
Czekam na następny rozdział i pozdrawiam :)
Sprawa z obecnością dodatkowego syna faraona kiedyś zostanie wyjaśniona, lecz dopiero pod sam koniec opowiadania, bo na razie Kamose będzie miał co innego na głowie, by się tym przejmować.
UsuńNatomiast sprawa deszczu wyjaśni się w końcowych rozdziałach tej części.
matura, o której od poniedziałku nam przypominają tak mnie przeraziła, że zapomniałam skomentować :P mam tylko nadzieję, że niczego nie pominę...
OdpowiedzUsuńrozdział bardzo mi się spodobał. bylam równie zaskoczona co kamose, kiedy z nieba spadł deszcz, ale potem przypomniałam sobie, że wspomniałaś gdzieś że opowiadanie ma wątki fantasy więc jakoś to sobie tłumaczę. Myślę, że szukanie elleshara to dobty pomysł, choć sama nie wiem jak Kamose zamierza się za to zabrać. to nie XXI wiek, aby szukać go na fejsie :P
no i dlaczego Kamose nie znalazł żadnej wzmianki o sobie w książkach? to mnie intryguje i sprawia, że zaczynam zastanawiać się nad pewną kwestią, ktorą nar azie przemilczę.
pozdrawiam!
zapomniałam dodać, że nowy szablon jest bardzo ładny :)
UsuńDziękuję :)
UsuńSprawa z obecnością dodatkowego syna faraona kiedyś zostanie wyjaśniona, lecz dopiero pod sam koniec opowiadania. Chociaż omal się nie zagalopowałam przy pisaniu rozdziału siedemnastego i nie podałam rozwiązania na tacy.
Kamose już w kolejnym rozdziale przekona się ile kłopotów sprawi mu szukanie Elleshara, szczególnie że teraz zupełnie nie spodziewa się tego, co może usłyszeć.
Mam cichą nadzieję, że to ostatni raz, gdy tak mocno zaniedbałam czytanie na bieżąco blogów, ponieważ potem trochę ciężko jest mi się zmusić do przeczytania większej ilości tekstu, mimo że lubię w ten sposób robić w wielu przypadkach :) Ale ja nie o tym, zajmijmy się może 8 rozdziałem!
OdpowiedzUsuń"Po wejściu na dziedziniec, rozglądał się wokół [...]" - zbędny przecinek.
W oddali, przy jednej z kolumn leżał najprawdziwszy tygrys." - zbędny przecinek.
"Najwyraźniej bart już zaczął dostrzegać, że coś nie było w porządku." - literówka, "brat".
na pół przytomnie - na wpół przytomnie.
"Okrzyki strachu czy radości natychmiast zmieniły się w głośne modły, wysławiające wielkich i potężnych bogów." - zbędny przecinek.
"Kamose się to nie spodobało, czuł się, jakby ktoś [...]" - pierwszy przecinek zamieniłabym na średnik, bardziej tam pasuje.
"Nie potrafił w pełni zaufać Echnatoniwo [...]" - literówka w imieniu. Echnatonowi.
No, nareszcie jakiś namacalny dowód magii! Naprawdę świetnie to rozegrałaś, choć jak dla mnie zbyt szybko rozwiązałaś akcję - nie było w tym aż tak ogromnego elementu zaskoczenia. Odebrałam to jako zwykły opis tylko z lekką nutą zdziwienia tym niecodziennym zjawiskiem.
Nareszcie widzę też lekką panikę Kamose z XXI wieku! Cieszę się, że w końcu otrząsnął się z... chwilowej fascynacji miejscem, w którym się znalazł i teraz zacznie działać. I fajno, że starszy braciszek zaczyna coś podejrzewać - to dodaje nuty niepewności dla czytelnika do całej powieści, bo każde potknięcie Kamose może być tym czynnikiem, który przeważy szalę na którąś ze stron i wszystko się wyda :3 Lubię takie dramaty xD
Uff, nadrobiłam wszystko - teraz będę starać się trzymać terminów i komentować wszystko w czasie, żeby nie robić sobie większych zaległości, ale to w sumie niedługo czas określi, jak wyjdzie :3
Efekt Kamose, który za bardzo się nie przejmował pewnie wziął się z tego, że ten rozdział i poprzedni miały być całością, ale za bardzo się rozpisałam i musiałam je podzielić. Początkowo sądził, że wszystko jakoś samo się odkręci, dopiero teraz zrozumiał, w co wdepnął i że tak łatwo nie będzie.
UsuńCo do deszczu to nie chciałam tego ciągnąć w nieskończoność i odwlekać momentu, gdy magia pojawia się po raz pierwszy, bo dzięki temu Kamose ma niezbity dowód na to, że wszystko rzeczywiście jest inaczej niż powinno.
I w końcu Dusia nadrobiła zaległości :)
OdpowiedzUsuńMuszę przyznać, że historia nabiera tajemniczości... Z rozdziału na rozdział coraz to więcej pytań się nasuwa.
Zacznę od początku...
Bardzo zaskoczyło mnie przeniesienie Kamose do starożytnego Egiptu... Nie spodziewałam się, że będzie miał coś takiego jak "starożytne ja", raczej stawiałam na "zagubionego człowieka z przyszłości"... ale to takie oczywiste, nieprawdaż? ^^
Zastanawia mnie ta scena pięknej niewolnicy i Semenere'a... Kapłan się dość dziwnie zachowywał, więc musi coś dziać się na rzeczy...
Następnie zaintrygowała mnie sprawa samego Kamosa... O tym, że faraon nie miał syna o takim imieniu... Tu z pewnością będzie chodziło o to, że Egipt, do którego trafił, nie jest tym samym miejscem, co wyczytał z książek... Historia przypisuje inny bieg wydarzeń, a sam Kamose z pewnością do tego należy...
Z tym deszczem to też niezły numer, że tak powiem^^ Wiadomo było, że kapłani byli wyuczeni niż zwykli obywatele Egiptu, więc z łatwością było ich oszukać... to też świadczyło o precyzyjnie zbudowanych piramidach, bo trzeba było ich odciągnąć od książek i czymś ich zająć... A tutaj znów zaskoczenie i wszystko wygląda na to, jakby bogowie naprawdę istnieli.
No i Elleshar... jestem ciekawa, jak ta sprawa się potoczy. Choć mam jedną teorię, lecz zamilknę... bo znów coś chlapnę niestosownego, tak jak w przypadku długowieczności staruchy.
Nie wiem, jak to będzie z komentowaniem następnych rozdziałów, bo mam jeszcze u innych spore zaległości, lecz bądź świadoma tego, że będę zaglądać ;)
Pozdrawiam serdecznie :*
Dziękuję :)
UsuńRzeczywiście, w przypadku niewolnicy i Semenenre coś jest na rzeczy, ale chwilowo więcej szczegółów nie zdradzę. Wszystko dopiero z czasem zacznie się wyjaśniać.
Sprawa z obecnością dodatkowego syna faraona kiedyś zostanie wyjaśniona, lecz dopiero pod sam koniec opowiadania. Wszystkie szczegóły mam już w głowie, więc myślę, że o niczym nie zapomnę i nie zostaną żadne niedopowiedzenia.
Co do Elleshara to teraz myślę, że wszystko się wyjaśni znacznie wcześniej niż planowałam. W każdym razie omal nie podałam rozwiązania ma tacy w 17, na szczęście w porę się otrząsnęłam, bo to byłoby stanowczo za wcześnie.