wtorek, 5 sierpnia 2014

Rozdział 4: Decyzja Kamose


Młody jesteś […]. Nie słuchaj starych. Gdyby świat to robił, szybko obróciłby się w ruinę. […] I nie obawiaj się, bo kłopoty są niczym dla młodych.
Nikos Kazantzakis – Grek Zorba
Kamose nie potrafił rozróżnić poszczególnych minut, godzin czy dni. Wszystko zdawało się zlewać w jeden wirujący korowód nieprzyjemnych doznań. Miał gorączkę, tego był w stu procentach pewien. Gdy chwilowo odzyskiwał świadomość, czuł, jak jego ciało płonie, jakby nic nie było w stanie ugasić ognia, niebawem mającego pochłonąć go całego. Czasem zdawało mu się, że ktoś ociera jego twarz i pierś czymś zimnym, ale trwało to tak krótko, że nie wiedział, czy zdarzyło się to naprawdę, czy było jedynie wytworem wyobraźni. Może dotyk drobnych dłoni i szepty, których nie potrafił zrozumieć, były iluzją, bo schorowany umysł chciał, aby stały się prawdą.
Jednakże to nie gorączka dokuczała mężczyźnie najbardziej, a przeraźliwy ból głowy i mdłości. Miał wrażenie, że niebawem czaszka nie wytrzyma i eksploduje z hukiem, kończąc jego cierpienie. W tamtym momencie zdawało mu się to ukojeniem. Lecz nic takiego nie nastąpiło, walka trwała dalej, jakby w nieskończoność. Kamose chciał się poddać, ale organizm miał zupełnie inne zdanie na ten temat.
Niewiele pamiętał z tego, co działo się wokół niego. Słyszał rozmowy, ale nie potrafił rozróżnić poszczególnych słów, wszystko mieszało się w jedno, jakby mówiono w obcym języku. Zarazem jednak wiedział, że tak nie było, zdawało mu się, że wiedział, do kogo należały poszczególne głosy. Miał to zakodowane głęboko w pamięci, mimo że przez ból nie potrafił nadać imion poszczególnym osobom. Ale wiedział, w duszy wiedział, że nie był sam.
Czasem do głosów dochodziły twarze. Jednakże te mieszały się z sennymi marami i wspomnieniami przeszłości, aż w końcu nie potrafił powiedzieć, które z nich widział naprawdę. Jedne sprawiały, że robiło mu się lżej na sercu i jakby sama choroba powoli zaczynała dawać za wygraną, widok innych potęgował zły stan mężczyzny. Szczególnie jedna, z patrzącym na niego groźnie wielkim, wyłupiastym okiem, śmiejąca się szyderczo z jego niemocy.
Innym razem wpadał w objęcia nagiej kobiety przedstawionej na figurce, która tak go przeraziła. Węże owijające jej ciało powoli podpełzały w stronę Kamose, po czym zaczynały go dusić i kąsać, aplikując truciznę do żył. Umierał w bólu, nie potrafiąc powstrzymać niemego krzyku, a ona śmiała się szkaradnie, radując z niemocy mężczyzny. Jej oczy płonęły rządzą mordu. Zanim całkiem stracił świadomość, podeszła do niego i wyrywała serce z piersi, by później zgnieść je w dłoni.
Czasem szedł przed siebie jakby ciągnącym się w nieskończoność kamiennym korytarzem. Mijał pochodnie przyczepione na ścianach, na których namalowano przeróżne rysunki. W głębi ducha wiedział, że potrafiłby je odszyfrować, jednak się nie zatrzymywał, by to zrobić. Niewidzialna siła pchała go dalej. W pewnym momencie skręcił w lewo, by ostatecznie znaleźć się w sercu grobowca.
Spodziewał się jako pierwszy odkryć tajemnicę pochowanego tu wojownika i zdobyć jego potężny artefakt. Jednakże nie znalazł tu zmumifikowanego ciała, a stanął twarzą w twarz z żyjącym mężczyzną. Egipcjanin uśmiechnął się, szczerząc zęby. W ręce trzymał berło, lecz przestało mieć to jakiekolwiek znaczenie. To twarz niby martwej postaci wzbudzała największą trwogę.
Kamose krzyczał, nie potrafiąc tego znieść. Budził się z jeszcze większym bólem głowy, niemal modląc się o śmierć. Jednakże w przyszłości nie był w stanie przywołać obrazu Elleshara, jakby coś wykasowało ten fragment z pamięci mężczyzny.
~ * ~
Kamose siedział opatulony kocem w swoim namiocie. Po trzech dniach gorączka ustąpiła, lecz za to teraz było mu zimno, mimo że minęło dopiero południe i archeolodzy kręcący się po obozie głośno narzekali na skwar. Mężczyzna z chęcią by się z nimi zamienił, miał dość choroby. Przynajmniej mdłości ustąpiły, ale nadal czuł nieprzyjemne pulsowanie w skroni. Oparł głowę na dłoni, starając się nie jęczeć, jednak nadal nie rozumiał, dlaczego leki nie chciały działać i złagodzić bólu.
Przez chwilę zastanawiał się, czy nie wyjść na zewnątrz i tam nie poczekać na Andrew, który obiecał niebawem się zjawić. Ostatecznie zaniechał tego pomysłu. Nie czuł się jeszcze na siłach, a na dodatek wolał nie denerwować kolegi, który zmartwił się jego chorobą. Zresztą z tego co mówił, gdy Kamose odzyskał już świadomość, wynikało, że wszyscy archeologowie się tym mocno przejęli. Podobno zastanawiali się także, czy nie odesłać go do szpitala, jednakże miejscowy lekarz uznał, że nie byłoby to najlepszym pomysłem w takim stanie. Mimo wszystko Brytyjczyk trochę się zdziwił, że Lucy polegała na jego opinii i nie wezwała kogoś z większym doświadczeniem, według niego takie zachowanie bardziej pasowałoby do szefowej.
Po chwili klapy namiotu rozsunęły się i do środka wszedł Andrew. Już na pierwszy rzut oka wyglądał na zadowolonego. Przyniósł ze sobą miskę parującej zupy i termos, prawdopodobnie z herbatą. Podał naczynie Kamose, zachęcając do jedzenia, po czym zaczął nalewać napój do dwóch kubków. Gdy skończył, rozsiadł się wygodnie, uważnie przyglądając się koledze.
Kamose od razu domyślił się, że stara się ocenić stan jego zdrowia. Zapewne nie wyglądał najlepiej, ale uznał, że miał do tego prawo, skoro dopiero wczoraj gorączka całkiem ustąpiła. W końcu to nie jego wina, że rozchorował się akurat teraz, nie mógł nic na to poradzić i przesunąć tego okresu na październik czy listopad. Jednakże w tym wszystkim coś mu nie pasowało, lecz nadal był zbyt słaby i otępiały, by dokładniej przeanalizować wątpliwości.
Zupę zjadł z apetytem. Była ciepła, przez co od razu poczuł się lepiej. Nawet ból głowy zdawał się ustępować. Kamose czuł, jakby wstąpiły w niego nowe siły, przez chwilę miał ochotę zapalić, ale szybko poniechał ten pomysł. To nie był dobry moment i mimo wzajemnej sympatii Andrew pewnie skonfiskowałby wszystkie zapasy papierosów, aż kolega nie wróciłby do zdrowia.
– Lucy zawiadomiła twoich rodziców, że już ci lepiej… – zagadnął archeolog, gdy Kamose odstawił na bok pustą miskę.
– Przecież jestem dorosły – jęknął niezadowolony mężczyzna.
– …twoja matka żąda, byś natychmiast wracał do domu – dokończył Andrew, nie przejmując się, że przerwano mu w połowie zdania.
– To niech jej powie, że nigdzie się nie wybieram. Zresztą i tak będę musiał z nią porozmawiać – mruknął pod nosem.
Kamose nie mógł zrozumieć, dlaczego Lucy zrobiła z igły widły. Może i się pochorował, ale nie musiała od razu powiadamiać jego rodziców. Nic takiego nie znajdowało się w umowie, szczególnie że był już dorosły i sam za siebie odpowiadał. Mógł się założyć, że gdyby coś podobnego spotkało jakiegoś archeologa, to odbyłoby się bez zamieszania. Najgorsze, że pani Haviland była bardzo przewrażliwioną osobą i wręcz stawała na głowie, by nie dopuścić, aby jej syn wyjechał do Egiptu aż na trzy miesiące.
– Dodatkowo Lucy prosiła, bym przekazał ci, że pojutrze pojedziesz do miasta, by dokładnie zbadał cię, cytuję, porządny lekarz.
– A diagnoza tego nie wystarczy? – zdziwił się Kamose. – Ma opinię jakiegoś szarlatana, że Lucy mu nie wierzy? Nie wyglądał na takiego – dodał, przypominając sobie pełnego energii, wesołego Egipcjanina, który rano przyszedł sprawdzić stan swojego pacjenta.
Mężczyzna starał się nieco rozładować atmosferę, ale osiągnął całkowicie przeciwny efekt. Andrew nawet się nie uśmiechnął, momentalnie spoważniał i przez chwilę jakby się zastanawiał, czy podjąć ten wątek. Kamose postanowił trochę poczekać, by dać mu czas do namysłu, ostatecznie i tak postanowił postawić na swoim. Chciał dowiedzieć się, o co w tym wszystkim chodziło i nie podda się już przy pierwszej przeszkodzie.
– Od razu posłałaby po jakiegoś specjalistę. Widzisz, on sam zasugerował, by zbadał cię ktoś jeszcze – zaczął, ostrożnie dobierając słowa. – Podejrzewa, że to nie było normalne i ktoś chciał, byś się pochorował. Albo próbował cię otruć – dodał znacznie ciszej, jakby obawiał się, że mogą zostać podsłuchani. Prawdopodobnie Lucy zabroniła powtarzać tak makabryczne teorie.
– Nie powiedziała tego moim rodzicom, prawda? – zapytał po chwili Kamose. Bał się, że mogło zdarzyć się najgorsze, ale musiał wiedzieć, by się na to przygotować.
– Oszalałeś?! – zawołał Andrew. – Lucy nie jest tak głupia, by powtarzać niesprawdzone teorie. A tak w ogóle, to bardziej martwi cię, co powiedzą rodzice, niż fakt, że być może ktoś próbował cię zabić? – zapytał, spoglądając na Kamose zaszokowany, jakby nagle młodszy mężczyzna zamienił się w żabę. – Nie wraca ci aby gorączka?
– Nie znasz mojej matki. Od razu by tu przyjechała i zabrała mnie do domu. I przy okazji pewnie niezła afera by się z tego zrobiła. A słowami tego lekarza nie warto przejmować się na zapas – dodał, próbując jakoś pokazać Andrew, że wszystko z nim w porządku. – Kto miałby to zrobić? Przecież nie… – urwał gwałtownie, nie będąc w stanie dokończyć zdania.
Starucha, przemknęło mu przez myśl. Czyżby dosypała coś do herbaty? Z jednej strony wydawało mu się to bardzo prawdopodobne. Gdy tylko przekroczył próg domu, czuł coś dziwnego. Może już wtedy przeczuwał, że coś się stanie, ale zignorował to uczucie, by dowiedzieć się, co powie. No właśnie, tu pojawiał się problem. Jeżeli chciała, by spełnił jej absurdalną prośbę, to przecież nie mogła chcieć go otruć. Martwy na nic by się nie przydał, chyba że sądziła, że po takim zdarzeniu archeolodzy ustąpią. Mogłoby się to nawet udać, biorąc pod uwagę, że władze od razu zainteresowałyby się taką śmiercią, wszczęły dochodzenie i powstałaby niezła afera, podczas której wszyscy zapomnieliby o grobowcu Elleshara.
– Czyli jednak ktoś mógł to zrobić? – wyrwał go z obmyślania kolejnych torii spiskowych zatroskany głos Andrew. – Coś ty robił, Kamose?
Młody mężczyzna przez chwilę zastanawiał się nad odpowiedzią. Nie zapomniał, że archeolodzy nie byli z nim szczerzy i coś ukrywali, co z satysfakcją podkreśliła nawet starucha. Jednak z drugiej strony powiedzenie prawdy w tym wypadku wydawało mu się właściwsze. Chciał zrzucić ten ciężar z ramion, poznać opinię innej osoby, usłyszeć z czyjś ust potwierdzenie własnych domysłów, że babcia Sahirah to wariatka, która ubzdurała sobie istnienie magii i egipskich bogów.
– Poszedłem do domu tej staruchy, która zaczepiła nas w barze. Myślałem, że dowiem się czegoś więcej o Ellesharze, ale nadal utrzymywała swoje teorie o magii – wyznał Kamose, starając się mówić beztrosko, jakby opowiadał o tym, co jadł na kolację.
Andrew westchnął zrezygnowany, ale nic nie powiedział. Po chwili upił kilka łyków herbaty, jakby próbował poukładać myśli. Młodemu mężczyźnie nie podobało się, jak na niego patrzył. Miał wrażenie, że siedzi przed nim jego ojciec, mający za chwilę ukarać syna za jakieś nieposłuszeństwo.
– Nie zrobiłbym tego, gdybyście od razu powiedzieli mi, co się tutaj dzieje – odezwał się po chwili Kamose, nie potrafiąc dłużej znieść nieprzyjemnego milczenia. Chciał mówić normalnie, ale jego głos jakby sam z siebie wskoczył na wyższe tony. – Jeżeli tak ważne jest, by zachować te wszystkie tajemnice, to mogliście w ogóle mnie tutaj nie zabierać – dodał buntowniczo, świdrując kolegę wzrokiem.
– To nie był mój pomysł, aby trzymać to w sekrecie – rzekł Andrew. Był nadzwyczaj spokojny, jakby wcześniejszy wybuch Kamose w ogóle nie miał miejsca. – Powiem ci, co wiem, ale musisz obiecać, że nie będziesz tego rozgłaszał na prawo i lewo oraz już nigdy więcej nie zbliżysz się do starej Esmilli. Gdy nas zaczepiła, zaciągnąłem trochę języka i większość tubylców twierdzi, że starucha jest szalona. Inni sądzą, że potrafi być też niebezpieczna, ale wtedy wyręcza się dziewczyną, którą przygarnęła i wychowała.
– Sahirah wcale taka nie jest – zaprzeczył szybko i gwałtownie młodszy mężczyzna, na co Andrew pytająco uniósł do góry brwi. – Myślałem, że jest prawdziwą wnuczką staruchy – dodał, próbując sprowadzić temat na inne tory.
– Podobno przygarnęła Sahirah, gdy była małą dziewczynką, nikt nie wie, kim byli jej rodzice, nigdy nie pojawili się, by zabrać dziecko do domu ani nic w tym stylu – wyjaśnił Andrew.
– Żal mi jej – stwierdził Kamose, wyobrażając sobie, jak ciężkie musiała mieć dzieciństwo z taką babcią. – W każdym razie obiecuję, że już więcej się w domu staruchy nie pojawię, nawet gdyby proponowali mi za to miliony funtów i nikomu nie pisnę ani słowa – zapewnił, zamierzając dotrzymać danego koledze słowa.
Andrew wydawał się zadowolony, dopił do końca swoją herbatę, zanim zaczął mówić.
– Przede wszystkim to pan Gamal chciał, by prawdziwy powód tej ekspedycji zachować w tajemnicy, znają go tylko ci, którzy pracowali nad wskazówkami znalezionymi w innym grobowcu, co już ci mówiłem. Oficjalnie badamy kolejny grobowiec, możemy zrobić, co chcemy ze wszystkim, co znajdziemy w środku, wyjątek stanowi berło Elleshara. Pan Gamal chce zachować je dla siebie, ale nie powiedział dlaczego – dodał Andrew, widząc, że Kamose chciał mu przerwać. – Lucy na to przystała, ponieważ to on od dawna finansuje naszą pracę.
– A co ze mną? – zapytał archeologa, widząc że ten zamilkł, jakby uważał temat za zakończony. – Po co mnie zabraliście?
– To też był pomysł pana Gamala. To on nawiązał porozumienie z Cambridge, szukając studentów chętnych do pomocy. Nie znam powodów, jakimi się kierował, ale to właśnie on wybrał ciebie, nie wiem dlaczego. A Lucy trzyma cię z daleka od wszystkiego, ponieważ uważa, że jesteś młody i masz długi język, i przy pierwszej nadarzającej się okazji zdradziłbyś wszystkim prawdziwy cel ekspedycji. A jak nie teraz, to rozgłosiłbyś po powrocie do Wielkiej Brytanii.
– Nie jestem taki – mruknął niezadowolony Kamose, nie mogąc uwierzyć, że Lucy właśnie tak go widziała, dopiero później zorientował się, że przez swoją gwałtowność wszedł w słowo Andrew, który nie dokończył już wcześniejszej myśli. – Ale chyba nie sądzisz, że Gamal wierzy w tutejsze legendy i uważa berło za zaczarowane i zdolne zniszczyć świat.
– Musiałby być szalony jak ta starucha. Sądzę, że to kolekcjoner i uważa, że takie berło będzie świetnie się prezentować w jego kolekcji. Nie wiem, co nim kieruje, Kamose, i nie chcę o tym myśleć. Cieszę się, że mam tę pracę i tyle. I postaram się przekonać Lucy, by nie przesadzała, może da ci jakieś ciekawsze zajęcie. Prześpij się teraz.
Andrew zaczął zbierać przyniesione ze sobą naczynia, a Kamose miał nadzieję, że uda mu się przekonać szefową, by poszła po rozum do głowy i nie oceniała go, nic o nim nie wiedząc. Zresztą po ostatnich męczarniach należało mu się coś od życia.
– Starucha powiedziała, że Elleshar żył za czasów Amenhotepa III –odezwał się, gdy kolega rozsuwał już poły namiotu, by wyjść na zewnątrz.
– To dziwne, bo obrazki, które znaleźliśmy wyglądają na starsze, Jack też tak twierdzi, a w końcu jest specjalistą – zadumał Andrew, marszcząc brwi. – Pogadam z nim jeszcze i dziękuję, że mi powiedziałeś. Odpoczywaj i nie przejmuj się niczym, aż w pełni nie wrócisz do sił. Wieczorem przyniosę ci kolację – zapewnił, po czym wyszedł z namiotu.
Mimo że tylko rozmawiali, Kamose czuł się zmęczony. Położył się wygodnie, chcąc się trochę zdrzemnąć z nadzieją, że nic dziwnego mu się nie przyśni. Właśnie wtedy jego wzrok napotkał na rzuconą w kąt kartkę papieru, jego notatki na podstawie listu Sahirah. Wiedziony dziwnym przeczuciem sięgnął po nią. Nie pomylił się, miał skręcić w pierwszą uliczkę po lewej za śmierdzącą piekarnią. Dopiero teraz przypomniał sobie, że dom staruchy znajdował się po prawej stronie.
Głowa rozbolała go jeszcze mocniej, gdy zaczął się nad tym zastanawiać. To nie mógł być błąd, gdyż wcześniej wszystkie kierunki zostały podane poprawnie. Czyżby dziewczyna w ten sposób nie chciała dopuścić, by spotkał się z jej babcią? Czy dlatego wyglądała na niezadowoloną, gdy zobaczyła go przez okno?
Nie minął tydzień odkąd usłyszał imię Elleshara, a już miał dość wszystkich tajemnic i niedopowiedzeń. Przez chwilę liczył na to, że pani Haviland przyjedzie, by zabrać stąd syna. Udawałby niezadowolonego i zbuntowanego, ale w duchu ciszyłby się z pretekstu do opuszczenia Egiptu i zapomnienia o starożytnym wojowniku z magicznym berłem. Wyobrażając sobie wtargnięcie matki do obozu, zasnął.
~ * ~
Kamose kluczył pomiędzy budynkami, skracając drogę, by jak najszybciej dotrzeć do celu. Czuł, że ma coś ważnego do zrobienia, chociaż w tamtym momencie nie potrafił powiedzieć, co to było. Jednak jakoś specjalnie się tym nie przyjmował, gdy przyjdzie odpowiedni moment, wszystko okaże się jasne.
Z łatwością przeskoczył niski murek, otaczający jakiś dom. Nie obchodziło go, że właśnie szedł po czyimś trawniku; i tak nikogo nie było w pobliżu, a przynajmniej on nie dostrzegł nikogo w ciemności. Jedynie wielki tygrys siedział nieopodal, patrząc na mężczyznę błyszczącymi oczami.
Tygrys?! Kamose zatrzymał się gwałtownie. Lekko zaintrygowany, nie miał pojęcia, dlaczego nie drżał ze strachu na widok dzikiej bestii, spojrzał na zwierzę, ale ono nie ruszyło się z miejsca. Wzruszył ramionami i pobiegł dalej.
Gdy zbliżał się do ogromnego budynku, celu podróży, zobaczył, że drogę blokuje mu znajoma postać. Niesamowicie wysoka kobieta w kowbojskim kapeluszu. Odwróciła twarz w stronę Kamose, otwierała usta, by coś powiedzieć… I wtedy poczuł chłodną dłoń na czole.
Mężczyzna obudził się i usiadł gwałtownie, stwierdzając, że znajduje się w swoim namiocie. Obok jego posłania klęczała lekko wystraszona Sahirah. Od razu pożałował, że postąpił tak impulsywnie, bo powrócił okropny ból głowy, z którym nie potrafił rozstać się od kilku dni. Nawet się cieszył, że jutro lub dzisiaj, bo nie miał pojęcia, która była godzina, zbada go inny lekarz, może ten znał leki będące w stanie złagodzić ból.
– Co tu robisz? – zapytał podejrzliwie Sahirah. Nadal pamiętał słowa Andrew o tym, że ktoś mógł chcieć go otruć. Czyżby dziewczyna zakradła się tutaj na polecenie babci, by dokończyć dzieła?
– Chciałam się przekonać, że nic ci nie jest – powiedziała. Wszelki strach zniknął, natomiast teraz na jej twarzy malowała się łagodność, której nigdy wcześniej nie widział. – Wtedy tak nagle się rozchorowałeś. Nie wiedziałam, co ci było i… trochę się martwiłam… – zakończyła z lekkim wahaniem, po czym przeniosła wzrok na własne kolana.
Kamose miał zamiar wspomnieć o podejrzeniach otrucia, ale zrezygnował z tego pomysłu. Nie wierzył, by Sahirah była zdolna do takiego czynu. Wcześniej babcia dziewczyny działałaby na własną rękę, nic nie mówiąc wnuczce. To było jedyne wyjaśnienie, gdy chodziło o trucizny.
– Chyba klimat Egiptu mi nie służy – stwierdził zamiast tego mężczyzna.
Patrząc na dziewczynę, w duchu przekonywał sam siebie, że taka musiała być prawda. Tutejszy lekarz nie mógł być profesjonalistą, skoro wysnuwał tak niedorzeczne teorie. Żałował, że Lucy mu uwierzyła.
– Już mi lepiej – dodał Kamose, licząc, że Sahirah nie domyślała się, dlaczego ciągle pocierał skórę na skroni. – Jutro jadę do miasta, by zrobili mi wszystkie potrzebne badania, rutynowa sprawa w przypadku choroby – wyjaśnił, widząc zaskoczenie na twarzy dziewczyny. – A potem będę mógł wrócić do pracy – zakończył raźno.
– Do pracy? – powtórzyła z niedowierzaniem Sahirah.
Kamose od razu zorientował się, co miała na myśli. Wcześniej nie chciał przy niej nic na ten temat wspominać, ale najwyraźniej nie miał wyboru. Liczył jednak na to, że dziewczyna nie będzie miała mu tego za złe i w przyszłości zakradnie się jeszcze do jego namiotu lub spotkają się gdzieś indziej.
– Nie wierzę twojej babci – powiedział prosto z mostu. – Magia i artefakty pozwalające zawładnąć światem nie istnieją, każdy rozsądny człowiek to wie. Archeolodzy powiedzieli mi, dlaczego wcześniej nie wspomnieli o Ellesharze. Nie ma już między nami żadnych tajemnic, dlatego trzymam ich stronę i nie mam zamiaru powstrzymywać dalszego badania piramidy. – Oraz istnieje prawdopodobieństwo, że twoja babcia chciała mnie zabić, więc tym bardziej nie mam zamiaru mieć z nią nic wspólnego, dokończył w myślach.
– Ja… muszę już iść. Cieszę się, że już dobrze się czujesz.
Pospiesznie chwyciła lampę, którą musiała przynieść ze sobą. Zdmuchnęła ją, po czym wyszła z namiotu, ani razu nie oglądając się z siebie. Kamose, leżąc w ciemnościach, zastanawiał się, czy dobrze zrobił mówiąc jej o tym.
~ * ~
Nie wiem, czy dobrze zrobiłam, ale po wykasowałam ostatni, bardzo krótki fragment tego rozdziału opisujący rozmowę Sahirah z jej babcią. Wydawało mi się, że za dużo zdradzał i lepiej zostawić to w tej formie. Chociaż równie dobrze mogło się okazać coś całkowicie przeciwnego. No nic, decyzja podjęta.
A tak z innej beczki, to zastanawiam się, jaki mam sens numerowanie i nadawanie tytułów rozdziałom w książce, po czym nie zamieszczanie spisu treści. Papier może i trzeba oszczędzać, ale jedna strona nikogo by nie zbawiła…

27 komentarzy:

  1. Nadrobiłam poprzedni rozdział i przeczytałam czwarty, no i muszę przyznać, że mam wiele wątpliwości co do postępowania staruszki. Kobieta z całą pewnością nie należy do zwyczajnych osób, ale czego ona tak naprawdę chce od Kamose? No i czy go naprawdę otruła? Myślę, że co nieco o tym wie Sahirah, ale jak na razie milczy jak zaklęta. Widać, że dziewczyna martwi się na swój sposób o chłopaka, ale chyba boi się babci.
    Kamose jak widać nie wierzy w legendy, ale myślę, że wkrótce stanie się coś dzięki czemu to się zmieni. No i po co naprawdę Gamalowi berło?
    Opisy są świetne, a twoja historia ciekawi mnie coraz bardziej. Czekam na kolejny rozdział. Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję :)
      Postępowanie staruchy na razie zostanie tajemnicą, wszystko zacznie się wyjaśniać dopiero w czwartej, ostatniej części historii. Chwilowo Kamose nie będzie niczego świadomy. Natomiast Sahirah wiele wie o postępowaniu babci, ostatecznie mieszka z nią pod jednym dachem i ciężko byłoby wraz z upływem lat niczego się nie dowiedzieć.
      A nad motywami Gamala muszę jeszcze pomyśleć, bo mam kilka pomysłów ;)

      Usuń
  2. Co to za staruszka jedna, no... no i w co zamieszany jest Kamose... Nie na próżno pewnie pokazane jest, że Kamose nie wierzy w te legendy... myślę, że coś się namiesza jeszcze.. no i co z tą Sahirah? ona coś wie... kurcze.
    Z berłem to już w ogóle mnie zaciekawiłaś! i chcę już wiedzieć o co kaman! Pisz szybciej notkę <3 Mega notka ;*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję :)
      Gdyby Kamose uwierzył staruszce od razu, to możliwe, że jego życie potoczyłoby się zupełnie inaczej. Ale to typowy racjonalista.
      A kolejny rozdział wczoraj skończyłam i pewnie opublikuję za tydzień w środę. Jednak sądzę, że wiele zagmatwa niż wyjaśni.

      Usuń
  3. Ciekawe, czy ze stanem Kamose ma coś wspólnego ta starucha, czy może to zwykły przypadek. Jednak wydaje się podejrzane, że stało się to akurat teraz, tuż po tym, jak u niej był. Ale w sumie, jaki miałaby interes w krzywdzeniu go, skoro martwy na nic by się nie przydał? No chyba, że faktycznie pozostali by się przestraszyli i zaprzestali poszukiwań, ale coś czuję, że chyba nie o to tutaj chodzi.
    Wgl mam wrażenie, że współpracownicy nadal nie są z nim do końca szczerzy, że powiedziano mu część faktów, ale nie wszystkie, żeby po prostu przestał drążyć.
    Jego trzeźwe podejście i nieumiejętność uwierzenia w magię też mi się wydają wiarygodne, w końcu w obecnych czasach raczej rzadko kto wierzy w takie rzeczy (tym bardziej, że masz akcję w normalnym świecie). Pewnie dopiero uwierzy, kiedy naprawdę się zetknie z czymś magicznym i przekona się na własnej skórze.
    Zastanawia mnie też, czy starucha i Sahirah jeszcze się kiedyś pojawią. Miałam wrażenie, że dziewczyna miała jakiś powód, by odwiedzić chłopaka poza sprawdzaniem jego samopoczucia, ale pewnie nie powiedziała mu, bo uraziły ją jego słowa. No, ale może się jeszcze kiedyś wyjaśni, o co jej dokładnie chodziło i jakie dokładnie są jej relacje ze staruchą.
    Czekam na kolejny odcinek ^^. Na razie opowiadanie się zapowiada bardzo fajnie, nawet nie zauważyłam, kiedy przeczytałam cały rozdział.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję :)
      Wszystkie działania staruchy zostaną wyjaśnione w czwartej, ostatniej części opowiadania, dlatego milczę jak zaklęta, chociaż prawie bym tu już napisała coś za dużo. W każdym razie w dwóch kolejnych nie będzie występować i Kamose również przestanie o niej myśleć, zajęty innymi problemami. W tej części także się już starucha nie pojawi, bo został ostatni rozdział. Co do Sahirah to jeszcze nie zdecydowałam, co dokładnie z nią zrobię. Może będzie, może nie, zależy, jaką decyzję podejmę.
      Kamose to typowy realista, wierzący jedynie w to, co jest w stanie udowodnić nauka. Wszelkie kwestie nadprzyrodzone uważa za bzdury. I rzeczywiście zmieni podejście dopiero, gdy na własne oczy zobaczy i doświadczy magii, chociaż pewnie na początku i tak będzie nie dowierzał.

      Usuń
  4. To opowiadanie jest po prostu świetne. Lepsze chyba niż BD, bo już od początku stawaisz nie tylko na tworzenie fantastyki, ale i na uczucia, widać, że idzie Ci to o wiele sprawniej, a pomysły jak zwykle masz genialne. Intryga za intrygą... S jest najabrdziej fascynującą i tajemnicza osobą, myślę, że zalęzy jej na Kamosem, ale że nie powinna się z nim widywać, i dlatego uciekła bez żadnych wyjaśnień... NIe chce, żeby babka się dowiedziała. ale nie potrafię ocenić, co takiego ona oczekuje, czy jest za babką czy nie... zaczynam się zastanawiać, czy S przypadkiem nie pochodzi ze Starożytnego Egiptu, wcale by mnie to nie zdziwiło, szczególnie jeśli nie wiadomo, kim są jej rodzice... Starucha... nie wiem, czy go otruła czy nie, ale nie sądzę, żeby to była wykła infekcja... może Lucy coś wie, skoro wcześniej nie chciała go zawozić do szpitala. o Andrew nic nie podejrzewam, mysle, że powiedizał wszystko, co wie, ale nie sądzę, żeby ten Egipcjanin był zwykłym kolekcjonerem, myślę, że wierzy w legenduy... Jestem bardzo bardzo zaintrgyowana, co będize dalej. I chce ponać bezpośrednio matkę Kamosego, myślę, że jest genialnaxD

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję :)
      Ja i tak bardziej lubię Braci, bo z nimi zżyłam się od dwóch lat, a tutaj to dopiero początek. Jednak rzeczywiście teraz mam już większe doświadczenie w pisaniu i tamte pierwsze rozdziały są na pewno dużo gorsze od tych.
      Oczywiście na temat działań Sahirah na razie nic nie zdradzę, kiedyś wszystko się wyjaśni. Jednakże w tym krótkim fragmencie, który wykasowałam było powiedziane, że dziewczyna niczego nie potrafi ukryć przed babcią. I starucha mimo wszystko dowiedziała się o tej wycieczce do namiotu Kamose.
      No tak, Andrew tutaj powiedział wszystko, co sam wie. Może z wyjątkiem jednej rzeczy, bo zapomniałam o tym w trakcie pisania i w kolejnym rozdziale dodałam to przy innej okazji.

      Usuń
  5. Podoba mi się ta historia :) Tyyyle tajemnic <3<3<3 Czekam na nn oraz na wyjaśnienie paru rzeczy ;)

    Dużo weny i żelków życzę
    Żelcio

    OdpowiedzUsuń
  6. Cześć, Janelle, wpadłam do Ciebie, bo stwierdziłam, że, co jak co, ale Twoje opowiadania zawsze lubiłam, ale... Ale... Zawiodłam się wykonaniem, szczególnie pierwszym akapitem, gdzie chyba aż 4 razy wystąpił czasownik być i pojawił się tam również mieć... Ciągle też "zdawać", "zaczynać", poszczególne słowa, poszczególne głosy, poszczególne osoby - nawet jeśli było to zamierzone, nie podobało mi się. Tu się mieszają głosy, tu mieszają mary nocne. Jedne sprawiały, "Szczególnie jedna, z patrzącym na niego groźnie jednym... "
    "Czasem szedł przed siebie jakby ciągnącym się w nieskończoność kamiennym korytarzu." - kamiennym korytarzem, on szedł, od jakby zaczyna się wtrącenie.
    Obrazki - wygląda to trochę karykaturalnie, psuje nastrój.
    "Niewidzialna siła pchała go dalej przed siebie." - wiadomo, że można pchać do tyłu, ale skoro pchała go dalej, to znaczy że do przodu, przed siebie...
    I jednakże xD wszędzie, wszędzie na początku xD
    "ale szybko poniechał ten pomysł." jakoś mi to nie brzmi
    I coś jeszcze mi zgrzytało, ale muszę się zbierać, bo zaraz mnie mój luby zabije i poćwiartuje...
    Podczas prowadzenia między dwoma panami rozmowy o wiele lepiej się czytało, chociaż i tam też pojawiał się często niemal obok siebie czasownik być i zacząć, tak... Nie wiem, ogólnie, nie podobało mi się, chociaż pomysł jest naprawdę dobry, to jego wykonanie, kurdeee, czytałam Twoje wcześniejsze opowiadania, tutaj, jakby, cofnęłaś się, no, ale, przejrzę, kiedy znajdę odrobinę czasu wcześniejsze rozdziały. Na temat fabuły się nie wypowiadam, nigdy nie wiem, co napisać, jak się odnieść, Kamose mnie irytował, przypominał mi mamisynka, który nie bardzo potrafi sobie poradzić, ale może to tylko dlatego, że przeczytałam jedynie ten rozdział? Zerknę na poprzednie niebawem, obiecuję.

    dzikie-anioly.blogspot.com
    Pozdrawiam, weny życzę!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cóż, każdy może mieć własne zdanie. W każdym razie pierwszy fragment właśnie w takiej formie był zaplanowany.

      Usuń
  7. Już jestem. Wybacz, że tak późno, ale nie mogę sobie kompletnie znaleźć czasu na siedzenie przy komputerze. No ale nic, znalazłam czas i już komentuję.
    Naprawdę imponujący opis przeżyć bohatera, gdy był nieprzytomny. Szczerze nie wiedziałam, że można w tak rozbudowany, ale wcale nie nużący sposób to opisać. Potrafiłam sobie wręcz wyobrazić co czuł bohater.
    Tak jak chyba pisałam we wcześniejszym komentarzu, jestem pewna, że to Starucha dodała coś do herbaty, ale nie wiem jaki miałaby w tym cel. Ale jest ona naprawdę tajemniczą osobą, więc nic w jej zachowaniu mnie nie zdziwi. I czy to rzeczywiście Sahirah nie chciała, by przyszedł do jej babci? No no. Lubię tę kobietę i jestem ciekawa jej historii. Mam nadzieję, że kiedyś to opiszesz szczegółowo. No i muszę dodać, że czekam, aż nawiąże się jakiś romans między nią, a Kamose. Cii, ja tego nie napisałam :D
    Rozmowa z Andrew była interesująca i utwierdziła mnie w przekonaniu, że Gamal jednak wierzy w to co starucha, czyli w magiczną właściwość berła. Jestem bardzo ciekawa jego postaci. W ogóle wszystko mnie intryguje. Trochę szkoda, że nie dodałaś jednak tego ostatniego fragmentu, ale może rzeczywiście lepiej dowiadywać się wszystkiego po kolei? Pozdrawiam serdecznie i życzę dalej tak wspaniałej weny do pisania :*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję :)
      Oczywiście mam w planach wyjaśnienie wszystkiego co tyczy się staruchy i Sahirah, ponieważ nie lubię tego typu wątków zostawiać otwartych. Lecz nastąpi to dużo później, gdyż łączy się z samym zakończeniem historii.
      Gamal też się pojawi, jednak dopiero w czwartej części. Ale jego dokładniejszą rolę muszę jeszcze przemyśleć.

      Usuń
  8. Początek był świetny, taki mglisty i ciekawy, sny pomieszane z prawdą... Dużo rzeczy zaczyna mnie intrygować. Kim jest ta kobieta z figurki? Czy staruszka chciała zaszkodzić Kamose? Czy Kamose wyzdrowieje całkowicie? Czego chce ten pan Gamal? Dużo pytań, które niemalże przykuwają czytelnika do tej historii :)
    Przepraszam za krótki komentarz ale piszę z komórki ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję :)
      I niestety, na większość odpowiedzi na te pytania trzeba będzie poczekać do ostatniej części opowiadania. Jedynie stan zdrowia Kamose wyjaśni się niebawem.

      Usuń
  9. sam sex
    http://siberiancat.deviantart.com/art/Gelu-164367460

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie kuś, nie chcę być jak ty :P

      Usuń
    2. http://basaktinli.deviantart.com/art/Gelu-heroes-396120961

      Usuń
    3. Może sobie gdzieś jako miniaturkę ustawię.

      Usuń
  10. Pewnie otruła go starucha. Wszystko wskazuje na nią, a po za tym, Sahirah dziwnie się zachowywała, jakby nie chciała dopuścić do ich spotkania. Wątpię, żeby nagle się źle poczuł zaraz po wyjściu od niej z powodu klimatu.
    Co do jego współpracowników, to mam przeczucie, że cały czas coś przed nim ukrywają i powiedzieli tylko część prawdy aby dał im spokój. I Gamal na pewno wierzy w te legendy i magię. Bo, po co byłoby mu potrzebne berło. Ciekawe, dlaczego ten sponsor wybrał akurat Kamose. Być może z powodu egipskiego imienia.
    Nie mogę się już doczekać pójścia głównego bohatera do piramidy. Teraz nie wydaje się aby miał takie plany, więc ciekawe, co go do tego skłoni.
    Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Rzeczywiście Andrew nie powiedział o jeszcze jednej rzeczy, o której sam wie, bo ja zapomniałam, gdyż pisałam ich rozmowę dwa dni. Zdecydowanie najwięcej wie Lucy, ale tak szybko się nie zdradzi.
      Sprawa z Gamalem i jego zamiary także będą wyjaśnione dopiero w ostatniej części historii.

      Usuń
  11. Trafne stwierdzenie z tymi książkami. Jeżeli już nikomu nie chce się robić spisu, to niech autor sobie jedynie oddzieli części tekstu numerkami i da spokój z nazwami rozdziałów, bo co komu po tym? I tak, jakby się chciało szybko coś odnaleźć w książce to bez spisu zajmie to długo, czy się pamięta nazwę rozdziału, czy nie. Heh ;)
    Powiem tak. Już w poprzednim rozdziale wydawało mi się, że kto, jak kto, ale Sahirah nie ma pojęcia, dlaczego Kamose się tak nagle rozchorował.Oczywiście, można tutaj zwalać wszystko na staruszkę, ale trucicielem mógł być również ktoś z obozu archeologów, kto nie zamierzał dzielić się z młodym archeologiem swoimi tajemnicami. Może zrozumiał, jak duże jest niebezpieczeństwo ze strony chłopaka i po prostu zdecydował się go usunąć. Nie wiem czemu, ale jeśli dobrze pamiętam, to Andrew ostatnio pozwolił Kamose zapalić od siebie papierosa i, jeśli moja kolejna teoria nie będzie prawdziwa, to mogę pokusić się o podejrzenia, że to właśnie Andrew - czy to specjalnie, czy zupełnie nieświadomie (Lucy nie wszczęła awantury!) przyczynił się do znacznego pogorszenia stanu zdrowia młodego chłopaka. Moja główna teoria jest jednak inna. Babce Sahirah przecież zależało na tym, aby Kamose zrobił to, czego ona chce. A, jak widzimy, nic z tego nie wyszło, bo chłopak podejrzewa, że został przez nią otruty. Mnie się jednak wydaje, że to nie było takie typowe otrucie. Skoro staruszka wierzy w magię itp., to dlaczego nie miałaby użyć jej na Kamose? Skąd możemy mieć pewność, że choroba Kamose nie miała otworzyć mu oczu na pewne znaczące kwestie? Podczas gorączki chłopak widział przeróżne obrazy, w tym samego Elleshara! Jak na moje rozumowanie, to to coś musi oznaczać. Według mnie babka Sahirah przyczyniła się do tego, aby chłopak najzwyczajniej dostrzegł to, czego nie widzą, bądź zwyczajnie próbują zignorować pozostali archeolodzy. Może Sahirah rzeczywiście została poinformowana o tym, aby podać coś Kamose, lecz sama dziewczyna nie wiedziała, jak zadziała taki "halucynogenny" środek, który pomoże mu "uwierzyć w prawdziwość słów staruszki". Dlatego też zastanawiam się, czy staruszka - jeśli tak naprawdę było - nie popełniła wielkiego błędu. Może, gdyby podała chłopakowi dziwne coś za jego zgodą, byłby w stanie przejść teraz na jej stronę? A tak, podejrzewa on najgorsze i nie chce mieć z nią nic wspólnego. Cóż, szczerze mu się nie dziwię. Sama zareagowałabym zapewne tak samo, albo jeszcze gorzej. Poszłabym do kobiety i oskarżyła ją o próbę otrucia, a resztą zajęłaby się policja, chociaż za granicą to mogłoby to być dość trudne. Zwłaszcza w Egipcie, gdzie tubylcy nie lubią obcokrajowców, co przecież Kamose doskonale wie.
    Nie uważam więc, że babka Sahiry jest złą kobietą. Nie chciała zapewne skrzywdzić chłopaka, lecz pomóc mu na swój szalony, bardzo niebezpieczny sposób. Zobaczymy, co jej z tego wszystkiego przyjdzie :D
    A jeśli chodzi o Gamala, to mam nieodparte wrażenie, że wybór Kamose wcale nie był przypadkowy. Może istnieją jakieś legendy, przepowiednie, które mówią o tym chłopcu i mężczyzna doskonale o tym wie? Może to tylko i wyłącznie Kamose będzie mógł dotknąć berła, by potem przekazać je Gamalowi? Kto wie, czego ten Egipcjanin chce od naszego bohatera. Ale nie wydaje mi się, aby wybór był przypadkowy!

    Widziałam, że dodałaś już nowy rozdział! No, no! Powiem Ci, że szybko Ci to idzie :D Postaram się przeczytać jutro, ale nie obiecuję, bo mam nawał roboty. ;)
    Pozdrawiam serdecznie!

    OdpowiedzUsuń
  12. Wydaje mi się, że Andrew wie dużo więcej niż mówi. Sam fakt, że wiedział jak ta starucha ma na imię daje dużo do myślenia. Dobrze, że Kamose czuje się troszeczkę lepiej, chociaż te dziwne sny są niepokojące. Może to zamierzony efekt działania tej herbaty? Jestem ciekawa czy to rzeczywiście starucha go otruła czy może jednak ktoś z obozu. Intryguje mnie zachowanie Sahirah, wygląda na to, że jej również zależy na tym, aby Kamose powstrzymał całą ekipę zanim będzie za późno. Tak jak wspomniała starsza pani, wydaje mi się, że imię Kamose nie jest przypadkowe. Gamal musi również myśleć podobnie, bo inaczej nie wybrałby akurat tego studenta. A skoro tak zależy mu na berle, to znaczy, że wierzy również w magię i możliwość ogromnej władzy.

    Pozdrawiam ;)

    OdpowiedzUsuń
  13. Ok, u Ciebie będę komentowała częściowo, bo trochę tych rozdziałów opublikowałaś... Mam nadzieje, że nie będzie to problem, że będę tak czytała na raty...

    Spotkanie w domu staruchy bardzo ciekawy, no i aż sama czułam ciarki, kiedy tak rozglądał się po pomieszczeniu... No i z pewnością popełnił błąd pijąc tę herbatę. Z pewnością to po niej tak się strasznie rozchorował... Mam nadzieje, że czytając dalej, wyjaśni się kwestia choroby Kamose...
    I co tam jeszcze... Aha... przeszłość Sahirah... Myślałam, że jej prawdziwą wnuczką Staruchy, a tu okazje się, ze jednak została przez kobeitę przygarnięta... hymm, nie wiem, czemu, ale wydaje się mi to dość tajemnicze... a może się mylę?
    Ok, idę dalej czytać, a drugiego komentarza oczekuj niebawem ;)

    Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
  14. Znów mała przerwa w komentowaniu, ale zaczęłam już studiować i pierwsze kilka dni były takim jakby... szaleństwem, ale powoli zaczyna się wszystko uspokajać, więc jest też czas na czytanie i nadrabianie blogów! :)
    Zacznę może od błędów, jak zawsze :)

    "Może dotyk czyjś drobnych dłoni [...]" - 'czyjś' jest tutaj w ogóle nietrafionym słowem. Jeśli już koniecznie chcesz go użyć (sorki, ale nie operuję mądrymi, polskimi nazwami, dlatego nie powiem, jaka to część zdania :P), to byłby w tym przypadku 'czyichś'. Ale najczęściej to słowo jest takim zapychaczem jakby, totalnie zbędnym i niepotrzebnym tutaj. Więc możesz spokojnie wywalić je ze zdania, a sens pozostanie ten sam ;)
    "Zarazem jednak wiedział, że tak nie było, zdawało mu się, że wiedział, do kogo należały poszczególne głosy." - brzydkie powtórzenie słowa 'wiedział'.
    "Ale wiedział, w duszy wiedział, że nie był sam." - zdanie po wcześniejszym powtórzeniu znów mamy brzydkie powtórzenie. Domyślam się, że w tym przypadku chciałaś celowo użyć powtórzenia, ale, cóż... nie pasuje zupełnie i bardziej razi, niż daje cokolwiek dobrego.
    "Jeżeli tak ważne jest by zachować te wszystkie tajemnice, [...]" - przed 'by' powinien być przecinek.
    " [...]właśnie szedł po czyimś trawniku i tak nikogo nie było w pobliżu [...]" - okej, pierwsza część tyczy się czegoś innego, druga zupełnie czegoś innego, a użycie spójnika 'i' tutaj niczego nie rozwiąże. By zbyt przedwcześnie zdania nie kończyć, a kontynuować w miarę spójną myśl, używamy średnika. Więc przed 'i' powinien być średnik, żeby to zdanie miało ręce i nogi.
    Wzmiankę o tygrysie potraktowałaś nieco po macoszemu - skoro już wspomniałaś o tak egzotycznym zwierzęciu (skąd tygrys w Egipcie? Przecież, jak już, bliżej im do Azji), chyba powinnaś poświęcić temu nieco więcej czasu, nie wiem, próbę dowiedzenia się, skąd ten kot, u licha, tam się znalazł, a tak Kamose po prostu zdziwił się, zakodował w głowie, olał sprawę i pobiegł dalej, zapominając o temacie. Gdyby to był, nie wiem, wąż, to jeszcze jakoś bym to przeżyła. Ale nie tygrys. Nawet jeśli to był tylko sen.

    Okej, to tyle, jeśli chodzi o błędy w tym rozdziale. Ogółem na razie jest spokój, cisza, nic większego się nie dzieje, choć odnoszę niejasne wrażenie, że Kamose zrobił błąd, mówiąc o tym wszystkim swojemu koledze. Nie wiem, może wyjdą z tego jakieś nieprzyjemne sytuacje? Byłoby ciekawie, nie powiem! :)
    Okej, jako że tutaj nic większego się nie działo, lecę czytać dalej z nadzieją, że tam wywiąże się jakaś ciekawa akcja! :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję :)
      Pojawiła się za to pewna dość istotna kwestia :)
      Natomiast co do tygrysów, to czytałam, że faraonowie i bogaci Egipcjanie sprowadzali do kraju różne egzotyczne zwierzęta z zagranicy i się nimi szczycili, by pokazać swoje bogactwo. Dlatego za bardzo nie skupiałam się na opisie.

      Usuń

Obserwatorzy